Dedykuję Sarkozy’emu

Ponieważ Francuziki ewidentnie szykują sie na wojnę i najwyraźniej chcą do niej zaprosić terrorystów także z Moskwy (w charakterze sojuszników), nasz udział powinien się sprowadzić do wysłania okrętu szpitalnego, pomocy humanitarnej oraz współpracy wywiadowczej (dobrze wiedzieć co sie tam dzieje w tej Syrii). Możemy tez przeszkolic Syryjczyków chętnych do walki z terrorystami – Waszczykowski ma rację.

(blog-n-roll.pl, 16.11.2015)

A teraz piosenka, którą dedykuję Sarkozy’emu – przyjacielowi Putina:

https://youtu.be/SIMhEf7w-3w

Brunatne Jamniki

Niektórzy wyborcy traktują wybory jak wyścigi na Służewcu. Hazard. Trzeba postawić na jakiegoś konia. Nie bardzo wiadomo na którego, więc czasem można postawić na jamnika.

(blog-n-roll.pl, 20.11.2015)

Jakieś jedenaście lat temu kolega w pracy, specjalizujący się się w opowiadaniu absurdalnych dowcipów, opowiedział mi dowcip o jamniku. Dowcip zasadza się w pewnym wulgarnym słowie i bez tego słowa spaliłby na panewce. Publikuję go więc jako cytat, mając nadzieję na cierpliwość Czytelników i Szanownej Redakcji.

Pewien człowiek poszedł postawić na konia w wyścigach. Waha się na kogo postawić, gdy nagle patrzy a tu jakiś jamnik szarpie mu nogawkę i mówi: „postaw na mnie! postaw na mnie!”. Na te słowa człowiek zgłupiał i myśli sobie tak: „Jamnik. Pies. Gada jak człowiek. Dziwne, ale może coś w tym jest”. Postawił na jamnika.
Rozpoczynają się wyścigi. Razem z końmi startuje jamnik i oczywiście tamte mijają już drugie okrążenie, a jamnik nie dobiegł jeszcze do połowy pierwszego. Po wyścigu zdenerwowany hazardzista podbiega do jamnika i wylewa pretensje: „no i co? Przecież mówiłeś, żebym postawił na ciebie! A ty dałeś się prześcignąć wszystkim! Jak to się stało???”. A na to jamnik: „no jakoś, kurwa, nie wiem”.

Dowcip ten dedykuję wszystkim wyborcom, którzy postawili na Ruch Kukiz’15. Z całym szacunkiem dla marszałka-seniora Kornela Morawieckiego i Jego Syna. Dziękuję Opatrzności, że rządzą nami ogary.

Jakub Brodacki

Orędzie Prezydenta Rzeczypospolitej

Kluczowe argumenty prezydenta podkreśliłem na czerwono. Komentarz pod spodem.

(blog-n-roll.pl, 4.12.2015)

Szanowni Państwo,

W ostatnich miesiącach wokół wyboru nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego narosło wiele wątpliwości. Wywołały one niepotrzebne spory i emocje.

Polacy oczekują od polityków pracy na rzecz dobra wspólnego i rozwoju państwa, nie zaś kłótni i awantur.

29 maja tego roku, gdy w Pałacu Wilanowskim w Warszawie odbierałem zaświadczenie o wyborze na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej, apelowałem, by ważne dla ustroju Polski decyzje nie były podejmowane w okresie zmiany władz państwowych, ponieważ mogą one rodzić w przyszłości wiele problemów. Niestety, Sejm poprzedniej kadencji nie przychylił się do mojej prośby i dokonał wadliwego prawnie wyboru osób – kandydatów na stanowiska sędziów Trybunału Konstytucyjnego, naruszając tym samym również dobry obyczaj polityczny. Nie można zgodzić się na dokonaną tuż przed wyborami zmianę prawną, która miała na celu jednostronne upolitycznienie Trybunału. Bo przecież instytucja ta powinna być pluralistyczna i politycy powinni tę zasadę bezwzględnie szanować. Tego oczekują od nich przecież obywatele.

