Czwartek 27 kwietnia, rano

spędziłem w budynku Sądu Okręgowego w Krakowie w skrzydle K na rozprawie z powództwa mojego Ojca Krystiana przeciw portalowi Onet.pl o ochronę dóbr osobistych. Sprawa dotyczyła umieszczenia przez portal ilustracji do tekstu, która była najdelikatniej mówiąc wysoce niestosowna i całkowicie nieadekwatna do poruszanego w tekście tematu. Na zdjęciu znajdowała się bowiem moja Ś. P. Babcia Maria Brodacka z d. Jaxa-Rożen prowadzona na śmierć przez niemieckich żołnierzy. Tekst natomiast dotyczył Polek, wchodzących w intymne relacje z Niemcami podczas okupacji w okresie ostatniej wojny i znajduje się pod linkiem (http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/zwiazki-polek-z-niemieckimi-zolnierzami-podczas-ii-wojny-swiatowej-dla-wielu-ludzi-to-wywiad/kl67d4). Obecnie widnieje tam inna ilustracja, gdyż portal ją zamienił. Pomoc prawną zapewnia mojemu Ojcu Reduta Obrony Dobrego Imienia (http://rdi.org.pl/).

(blog-n-roll.pl, 28.04.2017)

W rozprawie brała udział licznie przybyła publiczność, massmedia, świadkowie oraz kilka osób z mojej Rodziny.

Jako że byłem w tej rozprawie wezwany w charakterze świadka, wolałbym uniknąć wchodzenia w szczegóły sprawy. Większość moich opinii wygłosiłem podczas zeznania oraz w rozmowie z przemiłą dziennikarką z TV Trwam (mam nadzieję, że z przejęcia nie bełkotałem zbyt mocno) oraz w rozmowie z nieznanym mi dziennikarzem Dziennika Polskiego. Mogę przekazać jednak dwie kluczowe moim zdaniem sprawy, które się z nią wiążą pośrednio.

Pierwszą jest fakt, że nie ma miesiąca, byśmy nie byli bombardowani przez obecne Niemcy szeroko rozumianym kłamstwem oświęcimskim. Tekst opublikowany w Onet.pl podlega oczywiście ocenie krytycznej. Mimo że nie jestem historykiem XX wieku, wydaje mi się, że wpisuje się on w szerszy kontekst – chodzi o wciągnięcie Polaków w odpowiedzialność za ludobójstwo i zbrodnie wojenne, a przynajmniej pokazanie, że „nie byliśmy tacy czyści”, bo, na przykład, nasze kobiety sypiały z Niemcami. Nie wynika stąd oczywiście bezpośredni wniosek o współodpowiedzialności Rzeczypospolitej za zbrodnie niemieckie, ale tworzy pewnego rodzaju mgłę i szum, pewne podłoże i glebę, na której kłamstwo oświęcimskie może się zakorzenić.

Drugą sprawą jest fakt, że organizacja podziemna PLAN, do której należała moja Ś. P. Babcia, była jedną z pierwszych, które otwarcie piętnowały wchodzenie Polek w relacje intymne z Niemcami. Wnioski powinny się nasuwać same.

Ponieważ Kolega tł domagał się relacji, więc w ten sposób czynię zadość Jego prośbie.

Jakub Brodacki

Początek nieszczęść królestwa

Lubię Antoniego Macierewicza. Nie wyobrażam sobie PiS bez Jego siły i dynamizmu.
ALE
też nie wyobrażam sobie Macierewicza poza PiS. Poza PiS Macierewicz stanie się lepszym Giertychem, a PiS bez Macierewicza stanie się odrobinę lepszą Unią Wolności.

(blog-n-roll.pl, 30.04.2017)

Nie wiem, czy red. pulchny Sakiewicz to rozumie.
Nie wiem czy redaktorzy bracia jednojajowe bliźniaki Karnowscy to rozumieją.
Nie wiem czy rozumie to Lisicki a takoż i Rachoń, Lisiewicz oraz Skwieciński, i cała reszta inteligentnych publicystów dwóch imperiów medialnych. Bo chyba roztropny Wildstein to rozumie już od dawna.
Katastrofa smoleńska nierozliczona. Projekty reform gospodarczych w zaczątkach. Pozycja międzynarodowa Polski ciągle za słaba. Na Ukrainie wojna moskiewska trwa w najlepsze. Jeszcze nie możemy dyktować warunków gry. Ale Sakiewicz i Karnowscy na nasz koszt uprawiają swoją prywatę i obrzucają się błotem. OHYDA!

