Polska w Doniecku

namiot modlitwy w DonieckuNie od dziś odnoszę wrażenie, że moje poglądy różnią się od wszystkich. Na prawicy uważają mnie za lewaka, a co wiedzieć czy nie anarchistę. Na lewicy za konserwatystę. Wszystko to przez to, że ludzie, którzy mają w głowie coś więcej poza telewizyjną sieczką, wypełniają wolną przestrzeń łatwo dostępnymi ideologiami. Świat ludzkiego umysłu jest piękny, ale naprawdę dziwny.

Najważniejsze jest to, że jak ktoś sobie wbije do głowy którąkolwiek z ideologii, przestaje dostrzegać świat takim jakim jest. Nie uczestniczy w tworzeniu ideologii, ale jest jej konsumentem, a w najlepszym razie reproduktorem. To bolesne zjawisko. Sam wiele razy padłem jego ofiarą, więc wiem, co mówię. Ot, choćby kwestia globalnego ocieplenia. Jak można być takim idiotą i kretynem, żeby w nie wierzyć. A jednak wierzyłem.

Wielbicielom prawicowych ideologii oszczędzę przytyków. Przejdę jednak do sprawy konkretnej, mianowicie do sprawy Ukrainy. Jest sobie za naszą wschodnią granicą ponad 40-milionowe państwo, o którym wiemy zazwyczaj tylko tyle, że kiedyś należało do Polski, że się okropnie zbuntowało i właściwie nie wiadomo dlaczego, bo przecież naród ukraiński nie istnieje i nigdy nie istniał. Żeby włożyć kij w mrowisko dodam, że podobnie o narodzie polskim myślą Niemcy. Wystarczy zresztą przejrzeć słownik staropolski, aby zrozumieć, że średniowieczna polszczyzna to zepsuty niemiecki żargon techniczny. Czyli nas po prostu nie ma. Podobnie jak Ukraińców. Oni przecież mówią jakąś dziwną mieszanką słów zaczerpniętych od Polaków i słów z języka ruskiego. Jak taki zlepek kulturowy może być narodem? Oczywiście nie może. Państwo sezonowe, inaczej mówiąc. Albo naród-efemeryda jak ktoś woli.

A jednak z jakichś powodów takie twory państwowe powstawały i będą powstawać. Nie tylko dlatego, że wielkie mocarstwa lubią tworzyć kłopoty, które potem będą w pocie czoła rozwiązywać. Nie, rzecz w tym, że tworzenie się nowych narodów jest zjawiskiem naturalnym i nie powinno nas zaskakiwać. Niekiedy proces ten dokonywany jest sztucznie i wtedy nie ma zbyt wielkich szans powodzenia. Naród hitlerowski przetrwał niezbyt długo. Naród sowiecki był tylko inną nazwą narodu rosyjskiego, więc nie był nowy. Ale naród ukraiński, jaki na naszych oczach właśnie wytworzył się na kijowskim Majdanie – jest już zjawiskiem naturalnym i dlatego przetrwa dłużej, niż nam się niekiedy wydaje.

W poprzednim wpisie wskazywałem na które regiony Ukrainy może liczyć rząd w Kijowie. Analiza poparcia dla trzech głównych partii – Batkwiszczyny, Udaru i Swobody – pokazuje wyraźnie, że wszędzie, za wyjątkiem Krymu, Doniecczyzny i Łuhańszczyzny. Potem znalazłem mapki obrazujące zasięg języka ukraińskiego i rosyjskiego. Zasięg języka ukraińskiego pokrywa się niemal dokładnie z zasięgiem poparcia dla trzech głównych partii; zasięg rosyjskiego to poparcie ogranicza, szczególnie zaś na Krymie, w Doniecczyźnie i Łuhańszczyźnie. Z kilkumiesięcznej obserwacji ukraińskich mediów (głównie hromadskego, ale nie tylko) wynika, że znakomita większość Ukraińców na całym terytorium Ukrainy jest dwujęzyczna. To oznacza, że znajomość języka ukraińskiego jest wyznacznikiem patriotyzmu. Nie do wiary? A jednak.