Aby zakończyć niepotrzebne waśnie podważające autorytet najważniejszych instytucji państwa polskiego, stojąc na straży konstytucji i ciągłości władzy państwowej, postanowiłem odebrać przysięgę od sędziów wybranych wczoraj. Kierowałem się przy tym wolą nowo wyłonionego Sejmu, w którym Polacy pokładają tak ogromną nadzieję na naprawę Rzeczypospolitej.

Jednocześnie chciałbym podkreślić, że przychylam się do opinii wyrażonej przez obecnego prezesa Trybunału Konstytucyjnego o potrzebie debaty nad zmianami procedury wyboru sędziów. Dlatego też w ramach Narodowej Rady Rozwoju zamierzam powołać zespół, którego celem będzie wypracowanie zasad wyboru sędziów oraz funkcjonowania Trybunału. Tak, by w przyszłości nie pojawiły się żadne wątpliwości co do jego bezstronności.

Chciałbym do tego dialogu zaprosić przedstawicieli wszystkich partii politycznych, byłych sędziów Trybunału, ekspertów od prawa konstytucyjnego i inne zainteresowane podmioty. Liczę na to, że dzięki tej inicjatywie uda nam się wspólnie zapobiegać podobnym sporom w przyszłości.

Szanowni Państwo, to decyzje narodu i jego przedstawicieli powinny być w pierwszej kolejności podstawą inicjatyw ustawodawczych. To istota demokracji. Jestem głęboko przekonany, że dzisiejsza decyzja także zbliża nas do realizacji tego celu.

Składając przysięgę prezydencką, ślubowałem, że dobro Ojczyzny i pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem. Że swoje osobiste cele podporządkuję całkowicie służbie społeczeństwu. Dlatego podjąłem tę decyzję w imię dobra wspólnego, w imię budowy sprawiedliwego i uczciwego państwa.

Dziękuję.

Całość do obejrzenia: prezydent.pl

Rozumowanie Prezydenta podporządkowane jest idei dobra wspólnego, zawartej zarówno w konstytucji kwietniowej z 1935 roku, jak i – w formie ułomnej – w konstytucji z roku 1997. Dobro wspólne i rozwój państwa są celami nadrzędnymi w drodze do naprawy Rzeczypospolitej.
Prezydent zwrócił także uwagę na fakt, że istotą demokracji jest wypełnianie woli narodu przez jego przedstawicieli. Wymienił dwie kluczowe instytucje dla demokracji, wybierane w wyborach powszechnych: Sejm i Prezydenta. Wybrany w wyborach powszechnych Sejm dokonał wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego, zatem Prezydent przyjmuje wolę Sejmu.
Prezydent stoi na straży konstytucji, a zatem na straży powagi instytucji państwowych. Aby zachować powagę instytucji państwowych, prezydent musi przeciąć i zakończyć polityczną awanturę o trybunał.
W orędziu Prezydent dwa razy użył określenia „Polacy oczekują” lub „Polacy pokładają nadzieję”. To oznacza, że apeluje do nas o zrozumienie i poparcie.

Dwa listy otwarte w sprawie uczczenia Bronisława Piłsudskiego

Instytucją, która długofalowo miałaby zająć się promocją postaci Bronisława Piłsudskiego nie może być żaden instytut bądź muzeum noszące imię Józefa Piłsudskiego. – apeluje Witold Kowalski w jednym z dwóch listów otwartych.

(blog-n-roll.pl, 14.12.2015)

Poniżej, zgodnie z sugestią Autora listów, publikuję je w całości:

=========

e-List Otwarty do P.T. Uczestników narady w dniu 27 listopada br. nad sposobami uczczenia 150 rocznicy urodzin Bronisława Piłsudskiego (1866-1918)