Intuicje i naturalne odruchy sympatii zawsze kierowały mnie ku Antoniemu Macierewiczowi. Ale jeśli wojna przejdzie w fazę gorącą, czyli wejdzie na etap rozłamu wewnątrz PiS, wówczas ani Antoni Macierewicz, ani Jarosław Kaczyński nie będą mogli liczyć na moje poparcie. Tym bardziej na moje poparcie nie zasłuży Jarosław Gowin, Zbigniew Ziobro czy Budyń, który już i tak jest poza PiS. Wszyscy będziecie dla mnie skompromitowani i pożegnam się z wami bez wahania. Nie będę miał na kogo głosować.

Wszystkim, którzy z pierwszego, drugiego i trzeciego miejsca próbują doprowadzić do rozłamu, polecam cytat z pamiętników Jakuba Łosia, który po opisaniu wojny domowej w roku 1666, na rok 1667 wpisał tylko tyle:

Na początku powołał Pan Bóg naprzód królową [Ludwikę Marię], hetmana wielkiego pana wojewodę krakowskiego Stanisława Potockiego, jmp marszałka [Jerzego Lubomirskiego].

Król Kazimierz na sejmie w Warszawie abdykował królestwu a interregnum nastąpiło 1668”.

Powołał – czyli odwołał do siebie. Dość już napsuli w Rzeczypospolitej. Oby i o was tak kiedyś nie napisano, panowie Karnowscy i panie Sakiewicz!

Jakub Brodacki

Konstytuta-prostytuta

Uspokajając nasze lęki i obawy śpieszę donieść, że towarzysze z Mumii Wolności oraz ich najlepszy przyjaciel towarzysz Prezio dostarczyli Jarosławowi Kaczyńskiemu przysłowiowego sznurka, na którym zawiśnie cały reżim III RP. Tym sznurkiem jest naturalnie prostytutka, zwana przez pomyłkę konstytucją RP.

(blog-n-roll.pl, 24.07.2017)

Konstytucja jako obojnak

Obojnaki występują wśród ludzi niezwykle rzadko, zaś obojnaki zdolne same siebie zapłodnić – ekstremalnie rzadko. Każdy, kto próbował przeczytać tzw. konstytucję RP natknął się na pewno na jej preambułę. Intencje ustawodawcy są w niej wyrażone jasno: bolszewicy i chrześcijanie mają wejść w związek małżeński, i z tego ma się urodzić zdrowe dziecko. Fragment „zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł” tworzy furtkę nie dla Hinduistów czy Buddystów, lecz dla ludzi wychowanych w kulcie marksizmu-leninizmu, a obecnie marksizmu-lesbianizmu.
Dalej czytamy: w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem” i zadajemy sobie pytanie, czy ludzie, dla których walka klas i płci jest wartością, mają w ogóle sumienie. Otwarcie tej furtki nie uzupełnia stwierdzeń zaczerpniętych z dawnych Konstytucji Rzeczypospolitej, lecz całkowicie je unieważnia. W tej sytuacji nie bardzo wiadomo o czym jest preambuła, ale na pewno wiadomo o czym nie jest. Nie jest o Narodzie Polskim, nie jest o Bogu i nie jest o sumieniu.

Kontynuacją preambuły są pierwsze artykuły, w których znajdujemy zaczerpnięty z Konstytucji Kwietniowej 1935 roku zapis, że „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”, który następnie zostaje unieważniony artykułem 2: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. I ten styl wzajemnego zaprzeczania, przepisów „tak-nie”, jest utrzymany aż do samego końca. Zasada ta opisana jest wprost w artykule 8, który brzmi:

1. Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej.

2. Przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba że Konstytucja stanowi inaczej.”

Ależ ona zazwyczaj stanowi inaczej! Teraz już wiemy, dlaczego Konstytucję można zmieniać za pomocą ustaw. Zwykłych, najzwyklejszych, bez kwalifikowanej większości głosów. Ot, tak, na zasadzie kaprysu. Albo przemyślanego planu…

Konstytucja jako ser szwajcarski

Zejdźmy jednak z poziomu ogólnego niesmaku moralnego na poziom ordynarnego konkretu. Tu trudniej jest udowodnić złą wolę, którą wskazałem powyżej, należy więc założyć, że twórcy Konstytucji mieli dobrą wolę, bo przecież jest w tym dokumencie mnóstwo mądrych słów o wolności, o demokracji, o prawie, a artykuł 13 zakazuje istnienia partii nazistowskich, faszystowskich oraz komunistycznych. Może więc tylko przez nieudolność i nieuwagę pozostawili w niej ogromną liczbę dziur?
Konstytucja jest dziurawa jak ser szwajcarski – to fakt. Zapewne nie powiodły się próby utrzymania Konstytucji w jednolitym duchu, więc uznano, że wszystkie sporne kwestie – a jest ich przytłaczająca ilość – zostaną rozstrzygnięte z czasem. Często robiono to wg wspomnianej zasady „tak-nie”, to znaczy umieszczano niewinnie brzmiącą formułkę: „szczegóły określa ustawa”. Jest to jawna i legalna zachęta do zmieniania Konstytucji za pomocą zwykłej ustawy.
Jest to również mniej jawna zachęta do ukrywania tych zmian przed ogółem obywateli. Jeśli nawet przeciętny obywatel przebrnie przez całą Konstytucję, to aby w pełni ją poznać, musiałby też znać wszystkie odnoszące się do niej ustawy. To jest oczywiście zadanie niemożliwe, przeto Konstytucja nie spełnia roli Konstytucji. Obywatele nie mogą stosować Konstytucji bezpośrednio. Dlatego twierdzę, że Rzeczpospolita Trzecia nie ma Konstytucji, choć za łamanie tego wirtualnego dokumentu można pójść do więzienia.

Znajdujemy też w tej tzw. konstytucji dziury mniej widoczne, za to bardziej bolesne. Ostatnia reforma sądownictwa wykazała na przykład, że artykuł 187 o Krajowej Radzie Sądownictwa jest po prostu diabła warty. W ustępie 1 czytamy:

Krajowa Rada Sądownictwa składa się z:

1) Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, Ministra Sprawiedliwości, Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego i osoby powołanej przez Prezydenta Rzeczypospolitej,

2) piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych,

3) czterech członków wybranych przez Sejm spośród posłów oraz dwóch członków wybranych przez Senat spośród senatorów”.

Kto wybiera tych sędziów w punkcie 2? Nie napisano. Bo po co, przecież Ustrój, zakres działania i tryb pracy Krajowej Rady Sądownictwa oraz sposób wyboru jej członków określa ustawa.”. Słychać tu naprawdę chichot całego legionu diabłów.

Ale to nie jest chichot Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobro czy Andrzeja Dudy. Oni mają plan raczej łatwy do rozszyfrowania: korzystając z legalnych furtek zmienić ustrój państwa na tyle, by obywatele to docenili, zechcieli wreszcie dokonać mądrego wyboru i dali im większość konstytucyjną w Sejmie.

Jednak zanim to nastąpi, czeka nas jeszcze sporo mocnych wrażeń. Na przykład w przepisach dotyczących Trybunału Stanu znowu czytamy: Rodzaje kar orzekanych przez Trybunał Stanu określa ustawa.” a także Organizację Trybunału Stanu oraz tryb postępowania przed Trybunałem określa ustawa.”. Podaję to tylko jako przykład, bo nie wiem, czy kierownicy naszej Nawy Państwowej w ogóle zechcą skorzystać z tej martwej instytucji.

Konstytucja jako konstrukcja modułowa

Można by pewnie sporo napisać o tym, jak to najbardziej krzykliwe grupy obywateli zmusiły twórców Konstytucji do wpisania do niej swoich postulatów. W rezultacie prawa mniejszości wyrównały się z prawami większości, czyniąc większość obywateli jedynie jedną z wielu mniejszości. Można by pomstować nad obojnaczym charakterem władzy wykonawczej (special thanks dla twórców konstytucji) i nad kompletnie niezrozumiałą rolą Senatu. Zostawię to jednak lepszym, gdyż nie jest to najistotniejsze. Najważniejszą cechą tego dokumentu, który błędnie nazywany jest konstytucją, jest modułowość.