Co więcej, znacząca część ukraińskich patriotów to Rosjanie, którzy w ciągu ostatnich 20 lat po prostu postanowili zostać Ukraińcami. Ostatnio też Ukraińcy myślą o tym, by zbudować wokół Kijowa „lepszą Rosję”. „Rosję” bez Putina, ale „Rosję” gwarną, wieloetniczną, wielokulturową i wielowyznaniową. Co to oznacza? Taki sam projekt, ale z Putinem – to Rosja Sowiecka. Bez Putina – to po prostu dobrze nam znana Речь Посполи́тая, Rzeczpospolita. Zamiast człowieka sowieckiego, Rosjanina, ma się pojawić człowiek sarmacki, Ukrainiec. Hasła „Sława Ukrainie” tracą swój nacjonalistyczny sens. Ukraińcy pytają retorycznie „której” Ukrainie krzyczą „sława” – czy tej, która jest, czy tej, która dopiero ma nadejść?

Prawdę mówiąc od dawna miałem płonną nadzieję, że projekt sarmacki zrealizuje Polska, jako najbardziej naturalny kontynuator tego dziedzictwa. Przekonuję się jednak, że my, Polacy, mamy naładowane mózgi ideologiami, sentymentami i przesądami, które całkowicie uniemożliwiają nam działanie w takim właśnie kierunku. Zanim się na mnie śmiertelnie obrazicie, Drodzy Czytelnicy, przemyślcie dobrze, czy jednak nie mam racji. Nie jesteśmy do tego gotowi i to z wielu powodów. Mamy poważne kłopoty z własną tożsamością, śmiertelnie boimy się rozpłynąć w morzu innych narodów, a cała ta Unia Europejska przyszła do nas zdecydowanie za wcześnie i nie w takiej formie, jak byśmy chcieli. Ukraińcy natomiast wyraźnie sygnalizują gotowość i mają energię do działania.
Z naszej strony wystarczyłoby może tylko tyle, abyśmy im nie przeszkadzali i moralnie wspierali, bo niestety nie mamy żadnego know how, który mógłby im się przydać. Przykładowo, wspaniała tradycja sarmackiej mieszanej formy ustrojowej jest polskiej inteligencji zupełnie nieznana. Wielu z nas potrafi na wyrywki cytować dzieła zachodnich konserwatystów i liberałów, ale podobną znajomością sarmackich myślicieli mało kto może się pochwalić. Sedno sarmackiego ustroju – Sejm Rzeczypospolitej – jawi się nam w całkowicie wykrzywionym zwierciadle. A przecież jest to jedyny nasz wynalazek, który moglibyśmy Ukraińcom nieodpłatnie przekazać. Niestety najwyraźniej za lat kilka czy kilkanaście to nie my będziemy uczyć Ukraińców naszego Sejmu, ale Ukraińcy będą nam wykładać o Majdanie. Obyśmy chociaż wtedy byli pojętnymi uczniami.

Na zakończenie jeszcze mała ciekawostka, bardzo charakterystyczna dla najlepszych tradycji Rzeczypospolitej. Ponad dwa miesiące temu w Doniecku na Placu Konstytucji postawiono namiot nieustającej modlitwy. W namiocie tym (wielokrotnie napadanym przez gatunek agresywnego homo sovieticus) zbierają się chrześcijanie różnych wyznań, w tym unici, katolicy obrzadku łacińskiego, protestanci oraz prawosławni patriarchatu kijowskiego. Przybywają też duchowni. Modlą się o pokój w swoim regionie i jedność Ukrainy. Podpisali też wspólną deklarację jedności.

Niestety duchowni patriarchatu moskiewskiego deklaracji nie podpisali. „Powinni wiedzieć, że źródłem podziałów jest szatan, a Bóg jednoczy” – skomentował inicjator namiotu Serhiej Kasjak. W namiocie tym duchowni prawosławni patriarchatu moskiewskiego nie pojawiają się, a jedynie fotografują modlących się ludzi. Zdarzyła się też napaść na namiot, którą dokonali prawosławni wierni, deklarujący się jako prawosławni patriarchatu moskiewskiego.