Londyn, 5 grudnia 2015

Szanowne Panie i Szanowni Panowie,

W trakcie ubiegłotygodniowej narady dałem się Państwu poznać, jako desygnowany przez krewnych i potencjalnych spadkobierców Bronisława Piłsudskiego, przed ponad już ćwierćwieczem, rodzinny kustosz wszelkich z nim związanych przedmiotów materialnych, a więc w sposób oczywisty również i portretu Bronisława w tradycyjnym stroju ajnuskim pędzla Adomasa Varnasa. Obecnie chciałbym podzielić się z Państwem moimi sugestiami na temat uczczenia postaci Bronisława, abstrahując od sprawy portretu. Nie oznacza to, rzecz jasna, iż w jakikolwiek sposób zmieniłem swój pogląd w kwestii przekazania owego portretu przez Tomasza Siemoniaka Krzysztofowi Jaraczewskiemu – w mojej ocenie jest to kontynuacja grabieży mienia prywatnego dokonanej przez poprzedników Siemoniaka w rządzeniu Polską, tow. tow. Ochaba i Jaroszewicza. Panowie Siemoniak i Jaraczewski, mając pełną świadomość, iż przekazują między sobą dobro kradzione, kontynuują przestępcze dzieło swych zsowieciałych poprzedników, oddając się oczywistemu, kryminalnemu, choć pozornie usankcjonowanemu przez państwo, paserstwu. Również fakt, iż pan Krzysztof Jaraczewski nie raczył mnie powiadomić nawet choćby o odnalezieniu tego portretu, odebrałem jednoznacznie – jako policzek wymierzony rodzinie Bronisława Piłsudskiego…

Na użytek zamieszczonych poniżej uwag przyjmuję dwie tezy, jako pewniki:

  1. że dzieło życia Bronisława Piłsudskiego jest wybitne i liczące się na arenie międzynarodowej, dające mu poczesne i trwałe miejsce w historii nauki. W tej materii wysłuchaliście Państwo ekspertyzy profesora Majewicza, niegosłownej, bo przecież od dawna potwierdzanej przez druk wielotomowych dzieł zebranych Piłsudskiego przez najbardziej prestiżowe wydawnictwo naukowe świata. Od siebie dodam, iż doskonałość warsztatu metodologicznego tak przy zbieraniu jak i opracowywaniu pozyskanych przez niego danych oraz fakt, iż bardzo pod wieloma względami istotny i wyjątkowy lud Ajnów niedługo po tych badaniach w praktyce przestał istnieć oznacza tyle, że w przyszłości pozycja Bronisława Piłsudskiego w historii nauki może tylko rosnąć, nigdy zaś nie zmaleje;

  2. że instytucją, która długofalowo miałaby zająć się promocją postaci Bronisława Piłsudskiego nie może być żaden instytut bądź muzeum noszące imię Józefa Piłsudskiego. Nie może z dwóch powodów: po pierwsze – Bronisław i Józef działali w bardzo od siebie odległych, w wielu aspektach po prostu sprzecznych sferach życia publicznego i tej przepaści nie da się zasypać bez uszczerbku dla jednego lub drugiego z braci; po drugie – legenda Józefa Piłsudskiego wyniosła go w Polsce na tak niebotyczne i strome wyżyny, iż nikt, kto miałby mu tam towarzyszyć, nie utrzyma się, spadnie. Dam dwa przykłady: Rydz-Śmigły, było/nie-było zdobywca Kijowa, też był mianowany marszałkiem, ale na dobrą sprawę, czy ktoś o tym pamięta? – w świadomości Polaków Marszałek był tylko jeden – Piłsudski! Przykład drugi: po upadku państwa polskiego w 1939 roku prezydent RP Mościcki rezygnuje z urzędu i w zgodzie ze wszelkimi wymaganymi normami prawa konstytucyjnego mianuje swoim następcą generała Wieniawę-Długoszowskiego. I co się dzieje? – Wieniawa czuje się zmuszony ustąpić ze stanowiska zanim jeszcze je oficjalnie obejmie. Nie dlatego, że Sikorski był w danym momencie zbyt na niego politycznie mocny (bo nie był), ale dlatego, że będąc opinii polskiej powszechnie przyswojony jako adiutant Marszałka, nie mógł Wieniawa być wyniesiony na równe mu stanowisko zaledwie w kilka lat po śmierci Piłsudskiego – legenda na to nie pozwalała.