Międzynarodową Stację Kosmiczną zbudowano z oddzielnie przetransportowanych modułów, co daje możliwość rozbudowy lub wymiany części przestarzałych (choć zapewne nie wszystkich). Podobnie też tzw. konstytucja RP jest konstrukcją modułową, złożoną z kilkudziesięciu ustaw niższego rzędu, które można łatwo wymienić w razie potrzeby, obudowując je w dodatku aktami wykonawczymi, które urzędnicy i tak mogą interpretować wg własnego widzimisię. Jednego nie można tylko zmienić w drodze ustawy, to znaczy samej zasady modułowości. Przemożna część przepisów obecnej konstytucji nie ma charakteru ostatecznego i prawie wszystkie dają się podważyć. Wydaje się, że prawnicy Prawa i Sprawiedliwości zauważyli to już dawno; czekali tylko na odpowiedni moment, by rozpocząć dekonstrukcję reżimu III RP. A sam Prezydent Andrzej Duda wielokrotnie potwierdzał, że konstytucję czytał uważnie…

Dlatego ze spokojniejszym sercem obserwowałem dziwny ruch Pana Prezydenta, wprowadzający zasadę wyboru wspomnianych sędziów KRS większością 3/5 głosów. Nasi pupile nie zawsze robią to, co byśmy chcieli, ale o brak rozumu nigdy bym ich nie podejrzewał.

Jakub Brodacki

Chcemy państwa prawa, a nie państwa prawników

Zdawało mi się, że Andrzej Duda odnalazł w polskiej politykę niszę, która kompetentnie i skutecznie zapełnił. Ogłoszenie projektu Intermarium (potem Trójmorza), tworzenie medialnej osłony dla projektu PiS, godne reprezentowanie powagi państwa i wreszcie fakt, że Duda stał się bohaterem pop-kultury – wszystko to może było zbyt piękne, by mogło trwać wiecznie. Może nieprzypadkowo główną twarzą Trójmorza jest nie nasz Prezydent, lecz pełna wdzięku Pani Prezydent Chrowacji, Kolinda Grabar-Kitarović.

(blog-n-roll.pl, 25.07.2017)

Wady Prezydenta opisał dobitnie dr Jerzy Targalski w TV Republika, więc ja sobie daruję. Nie chcę się też wdawać w dywagacje i spekulacje jakie były motywy, i kto za tym stoi. Pozostaje tylko stwierdzić, że działając zgodnie z prawem i zgodne z kompetencjami urzędu, Andrzej Duda jednocześnie przekroczył swoje kompetencje polityczne i wziął na swoje barki zadanie, które go chyba trochę przerasta.

Skupmy się więc na zaletach. Zwłaszcza zaletach premier Beaty Szydło. Pani Premier nie ugięła się pod presją wszystkich państw Unii Europejskiej w sprawie przedłużenia kadencji króla Europy. Pani Premier jest osobą energiczną i ofensywną. Wczorajsze orędzie było świetne, a jeszcze świetniej wypadło na tle orędzia prezydenckiego – pociętego, sklejonego z różnych ujęć, tak jakby zdenerwowany Prezydent ciągle się mylił i ciągle przerywał swoje wystąpienie. Swoją drogą, ciekaw jestem, czy Patryk Jaki też by nie wymiękł w adekwatnej sytuacji – ale faktem jest, że Beata Szydło nie wymiękła.

W orędziu Pani Premier zawarła kluczowe kwestie, w formie zdań-kluczy, zrozumiałych dla zwykłych, średnio rozgarniętych ludzi.

 Po pierwsze, muszą odejść ci, którzy odpowiadają za dotychczasowe fatalne praktyki. Którzy uczestniczyli w nich czynnie, albo się na nie zgadzali.

Po drugie, muszą nastąpić zmiany, które sprawią, że sędziowie będą odpowiadali za łamanie prawa. Dziś są praktycznie bezkarni.