Serhiej Kasjak wezwał do porzucenia nienawiści, która zawsze prowadzi do przemocy. Wierzy, że modlitwa pomaga przemóc paniczne nastroje. Obecny kryzys w donieckiem jest efektem bezbożności i życia pozbawionego duchowości. Wezwał do wzajemnej miłości.
Przyjrzyjcie się twarzy tego prostego człowieka. Wie on o Polsce więcej, niz niejeden Polak. Choć do chrześcijaństwa nie jest mi zbyt blisko, to jednak w tym namiocie modlitwy, w postsowieckim Doniecku, właśnie tam jest Polska.

Jakub Brodacki

List do Kochanej Ojczyzny

moja kochana ojczyznoMoja Kochana Polsko!

(pierwotna publikacja: blog-n-roll.pl, 13.04.2014)

Piszę do Ciebie ten list mój jako marny Twój podnóżek i niegodziwy, niewierny sługa. Nie biję się w cudze piersi i występuję we własnym imieniu, już choćby dlatego, że wobec wiary rzymskiej mam uczucia mieszane i stygnące z upływem czasu, szczególnie zas po wizycie niejakiego Cyryla. Niemniej jednak, gdy myślę o Tobie w kategoriach wyższych, niż codzienny kawałek chleba, przed oczami pojawiasz mi się nieodmiennie a to jako Pani co w Ostrej świeci Bramie, a to jako Michał Archanioł, a nawet jako Patronka Smoleńska, o której niedawno pisała blogerka Chryzopras. Może to niski i pogański punkt widzenia, ale nic na to nie poradzę, a Ty (jeśli w ogóle raczysz mnie wysłuchać) nie obrażaj się na mnie o te uczucia, bo płyną ze szczerego serca.

Niedawno Pan Jerzy Targalski radykalnie przedstawił swoje tezy o większości Polaków i bez wielkich złudzeń. Myślę, że to my, nie Ukraińcy, powinniśmy się byli zbuntować, i to już w 2010 roku. Niestety usypiająca atmosfera żałoby nie doprowadziła do niczego poza odizolowaniem nas od reszty stada i wtłoczeniem w ramy „obrońców krzyża” (tych „od aborcji”). Mnie wtedy nie było pod krzyżem, bo byłem niezdrów i to przez kilka miesięcy. Ale nie żałuję. Naiwny był ten, kto sądził, że krzyż rzeczywiście jednoczy Polaków. Bo w ogóle nie chodzi o jednoczenie kogokolwiek. Chodzi w gruncie rzeczy o to, aby najpierw działać, a potem myśleć. Ukraińcy dali przykład, jak zwyciężać mamy. Dałaś im, Polsko, łaskę i najwyraźniej na nią zasłużyli. Bo Wolność jest wielką łaską, nawet jeśli trwa tylko przez krótki karnawał, choćby szesnastu miesięcy. Ale też na łaskę trzeba ciężko pracować.
Nie chcę mówić w imieniu wszystkich, więc powiem o swojej wadzie, którą próbuję w sobie zwalczyć. Otóż gdy przychodzi pora działania długo oglądam się na to co robią inni zamiast uruchomić zdolności twórcze i robić to co do mnie należy. Wybacz mi, Kochana Ojczyzno, i pozwól mi zmazać moją winę ciężką pracą, bo przecież nie jestem do niej niezdolny. Daj mi na tej drodze tyle zdrowia, ile trzeba, aby ocalić duszę, i wyzwól we mnie tyle zdolności, ile mi ich natura dała. Nie pozwól mi się poddać. Pozwól mi być „ustawicznym fakirem rzeczywistości i w splocie jej najcodzienniejszym nie widzieć jej, nie pamiętać, nie znać – tak, jak to umie Piłsudski – to znów najcodzienniejszymi szczegółami mającą się stać rzeczywistość uprzedzać i istotę jej wywoływać z nicości” (Kaden-Bandrowski). Bo Ojczyznę swoją trzeba stworzyć jak Matkę, tak by ona mogła o nas powiedzieć, że w nas ma swoje odpocznienie, że my jesteśmy Jej życiem (Jan Lemański).