Jeśli więc rzeczywiście chcemy uhonorować Bronisława Piłsudskiego, strońmy od Jego brata, Józefa, i skupmy się na naukowej stronie Jego dokonań i tych aspektach Jego życia, które są unikalnie związane z Nim właśnie. Proponowałbym więc, abyśmy, działając jako luźna grupa zainteresowanych osób, bądź jako bardziej zorganizowane ciało formalne, dążyli do następujących celów praktycznych:

  1. Utworzenie stałego, fizycznie osadzonego, ośrodka zajmującego się zebraniem spuścizny po Bronisławie Piłsudskim, udostępnianiem owej spuścizny w całym kraju i promocją postaci Bronisława Piłsudskiego. Przy wejściu do owej siedziby powinien witać nas portret Bronisława Piłsudskiego w stroju ajnuskim, a potem możemy już rozpuścić wodze wyobraźni: wydawnictwa, występy japońskiej operetty o życiu „wujka Bron Pilsu”, wystawy, filmy, stypendia – sky is the limit, jak powiadają ci, którzy umieją takie rzeczy wdrażać w życie;

  2. Utworzenie stałego, elektronicznie osadzonego, ośrodka zajmującego się tymże, co w p. 1, ale w wymiarze wirtualnym. Taki ośrodek zresztą od wielu lat działa, pod egidą projektu ICRAP i opieką dr Juranda Czermińskiego – jednakże nie można wymagać od jednej tylko osoby, aby sama miała ogarnąć tak rozległy projekt. Poza tym w internecie panuje obecnie raczej „radosna twórczość” odnośnie postaci Bronisława Piłsudskiego; należałoby tę działalność ukrócić, chociażby poprzez udostępnianie bardziej rzeczowej informacji o Jego dziele i życiu;

  3. Zwrócenie się, zbiorowo bądź indywidualnie, do Prezydenta RP z prośbą, aby objął patronat nad sponsorowanymi przez państwo działaniami mającymi przybliżyć postać Bronisława Piłsudskiego opinii publicznej w Polsce;

  4. Zwrócenie się do ministra Dziedzictwa Narodowego, aby w trybie nagłym wygospodarował środki finansowe, które by umożliwiły rozpoczęcie działań wymienionych w punktach 1 i 2 powyżej oraz skoordynowały działania mające na celu uhonorowanie Bronisława Piłsudskiego w roku 2016 oraz 2018, czyli w rocznice Jego urodzin i śmierci;

  5. Mając na uwadze, iż tak w Rosji, jak i w Japonii stoją pomniki upamiętniające postać Bronisława Piłsudskiego (w Rosji jest nawet góra nosząca Jego imię), należy przekonać lokalne władze w Krakowie bądź na Podhalu, że najwyższy czas, aby i On miał swój pomnik – może to zresztą być Jego „ławka” przed gmachem muzeum, byle by to było coś trwale w spiżu odlane i to przed 17 maja 2018 roku;

  6. Jak to obecni na naradzie państwo reprezentujący Muzeum Tatrzańskie dobrze wiedzą, już przed 25 laty zwróciłem się do władz Zakopanego, aby nadała imię Bronisława Piłsudskiego jednej z ulic w tym mieście. Odpowiedź była mniej więcej taka: – „Mamy już ulicę jednego Piłsudskiego, to nam starczy”! Otóż, powinniśmy wystąpić do władz miasta ponownie, zapewniając ich, że „nie starczy”!

  7. Poza Podhalem, Piłsudski był bardzo związany z Krakowem. W roku bodaj 2003 lub 2004 miałem zaszczyt odsłonić poświęconą Mu tablicę w gmachu PAU przy Sławkowskiej. Ale taka tablica, choć bardzo to dobre, że istnieje, jest hołdem zbyt elitarnym. Proponowałbym, aby zwrócić się do władz Krakowa o przemianowanie ulicy Topolowej na „braci Bronisława i Józefa Piłsudskich” – jako że obaj tam przez parę lat po 1906 roku wspólnie pomieszkiwali. Gdyby krakowianie zechcieli uhonorować Bronisława osobną ulicą czy skwerem – tym lepiej!;