I wreszcie, po trzecie, ludzie powinni mieć kontrolę nad działaniami sądów. Musimy przywrócić realny trójpodział władzy. Dziś władze wykonawczą, czyli rząd, kontroluje demokratycznie wybrany parlament. Nad władzą ustawodawczą, czyli Sejmem i Senatem, jest kontrola nas wszystkich, jako obywateli głosujących w wyborach. A tylko nad trzecią władzą, sądowniczą, nie ma żadnej kontroli.

Chcemy państwa prawa, a nie państwa prawników!

 Są to słowa ważkie, a postawa Pani Premier jest mężna, toteż nie bez przyczyny dr Targalski nazwał ją mężem stanu. Chyba wszyscy spodziewamy się rychłego zwołania posiedzenia Sejmu jeszcze w lipcu, a najpóźniej w sierpniu. Zawetowane ustawy po kosmetycznych korektach powinny znowu trafić na biurko Prezydenta. Tym razem jednak nie wolno dopuścić, aby stroną techniczną zajmowali się podrzędni sabotażyści z biur legislacyjnych – analogiczni do sabotażystów z MSZ, którzy najprawdopodobniej oszukali ministra Waszczykowskiego. Takie są moje oczekiwania jako obywatela.

Natomiast my wszyscy powinniśmy bezwzględnie duszą i ciałem poprzeć rząd, i na każde wezwanie stawić się do obrony naszego rządu. Po przekazaniu ustaw Prezydentowi musimy też wywrzeć na niego nacisk. Niech powróci rozsądek i właściwe rozumienie politycznych kompetencji.

 Jakub Brodacki

Aby eksperci mogli mówić i być słuchani

TV Republika przełamała monopol medialny tylko chwilowo. Jeśli sukces ma być trwały, musi ona zaoferować coś, czego inne telewizje nie mają. (tekst jest niejako kontynuacją tekstu Zabezpieczenie (prawie) ostateczne) Pierwotna publikacja: blog-n-roll.pl  9.01.2014
Jako że nie oglądam telewizji prawie wcale, moja opinia o TV Republika pochodziła głównie z zamieszczanych na youtube co lepszych kawałków i niektórych programów w całości. Na ogół programy te podobały mi się i miałem wrażenie, że telewizja ta idzie w dobrym kierunku. Tymczasem wczoraj i dzisiaj, pracując na komputerze miałem okazję wsłuchiwać się w szum medialny emitowany przez tę telewizję. Ponieważ z jakichś powodów technicznych nowy dekoder moich Bliskich nie może być wyłączany, więc telewizja Republika leciała non-stop przez sześć godzin, a ja początkowo życzliwym uchem łowiłem wszystko to, co redaktorzy chcieli, abym chcąc-nie chcąc złowił. I z początku nie przyszło mi do głowy, aby odszukać pilota i wdusić klawisz z napisem „mute”. Potem niestety dobiegający z głośnika monotonny głos jakiejś pani od doradztwa zawodowego stał się nie do zniesienia, pilota w końcu odgrzebałem spod stosów papierów i odetchnąłem z ulgą w błogiej ciszy.Od razu chcę zaznaczyć, że nie jestem specjalistą od mediów, nie mam pojęcia o rynku medialnym i nie wiem co podoba się reklamodawcom. Wiem natomiast co podoba się MNIE. Otóż, jeśli szukam jakichś informacji w Internecie, to szukam ich nie tylko dlatego, że odczuwam ideologiczny wstręt do propagandy TVN, Polsatu i innych rynsztokowych massmediów, ale także dlatego, aby dowiedzieć się czegoś, czego w tych telewizjach dowiedzieć się nie sposób. Inaczej mówiąc jestem konsumentem usług edukacyjnych i chcę się czegoś z telewizji nauczyć. Dawno już zwątpiłem w sens oglądania takich kanałów jak National Geographic czy PLANETE, nie interesuje mnie kompletnie TVP Historia i inne tego typu przekaziory, których najgłówniejszym (że tak powiem) zadaniem jest efektowne dziennikarsko powielanie mitów tworzonych na pożywce z różnych gałęzi nauki. Jeśli zaś jakaś telewizja jest na tyle uboga, że nie może sobie pozwolić na zatrudnianie korespondentów we wszystkich zakątkach świata i tworzenie filmów i reportaży za ciężkie pieniądze, jeśli jej głównym atutem mają być gadające głowy, to wolałbym, żeby te gadające głowy mówiły ciekawie i o tych rzeczach, o których gdzie indziej się nie mówi. Ba, żeby mówiły o tym, co jest mi obce i nieznane, a nie tylko o tym, co jest mi ideowo bliskie i w miarę zrozumiałe. Takie gadające głowy w TV Republika zaprasza np. Bronisław Wildstein i bardzo mu się to chwali. Jednak tego jest za mało, za mało i jeszcze raz za mało!

