Głupi jak polonistka, pijany jak historyk.
(12.02.2013)
Dzisiaj po północy bloger grzechg opublikował interesujący artykuł pt. „Ludzie na poziomie nie mają takich poglądów”. Dorzucam niniejszym stwoje trzy grosze do tekstu.
W przeciwieństwie do grzechag nie sądzę, aby TVN miał aż tak wielki wpływ na umysły naszych wykształconych idiotów, ponieważ największy wpływ na ich umysłowość ma właśnie wykształcenie. Każdy kto kiedykolwiek cokolwiek studiował na uniwersytecie czy innej uczelni, ten wie, jak bardzo przeciwne wolności umysłu jest to doświadczenie. Na wykładach, ćwiczeniach, seminariach i innych zajęciach uczy się co prawda tzw. „krytycyzmu naukowego” i usilnie podważa się wszystkie stereotypy wyniesione z domu rodzinnego. Jednak ów krytycyzm funkcjonuje w wygospodarowanym, sterylnym „laboratorium”, w którym umysł studenta ma do dyspozycji określony zbiór książek, skryptów, statystyk i zbiorów źródłowych. My historycy na przykład mamy do dyspozycji przede wszystkim dorobek marksizmu, który podjał niestety udaną próbę nadania naukom historycznym charakteru nauk ścisłych. W latach 90-tych XX wieku nastał pseudoliberalizm. Jako reakcję na marksizm nasi profesorowie (nie wszyscy, chwała Bogu!) usilnie lansowali twierdzenie, że nie ma żadnej koncepcji, która mogłaby dobrze tłumaczyć proces dziejowy, więc… lepiej nie tłumaczyć go wcale. W efekcie czego każda samodzielna próba stosowania nauk historycznych do interpretacji obecnych wydarzeń i przewidywania przyszłości jest traktowana jako coś prywatnego, wysoce wstydliwego, bo „nienaukowego”. Amerykański prezentyzm jest potępiany, próby rozumowania kontrfaktycznego są wyśmiewane, traktowanie historii jako żywej i obecnej w nas skarbnicy wiedzy o nas samych i o naszym świecie to dziejopisarski zabobon. Jak wielu z nas się domyśla, chodzi o to, abyśmy nie próbowali przywracać „upiorów przeszłości”, nie identyfikowali się z własną tożsamością i przypadkiem nie próbowali grzebać w życiorysach co niektórych profesorów, a szczególności w życiorysach ich rodziców… A w szczególności chodzi o to, abyśmy nigdy i przenigdy nie zwątpili, że obecna rzeczywistość mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. Właśnie te słowa – „mogłaby”, „gdyby” – są szczególnie znienawidzone przez stróżów naukowej poprawności.
I tak dobrze, że uczy się nas samodzielnej interpretacji źródeł historycznych. Tyle przynajmniej przyzwoitości zostało zachowane. Odnoszę wrażenie, że na innych kierunkach jest o wiele gorzej. Wiedza, którą zdobywają socjolodzy czy psycholodzy to są – w moim odczuciu – klechdy sezamowe. Naturalnie ta część ich wiedzy, która służy manipulowaniu drugim człowiekiem stoi na dobrym poziomie, bo inaczej w ogóle te studia byłyby niepotrzebne. Politolodzy zaczynają swoją edukację od roku 1789, przez co ich pojęcie o demokracji jest mgliste i oderwane od korzeni. Językoznawcy wkuwają słówka, więc nie mają czasu na myślenie; stąd może wzięło się znane dictum „głupi jak polonistka”. I dodajmy: „pijany jak historyk”, bo widząc stan umysłów i porównując go z przeszłością, spodziewamy się zazwyczaj nieciekawej przyszłości.
Jakub Brodacki