  8. Rozrzucone po świecie środowisko bronislavologów od szeregu lat oczekuje wyznaczenia miejsca na kolejną międzynarodową konferencję Mu poświęconą. Miała odbyć się w Wilnie i tak prawdę mówiąc wciąż się tam powinna i może odbyć, zwłaszcza że prawo unijne pozwala nam czuć się u siebie w domu tak w Londynie, jak i w Szczebrzeszynie czy właśnie w Wilnie. Urządzenie takiej konferencji w Wilnie nie byłoby „wciskaniem się do cudzego domu”, bo Wilno to przecież dom właśnie Bronisława Piłsudskiego. Można by też przy okazji przypomnieć Litwinom-narodowcom, że to nie kto inny, jak Bronisław Piłsudski, okazał im w swoim czasie wielka pomoc przy tworzeniu zalążków przyszłego ich państwa. Gdyby Wilno nie wypaliło, trzeba by chyba ponownie pomyśleć o Krakowie – za życia Bronisław Piłsudski nie przebywał w Polsce nigdzie poza właśnie Litwą i Galicją. Skąd wziąć na to środki? – odpowiedzi szukałbym u ministra Dziedzictwa Narodowego;

  9. Na koniec kwestia rodzinna: wszyscy potomkowie Bronisława Piłsudskiego, a jest ich w tej chwili 21, mieszkają w Japonii i są pod każdym praktycznym względem Japończykami. Otóż uważam, że jest naszym wspólnym obowiązkiem wystąpić do władz Rzeczpospolitej, aby w trybie pilnym i nadzwyczajnym wszyscy ci ludzie, bez wyjątku, otrzymali obywatelstwo polskie – czy to honorowe, czy faktyczne. Dobrze by było, gdyby otrzymali je w dniu 150 rocznicy urodzin ich przodka, a jeszcze lepiej, gdyby stało się to w miejscu Jego urodzenia. Nie znam prerogatyw Prezydenta RP w tym zakresie, ale myślę, że należy próbować go przekonać do przeprowadzenia takiej akcji, jeśli tylko jest możliwa. Jeśli nie, można oficjalnie wystąpić do cesarza Japonii o uhonorowanie potomków Bronisława wedle miary właściwej dla tego kraju. Ponadto, świadom, iż pan Kazuyasu Kimura, wnuk Bronisława Piłsudskiego, jest jedynym żyjącym przedstawicielem całego rodu Piłsudskich, proponuję wystąpić do władz RP, aby uroczyście przekazały mu paszport/dyplom polski, w którym występuje właśnie pod tym nazwiskiem: – „Piłsudski”. Ponieważ wszystkie znane męskie linie tego rodu już jakiś czas temu wymarły, pan Kazuyasu Piłsudski-Kimura jest jedynym żyjącym człowiekiem, mającym prawo do noszenia tego nazwiska. Jest, niestety, także ostatnim: ma bowiem trzy córki, ale nie ma syna…

Dziękując Państwu za uwagę, pozostaję otwarty na wszelkie Wasze sugestie w poruszanych wyżej sprawach i pozdrawiam,

Witold Kowalski

(tak od urodzenia, jak i z urodzenia – piłsud(s)czyk)

===================================================

Autor przesłał mi także:

e-List Otwarty do dyrektora Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku

Krzysztofa Jaraczewskiego

Londyn, 13 grudnia 2015

Mój Drogi Krzysiu;

