Po roku rządzenia pojawił się wśród dziennikarzy i weblogerów trend na rozliczanie PiS. Ja natomiast chcę powiedzieć o sprawie, za którą nie rozliczę PiS. Bo jeśli PiS tej sprawy nie rozwiąże, to rozliczy go tylko historia.
(blog-n-roll.pl, 14.10.2017)
W hierarchii ważności najważniejsze jest przetrwanie Rzeczypospolitej. A w tym zadaniu najważniejsze jest przygotowanie kraju do całkiem możliwej wojny z Rosją. Nie z Izraelem, nie z Ukrainą, nie z nowojorskimi Żydami, nie z reptilianami oraz przybyszami z kosmosu i nie z „wrogim, zamorskim mocarstwem”, ale właśnie z Rosją.
W przygotowaniach wojennych można popełnić wiele błędów, które mszczą się po wielu latach. Jak pokazuje rok 1939, planiści, architekci obronności mogą się pomylić na wiele lat przed wojną i, na przykład, zamiast zaprojektować dla armii szybkie samoloty o wysokim pułapie, będą brnęli w projekty samolotów zwrotnych. Może też nastąpić rozdźwięk między zwolennikami lotnictwa myśliwskiego i lotnictwa bombowego, który doprowadzi do obopólnego niedofinansowania. Unowocześnienie armii może być też robione tak, jak by to miała być poprzednia wojna. Albo zgoła tak, jak by ta wojna toczyć się miała gdzieś na piaskach pustyni, a nie na śniegu, w temperaturze -20 st. Mogą się pojawić problemy z budżetem, które doprowadzą do tego, że fabryki uzbrojenia będą zbroiły armie krajów zamorskich, zamiast zbroić armię własną. Mogą się też pojawić najgorsze deficyty każdej armii – doktrynerskie dowództwo lub dowództwo całkowicie uzależnione od możnych sojuszników i od „procedur NATO”, a także kadra niezdolna do improwizacji i adaptowania istniejących zasobów do nagłej zmiany taktyki i strategii przeciwnika.
Dlatego właśnie tak cieszy mnie powołanie przez ministra Macierewicza brygad obrony terytorialnej. Jeśli nawet będzie to armia na wpół amatorska („armia Macierewicza”), to atmosfera działań o charakterze dywersyjnym, sprzyja pojawianiu się samorodnych talentów wojskowych. Wskazuje na to cała historia armii Pierwszej Rzeczypospolitej. Stały kontakt z tak nieprzewidywalnym, „hybrydowym” przeciwnikiem, jak Tatarzy, zmusił wojskowość polsko-litewską do przekazania wielu kompetencji dowódczych na niski szczebel dowodzenia – na poziom ówczesnej „kompanii”, czyli chorągwi kawalerii. Logistyka działała na jeszcze niższym szczeblu – na poziomie „drużyny”, czyli ówczesnego pocztu (towarzysz plus dwóch pocztowych). Ówczesny poczet musiał sam organizować sobie zaopatrzenie. Nie ma oczywiście potrzeby, aby dzisiaj żołnierze sami sobie organizowali broń (i rabowali żywność), ale nie można wykluczyć, że wojna hybrydowa wymusi różne niekonwencjonalne rozwiązania. I bardzo dobrze.
Drugim ważnym zadaniem jest pozyskanie i zjednoczenie sojuszników na wypadek wojny z Rosją. Kluczowe jest Międzymorze i Ukraina. Przede wszystkim należy wyrwać Ukrainę z mrzonek o sojuszu z Niemcami, ale wszyscy wiemy, że to nie jest zadanie proste, bo tradycje tego sojuszu są silne, Ukraińcy są naiwni, a w Polsce poza putinowską agenturą, działa tzw. „lud wołyński”, który zadania nie ułatwia. Oferta niemiecka jest poza tym dla Ukrainy bardziej atrakcyjna, bo Polska nigdy nie może zaoferować takich pieniędzy, jakie ewentualnie mogą zaoferować Niemcy. W każdym razie wydaje się, że prezydent Duda i rząd Beaty Szydło podejmują wielopoziomowe wysiłki, aby Polska nie była osamotniona w ewentualnym konflikcie z Rosją. Dodajmy do tego niejakie ożywienie relacji z Chinami, których wpływ na Rosję jest oczywisty.
Trzecim ważnym zadaniem w realizacji głównego celu, czyli przetrwania Rzeczypospolitej, jest skupienie obywateli wokół idei państwa. Pierwsze kroki zostały zrobione – program 500+ to nic innego, jak sposób na „kupienie” przychylności kluczowej grupy obywateli, czyli rodzin wielodzietnych. Kolejne kroki będą trudniejsze w realizacji, ale należy im kibicować ze wszystkich sił. Nota bene, nie wiem czy Koledzy zauważyli, że program 500+ to w gruncie rzeczy coś w rodzaju „odwrotnej ulgi podatkowej”. Uważam, że „liniowy” charakter tej ulgi – tak bardzo krytykowany – jest największą jej zaletą. Przyznawanie ulg podatkowych rodzinom najuboższym jest bowiem nieskuteczne. A więc „liniowa, odwrotna ulga podatkowa” dla rodzin dzieciatych to pierwsze kroki na drodze przyszłości. Tą drogą można wytworzyć nie tylko przejściową modę na polskość, ale wręcz odbudować państwo.
Kilka dni temu powitał mnie w sklepie bijący w oczy tytuł artykułu w popołudniówce, sugerujący, że rząd Beaty Szydło planuje w ogóle wprowadzić podatek liniowy na poziomie 9%. To może niezupełnie tak, ale i tak zapowiada się nieźle. Od 2018 roku kwota wolna od podatku wzrośnie do 8 tys. złotych, zlikwidowany zostanie degresja w PIT i obniżona składka na ZUS dla mikro-przedsiębiorców. Napisał o tym Zbigniew Kuźmiuk, którego lepiej nie czytać, bo dostarcza sporej dawki dobrych wiadomości (a tego niektórzy nasi Koledzy po prostu nie lubią: żądamy złych wiadomości! Źle było, źle będzie, w Polsce zawsze i wszędzie!). Może to tylko mrzonka, ale rzeczywista realizacja tego postulatu oznaczałaby ogólnonarodowy wybuch entuzjazmu i uruchomienie energii. Tej samej, „hybrydowej” energii, która potrzebna jest naszej armii i naszej dyplomacji. Biorąc pod uwagę naturalną przedsiębiorczość naszego narodu, krok ten dałby nam z czasem naturalną przewagę gospodarczą nad całym otoczeniem, łącznie z Niemcami, a o Rosji nawet nie wspominając.
Wszystkie kroki rządu muszą być jednak związane z siłą i powagą państwa. Niezależnie od tego, ile swobody mają obywatele, wszystkie ich wysiłki indywidualne powinny mieć na uwadze siłę i powagę państwa. Wszyscy obywatele powinni dążyć do przetrwania i wzmocnienia Rzeczypospolitej. Ale nawet jeśli do tego celu będzie dążyła tylko bardziej świadoma grupa, szanse państwa na przetrwanie się zwiększą.
Nie wyborcy rozliczą Prawo i Sprawiedliwość z tego zadania, ale historia. Nie „lud wołyński”, nie bierny i mierny elektorat PSL-u i PO, lecz przyszłe pokolenia.
Jakub Brodacki