Jeśli Twoją wolą jest zamieszkać przez jakiś czas na Ukrainie, proszę, przygarnij mnie choć z daleka do swego domu, otwórz moje oczy, i choć z daleka pozwól mi widzieć Twój dom własnymi oczami, sycić się Twoim majestatem i spijać każde słowo z ust Twoich ukrainnych synów, abym mógł się nauczyć Wolności i abym zaniósł ją do tej ponurej rudery, zwanej z nawyku Twoim Imieniem. Niech na mnie i innych zstąpi ten Król-Duch, który tylekroć odnawiał oblicze naszej ziemi. Proszę Cię o to bez wielkiej nadziei, że mnie wysłuchasz. Bo Ty jesteś wielka i powszechna, Ty byłaś tutaj, gdy mnie nie było, setki lat przed nami, i będziesz tam, gdzie zechcesz być, okazując ludziom jakiejkolwiek wiary i etnosu swoją niebywałą łaskę. Najjaśniejsza Rzeczpospolita. Wieczna Rzeczpospolita.

Pisząc ten list nie śmiem się nawet podpisać – tak niewiele znaczy moje imię i nazwisko. Nie śmiem Cię pozdrawiać – bo Tyś zawsze zdrowa. Głową uderzam przed Tobą jak moskowski bojar przed swoim carem-trupem. Lecz Ty jesteś żywa, jak woda, a im mocniej tyran zaciska pięść, aby Cię uchwycić, tym bardziej Ty przeciekasz mu między palcami. Dlatego po wtóre biję czołem przed Tobą. Ja, pokorny niewolnik Złotej Wolności.

Ostateczny upadek Barad-dur

Diabeł, który od wieków rządzi Rosją znowu pcha ją do samozniszczenia.

Rosja rządzona jest przez bóstwo, które ginie i odradza się w każdym pokoleniu Rosjan. Żywi się krwią i rośnie poprzez śmierć i cierpienie. To bóstwo zarządza teraz życiem Władymira Władymirowicza i milionów swoich niewolników.

Ukraina toczy z Rosją kondycyjną wojnę o przetrwanie. Rosja jak do tej pory nie ośmieliła się użyć broni atomowej, a straszak, którego niekiedy używa wobec świata okazuje się być bronią obosieczną. Bronią obosieczną jest także toczenie „wojny bez wojny”, bo w którymś momencie wessie ona państwo moskiewskie do tego stopnia, że nie będzie się ono mogło z niej wycofać. Rosja wikła się bowiem w konflikt, który dla Ukrainy jest tragiczny, ale jeśli Opatrzność okaże łaskę, to dla Rosji może się okazać katastrofalnym i – daj Boże – ostatecznym w historii kolapsem.

Rosja przeżyła dwa takie kolapsy w historii. Pierwszy taki kolaps w historii Rosja (wówczas Moskowia) przeżyła w czasach Iwana Groźnego. Stefan Batory stawił opór i odzyskał utracone terytoria. Moskowia była do cna wyczerpanym wojną państwem, miała cara-paranoika, hordy opryczników terroryzowały moskowską elitę i ludność. Potem nastały rządy stukniętego cara Fiodora, a po nim – nieudolnego Godunowa. Kraj nękały klęski żywiołowe, a zwłaszcza klęska głodu. Jak by tego było mało, ambitna rodzina Romanowów, kierując się nieokiełznaną żądzą władzy, doprowadziła państwo na krawędź upadku, tworząc mit Dymitra-Samozwańca. Transformacja ustrojowa od dynastii Rurykowiczów do dynastii Romanowów się powiodła, ale tylko dlatego, że główny przeciwnik – Rzeczpospolita – uwikłał się w kilka wojen na kilku frontach. Władysław IV nie miał już tyle energii, co jego Świętej Pamięci Ojciec i nie dokończył Jego dzieła.

Mam nadzieję, że obecna wojna na Ukrainie prowadzi jednak do klęski Rosji. Putin będzie oczywiście pchał do walki kolejne jednostki wojskowe przebrane za zielone ludziki lub za konwoje humanitarne. Służby specjalne będą szykowały kolejne zamachy i wydawać się będzie, że Rosja ma rezerwy bez końca. Przeczuwam jednak, że będzie wręcz przeciwnie. Ukraina, choć poraniona i wyniszczona, będzie się jednak wzmacniała. Przynajmniej dopóty, dopóki wojna toczy się na pograniczu i nie dosięga kijowskiej stolicy. Każdy kolejny miesiąc „wojny kresowej czasów pokoju” będzie utwierdzał Ukraińców w przekonaniu, że dokonali właściwego wyboru. Natomiast w Rosji będzie na odwrót. Władza będzie musiała coraz więcej wysiłku wkładać w utrzymanie porządku. Ostatni news o tym, że w nocy z 19 do 20 sierpnia nieznani sprawcy pomalowali rosyjską gwiazdę na iglicy jednego z moskiewskich wieżowców, pokrywając ją narodowymi barwami Ukrainy, a na szczycie zatykając ukraińską flagę pokazuje wyraźnie na to, co może się dziać dalej. A to dopiero mały początek „małego sabotażu” małych hobbitów w samym sercu Barad-dur.