Przeczytałem dopiero co Twoje przesłanie pretendujące do miana „Podsumowania” narady, jaka miała onegdaj miejsce w siedzibie Muzeum JP na Służewcu w Warszawie. No cóż, przedziwną i niepokojącą epistołę wysmażyłeś – aż mnie ciarki przeszły… Pierwsze, co mnie zaniepokoiło, to data Twojego „podsumowania”: 16-11-2015 – czyżbyś cierpiał w tym dniu na przewidzenie, jak to toczyć się będzie za parę dni narada? Mój niepokój wzmógł się jeszcze bardziej, gdy uświadomiłem sobie, że mówiąc o sobie używasz bądź to trzeciej osoby pisanej z dużej litery: „zadeklarował Pan Krzysztof Jaraczewski”, bądź, co gorsza, formy mnogiej: „pragniemy podziękować”, „serdecznie dziękujemy” – czyżbyś zaczął stosować wobec samego siebie pluralis majestatis? Na to wygląda, bo stwierdzenie, iż „jesteśmy zaszczyceni, że udało nam się zaprosić” wskazuje na tendencję do obdarzania „zaszczytami” własnych akcji, zaś wspominanie przez Ciebie (przez „Was”?) „bliskiego nam Podhala” przywodzi na myśl uniwersały króla Jana Kazimierza… Dalej: „podsumowując” naradę, jakoś dziwnie nie zauważyłeś dwóch bardzo istotnych wystąpień: profesora Majewicza i mojego. Czyżbyś na dodatek miał sklerozę lub cierpiał na „luki w pamięci”? – uważaj, ten koktajl chorobowy może Ci bardzo zaszkodzić. W sumie występują u Ciebie: przewidzenia/omamy, zaburzenia pamięci oraz deluzje (folie de grandeur), sporo. Weź się, człowieku, w garść, bo wygląda na to, że Cię porąbało i osobowość zaczęła Ci się przemieszczać w niepokojącym kierunku. Doradzałbym codzienny kontakt z jakimś rzetelnym terapeutą – masz muzeum zasobne, niech Ci zafunduje leczenie…

Zanim weźmiesz się za naprawę swych schorzeń, chcę Ci przypomnieć istotę wystąpień profesora Majewicza i mojego. Otóż profesor Majewicz nie mniej, ni więcej, ale uświadomił uczestnikom narady, na czym polega znaczenie Bronisława Piłsudskiego, jako uczonego. Bez tej bardzo istotnej oceny, wypowiedzianej przez prawdziwego eksperta, mogłoby sobie P.T. naradzające się grono opowiadać przeróżne anegdotki i dykteryjki, aż do chwili, gdy krowy wrócą z wypasu, co w żadnej mierze nie uzasadniłoby nam imperatywu obchodzenia 150 rocznicy urodzin Bronisława Piłsudskiego. Bowiem to uznana za granicą wielkość osiągnięć Bronisława wymusiła na Polsce te obchody, a nie powszechny podziw, którego przecież jakoś nie wzbudzał on wśród polskich muzealników, historyków (nawet tych, co mają się za „piłsudczyków”), czy obsiadających ministerstwa przeróżnych „kulturoznawców”, przez ostatnie sto lat. Fakt, że w swoim „podsumowaniu” nie wymieniłeś tak istotnego wystąpienia profesora Majewicza, bardzo źle podsumowuje Ciebie samego…

Trochę Cię rozumiem – jesteś w końcu tylko prostym architektem, mocnym w dobieraniu dachówek, czy drewna na framugi okien, lecz całkowicie pozbawionym umiejętności odsiewania ziarna od plew. Dobra Bozia poskąpiła Ci zresztą też wielu innych talentów (pewnie chciała Ci dać przez to „do myślenia”), w tym politycznych, historycznych czy też wiedzy niezbędnej do prowadzenia tak trudnego i ważnego dla prestiżu naszego państwa przedsięwzięcia, jakim jest upolszczenie postaci Bronisława i przepisanie go ze światowego do rodzimego panteonu sławy – Ty przecież tak naprawdę nie rozumiesz, o co tu chodzi…

Ale to złą wolą, a nie brakiem zrozumienia czy talentu należy tłumaczyć opuszczenie w Twoim „podsumowaniu” wystąpienia osoby, która jednoznacznie podważyła prawomocność Twojego przejęcia z rąk pasera Siemoniaka portretu Bronisława Piłsudskiego pędzla Adamasa Varnasa. Chodzi mi tu oczywiście o moje wystąpienie, zgłaszające i uzasadniające mój tytuł do objęcia tego obrazu rodzinną kuratelą, a które to wystąpienie zostało całkowicie wymazane z Twojego „podsumowania”. Za czasów, kiedy w Polsce rządzili tacy zasłużeni budowniczowie PRL-owskiego raju, jak tow. Jaroszewicz, mówiło się o takim retuszującym, rzekomym zaniku pamięci: „Było i nie ma; jak w ruskim cyrku”.