Najgorsze jest to, że dziennikarze TV Republika uprawiają nieznośny słowotok i dosłownie nie mogą przestać mówić. Dzisiaj na przykład red. Gociek zrobił mi prasówkę z polskojęzycznej prasy gadzinowej (no, nie tylko z niej, co bardzo mu się chwali), której wcale nie chciałem i znów skwapliwie poszukałem magicznego pilota – mojego sprzymierzeńca. Nie wiem czy wczoraj, czy dzisiaj, ale w jakimś programie politycznym brylował Eugeniusz Kłopotek do spółki z Arkadiuszem Mularczykiem i jakimś posłem PiS. W innym programie głównym bohaterem był ten Jakub Szela z ZSL-u, który ciągle mi się myli z posłem Sawickim. Wszyscy gadali zupełnie bez sensu, a niektórzy kłamali jak najęci, traktując TV Republika jako jeszcze jeden swój pas transmisyjny. W dzienniku telewizyjnym musiałem karnie wysłuchać po kolei wypowiedzi Donalda T., jakiejś pańci od rozrzucania unijnych pieniędzy, Leszka Millera i Jarosława Kaczyńskiego. Byłoby naprawdę super, ale… Gdyby taki obiektywny przegląd wypowiedzi polityków zrobili studenci drugiego roku dziennikarstwa, byłbym szczęśliwy, że tak dobrze się kształci na polskich uczelniach przyszłych żurnalistów. Czy jednak po to włączam telewizję Republika, aby słuchać co politycy mają do powiedzenia? Równie dobrze mógłbym oglądać „ustawki” albo boks zawodowy, a przecież nie mam na to ani ochoty, ani czasu. No, od biedy chętnie posłuchałbym to co ma do powiedzenia Władimir Władimirowicz i Angela ze złamanym biodrem, bo przynajmniej miałbym jakiś „aparat naukowy” (bibliografia i przypisy do cytatów to podstawa!) do zrozumienia posunięć i wypowiedzi niektórych polityków rządowej koalicji w Polsce…

Szczerze mówiąc nie mam specjalnych złudzeń. TV Republika przełamała monopol medialny tylko chwilowo. Obawiam się, że za chwilę podobną telewizję założy ktoś w rodzaju Piotra Ikonowicza, albo redaktorzy „Krytyki Politycznej”. Wtedy okaże się, ile jest warte robienie „prawicowego TVN-u” pomieszanego z „prawicowym Polsatem”.

Ponieważ profesor Zybertowicz żąda, aby każda ponura diagnoza kończyła się jednak optymistyczną propozycją działania, sugerowałbym, aby w godzinach mniejszej oglądalności (rano i wczesnym popołudniem) redaktorzy całkowicie ustąpili miejsca ekspertom i programom eksperckim. Na przykład bardzo brakuje mi programów poświęconych Azji i Oceanii, a tam właśnie rozgrywa się największa batalia współczesnego świata. Są przecież młodzi eksperci z Centrum Studiów Polska-Azja, którzy z pewnością byliby szczęśliwi, gdyby mogli od red. Goćka dostać pół godziny na króciutką prezentację osiągnięć tamtejszej cywilizacji, kultury czy gospodarki, o której polski widz prawie nic nie wie. Z pewnością są także inni. Nie wspominam też o tym, że byłoby chyba honorowo, gdyby TV Republika udzieliła trochę swego czasu antenowego ojcu Rydzykowi i telewizji Trwam, bo to medium cierpi ze strony administracji największe prześladowania.

Reasumując: w tekście Zabezpieczenie (prawie) ostateczne ukazywałem podstawowy cel dobrego portalu blogerskiego: „abyśmy mogli mówić i być słuchani”. W przypadku telewizji chciałbym, aby to eksperci mogli mówić i być słuchani.

Jakub Brodacki