Być może teraz któryś z nazguli zechce urządzić pokaz fajerwerków. Może ktoś wysadzi blok mieszkalny w samym sercu moskiewskiej stolicy, albo apartamentowiec zamieszkany przez jakichś wrogów Putina, żeby przy okazji pozbyć się rywali, postawić rząd ukraiński w trudnej sytuacji i wypracować sobie zgodę państw Zachodu na interwencję. Odnoszę jednak przemożne wrażenie, że wypadki zmierzają w zupełnie inną stronę. To będzie wyczerpująca wojna kondycyjna, której ani Putin, ani Rosja wygrać nie może. Będą się miotać jak pająk, który wpadł we własną sieć.

 

Jakub Brodacki

Речь Посполитая — sieciowe mocarstwo

herb RPDulce et decorum est pro patria mori. Słodko i zaszczytnie jest umierać za Ojczyznę. To jest idea za którą warto umierać. To jest prawdziwa Polska, a nie wersja „beta”, wersja próbna. Mam na myśli ideę, którą właśnie zrecenzował dla nas kolega Zaleski.

(pierwotna publikacja: blog-n-roll.pl, 11.11.2014)

Zasadą łączącą jest zasada wolności człowieka i zasada decentrum w zakresie organizacji społecznej. Różne odmiany chrześcijaństwa, łącznie z prawosławiem, są podłożem etycznym, choć nie można wykluczać innych religii, filozofii, wierzeń – o ile działają dla dobra wspólnego Речьи Посполитой. Przy takiej idei nie wstyd mówić po rosyjsku, bo rosyjski staje się językiem wolności, jednym z wielu – obok najważniejszych: polskiego i ukraińskiego. Mesjanistyczny patriotyzm (podobny do mesjanizmu amerykańskiego, a przeciwny mesjanizmowi rosyjskiemu) daje napęd i żywotność. Przekonanie o przeznaczeniu dziejowym obszaru wolności – to klucz do Intermarium.

Nacjonalizm to dla naszego obszaru okrutna pomyłka XIX i XX stulecia. Zaowocował podziałem tego co złączone, umożliwił zaborcom dokonanie na nas szeregu ludobójstw, poczynając od głodu na Ukrainie, poprzez tzw. „akcję polską”, obozy koncentracyjne i gułagi, holokaust. Musimy przerwać ten korkociąg zniszczenia. Na razie brak nam odpowiednich słów, aby wyrazić wspólnotę, która nas łączy, bo nacjonalizm do spółki z komunizmem zeżarły nam nasz stary język wolności.

Możemy nazywać się Polakami, Sarmatami, Łotyszami, Kurlandczykami, Estończykami, Inflantczykami, Rusinami, Żydami, Kozakami, Ukraińcami, ba, nawet Prusakami! „Myż Litwiny – myż Białorusy”. Jak zwał tak zwał – słowa nie oddają wszystkiego. I słowa nie wypowiedzą tego wszystkiego, co jeszcze wspólnie przeżyjemy…

Bo jeśli Bóg z nami – to kto przeciw nam?

Jakub Brodacki

Дзесьці там ля роднай хаты
Ускочыў на каня гусар крылаты
Развітаўся з татам з мамай
Ды прыгажуняю Святланай

Гэй, гэй, гэй, Літвіны
Амінайце пушчы ды нізіны
Грай, Грай, Грай званочак
Мой сінявокі сакалочак

Вее, вее,вее, вее вецер
Раскідала нас па белым свеце
Сэрца б’ецца на Радзіму рвецца
На момант спыніцца і зноў заб’ецца

Гэй, гэй, гэй, Літвіны
Амінайце пушчы ды нізіны
Грай, Грай, Грай званочак
Мой сінявокі сакалочак

Ой дарожка доўгая да дому
За Вялікае Княства за Карону
Пераможам ворагаў спакусы
Мы ж Літвіны, Мы ж Беларусы

Исполнитель: Zenon

Wyprawa na Moskwę (1)

kniaź Olgierd 002Duch sarmacki krąży nad dorzeczem Dniepru.

(pierwotna publikacja: blog-n-roll.pl, 17.10.2014)

Znany geograf polski Eugeniusz Romer sądził, że naturalnym terytorium Polski jest obszar położony między dwoma morzami. Można by mu przyznać rację, jeśliby Polska miała w sobie dzisiaj owego sarmackiego ducha, którego obecność wyczuwamy obecnie na Ukrainie. Niechaj marsz tysiąca ukraińskich nacjonalistów w Kijowie nie przesłania nam tego co się naprawdę na ruskich dzierżawach dzieje: oto tworzy się w Kijowie konkurencyjny wobec Moskwy ośrodek władzy na Rusi. Ośrodek, który gromadzi wokół siebie nie tylko zwykłych przeciwników Kremla, lecz także wszystkich tych, którzy nie pragną centralizacji władzy, nienawidzą tyranii Putina (choć niekiedy sami pragnęliby zostać tyranami – vide Chodorkowski), nienawidzą urawniłowki, niemoralnego przekraczania granic, ekspansywności, nieludzkiej pychy i nadludzkiego przekraczania wszelkiej miary. Tworzy się ośrodek policentryczny, wielokulturowy (choć nie koniecznie multi-kulti), organiczny i budowany lokalnie, a jeśli zjednoczony, to tylko w drodze dobrowolnej unii, a nie przez podbój kolonialny (patrz Wieczny Kłuszyn o duszę Rusi). Polska została siłą wyrzucona ze Scytii, a po części sama uciekła z niej do „Jewropy”. Ale w Scytyce – jak słusznie zauważa Wojciech Jóźwiak – „pozostał ośrodek stylu Rzeczypospolitej i jest nim Ukraina… To co w Rosji z takim trudem zostało stłumione, okopawszy się i skupiwszy w Ukrainie, rozleje się na Rosję…”.

To jest właśnie to, czego nie dostrzegają nasi etno-nacjonaliści (i eurocentryści), wyobrażający sobie, że:

1. Ukraińcy wszystko co robią, robią przeciw Polsce i na złość Polsce.

2. Ukraińcy robią wszystko, aby się zeuropeizować i przyłączyć do Unii Europejskiej.

Jakiś czas temu krążyła nawet plotka, że Janukowycz był… Polakiem. Wyrażano więc współczucie biednemu prezydentowi obalonemu przez tych złych, okropnych banderowców i stojących za ich plecami „Żydów z Nowego jorku”. Z drugiej strony popełnia się błąd, sądząc, że Ukraińcy istotnie chcą być pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej. Zwykli ludzie po prostu chcą, by „żyło się lepiej” i by rząd nie robił takich wolt politycznych, jakie zwykł robić Janukowycz. „U was car, u nas demokracija” – tak słowami ukraińskiej poetki Anastazji Dmitruk można podsumować ukraiński program narodowy.

Zakopani w naszym, stalinowskim grajdołku przez pomyłkę nazywanym „Polską” nie rozumiemy już często geopolitycznych wyzwań, jakie stoją przed Europą Sarmacką w dorzeczu Dniepru. „Kresy” – to wspomnienie przeszłości, na poły świetlane, na poły mroczne. Spróbujmy jednak wrócić do korzeni. Ktoś przed nami te ziemie i ucywilizował, i wstępnie zagospodarował po najazdach tatarskich. Tym kimś był wielki książę litewski Olgierd, który chyba jako pierwszy w historii dostrzegł niebezpieczeństwo ze strony Moskwy i był uosobieniem tego sarmackiego ducha, którego dzisiaj obserwujemy na Ukrainie.

Listopad to dla Sarmatów niebezpieczna pora. Właśnie w listopadzie 1368 roku podszedł wielki książę Olgierd pod mury Moskwy i, jak pisze litewski kronikarz: „weliki kniaź litowski i ruski i żomojtski Olgierd, kopije swoje pod Moskwoju prysłonił, i wszedłszy sam na koń, i kopiję wzemszy w ruku, i prijechawszy ko horodu, i kopiję swoję k’steni prysłonił, i jeduczy nazad rekł tak wielikim hołosom: kniaże weliki moskowski, pamiętaj to, szto kopije litowskoje stojało pod Moskowoju”.

Kniaziu wielki moskiewski! Pamiętaj, że kopia litewska stała pod Moskwą! Choć po rusku brzmi to jednak ładniej, więc powtórzmy to jeszcze raz, z niejaką lubością: kniaże weliki moskowski, pamiętaj to, szto kopije litowskoje stojało pod Moskowoju!

Kopia litewska, kopia sarmacka istotnie tam stała, lecz do grodu samego nie weszła. Na to trzeba było poczekać jeszcze wiele długich, strasznych lat. To jednak była ta sama kopia, choć nazwy czasem się zmieniają. Kopię tę trzymali w rękach i Litwini, i Rusini, i Polacy. Była też w rękach Zaporożców i Dońców. Przechodziła z rąk do rąk, zmieniała nazwy. Dzisiaj sarmacka kopia jest w rękach Ukraińców.

Dodajmy jeszcze, że sytuacja Olgierda nie była wcale taka różowa, jakby z jego dumnych słów – zanotowanych przez kronikarza – wynikało. Tej samej jesieni 1368 roku atakowali Litwę nad Niemnem Krzyżacy i cały rok 1369 zeszedł Olgierdowi na walkach z Krzyżakami. Następnie pod koniec 1370 roku, po śmierci króla polskiego Kazimierza Wielkiego, wybuchł zatarg litewsko-polski na Wołyniu (ach ten Wołyń!). Korzystając z tego Moskale szybko wzięli odwet. Napadli na sprzymierzony z Litwą Smoleńsk, wygnali z Tweru litewskiego sprzymierzeńca kniazia Michała. Zięć Olgierda książę Borys musiał opuścić księstwo niżhorodskie, drugi zięć – Iwan Nowosilski stracił i księstwo, i rodzinę. Zbuntowano przeciw Olgierdowi także kniazia Iwana Kozielskiego i kniazia Iwana Wiaziemskiego. Najazdom moskiewskim towarzyszyła – a jakże – klątwa kościelna za związki tychże kniaziów z tym bezbożnym i złowiernym poganinem Olgierdem. Metropolita Aleksy na lewo i prawo (głównie na lewo) udzielał rozgrzeszenia za złamane przysięgi, byleby tylko „chrześcijańska” rzekomo Moskwa mogła się tuczyć jak pająk cudzym życiem.

A więc nawet w takim trudnym okresie, otoczony ze wszech stron wrogami, znalazł Duch Sarmacki dość sił, by zagrozić poważnie jednemu z nich. Bierzmy z tego lekcję, jak ów młody Polak, Tomasz Maciejczuk, który zapewne wbrew sobie, ale zgodnie z Duchem Sarmackim, pomaga ukraińskim żołnierzom na Ukrainie. I przemawia po rosyjsku tym językiem, który każdy Sarmata natychmiast zrozumie: Wasz pierwszy krok na polskich ziemiach, będzie waszym ostatnim krokiemGiwi! Zakopiemy twoje ciało na skraju lasu w bezimiennej mogile, żebyś mógł się w ciszy i spokoju nażreć polskiej ziemi, póki ciebie nie zeżrą robaki… Donbas to Ukraina!. To jest język dobrze zrozumiały dla moskiewskiej elity. Języka przyjaźni ta elita nie rozumie i boi się go, zawsze wietrząc w nim podstęp. Zrozumie więc język wrogości i choć nigdy nas nie pokocha, to chociaż z czasem nabierze szacunku do „pszeków” i „chachłów”. Dla sarmackiej kopii.

Z czystym sumieniem mogę wznieść okrzyk, nie będąc posądzonym o nacjonalizm: „sława sarmackiej Ukrainie! Sarmackim herojom sława!”.

Jakub Brodacki