A więc, drogi Krzysiu, w czyim cyrku ćwiczysz dziś swe niegodne triki-zaniki? W „ruskim”? – aż tak daleko zaszedłeś? W fundacyjnym cyrku tow. Strzałkowskiego, czy w Sojuzie Sojediniennej Lewicy u ojca prawnuków? A może u wszystkich powyższych, ćwicząc pod przewodem partii Przekupnych Oportunistów, gdzie ze swoim kolesiem-paserem handlujesz kradzionym towarem i ciągle spłacasz dług za ustawioną nominację?

Powiem tyle – jaki cyrk, takie małpy… Oczami wyobraźni widzę już podziemia namiotu rozpiętego w Sulejówku, a tam przy wejściu do sali im. Piotra Jaroszewicza widnieje czapka gorejąca, a pod nią portret pędzla Varnasa, w ramie z wrodzonym smakiem dobranej przez samego Pana dyrektora. A przechodzące wycieczki pytają: – Czemu ta czapka ciągle gore?

Tyle na razie, drogi Krzysiu. Znam Ciebie od czasu, gdy chodziłeś jeszcze w pieluchach. Potem traktowałem Cię, jak młodszego brata (twice removed); to ja przecież wprowadziłem Cię niegdyś do podziemi katedry wawelskiej, abyś się mógł tam po raz pierwszy pokłonić prochom swego dziada. Zhańbiłeś potem to wspomnienie, gdy po katastrofie smoleńskiej miałeś czelność żądać od kardynała Dziwisza wstrzymania pochówku w tejże katedrze ciała Prezydenta RP. Było to z Twojej strony czyste, polityczne kurestwo! Oto cena, jaką się płaci za wchodzenie do łóżka z bandą złodziei i za nepotyczną nominację na dyrektora muzeum.

Za kogo Ty się masz, że śmiesz wtrącać się w tak ważne i nieswoje sprawy? – najwyraźniej już w 2010 roku cierpiałeś na folie de grandeur. Gorzej, że dyshonorem okryłeś wówczas nie tylko siebie, ale całą liczną gromadę potomków Józefa i Marii Piłsudskich, która z obrzydzeniem przypatrywała się Twoim krakowskim występom. Teraz zaś usiłujesz dokonać zaboru Bronisława i wyciągasz swe grzeszne łapska po jego spuściznę? – wstydź się!

Moja już ostatnia rada dla Ciebie: skup się na tym, co rzeczywiście umiesz i nie pchaj się na afisz, jeśli nie potrafisz. To o takich, jak Ty, Twój wielki dziad mawiał: – Wam kury szczać prowadzić, a nie politykę robić!… Miał rację, pomyśl o tym!

Twój kuzyn – Witold

Różne sorty Polaków

Zdarzyło mi się raz kiedyś pomylić Krzysztofa „Pioruna” Radziwiłła z Krzysztofem II Radziwiłłem. Obaj byli hetmanami i to dobrymi, i obaj byli hetmanami litewskimi. Pomyłka głupia i łatwa do naprawienia, gdyby w redakcji „Glaukopisu” czuwała korekta, znająca dobrze wiek XVII. Niestety błąd przeszedł niezauważony i straszy po dziś dzień w jednym z numerów tegoż czasopisma.

(blog-n-roll.pl, 2.01.2016)

Podobnego błędu nie ustrzegł się Tomasz Łysiak w artykule Różne sorty Polaków z okresu potopu („W sieci” nr 52/2015 28.12-3.01), gdzie hetmana i kanclerza Jana Zamoyskiego pomylił z Janem „Sobiepanem” Zamoyskim. I znowu – zabrakło czujnej korekty, która znałaby wiek XVII i umiała wychwycić błąd tak prosty, że aż kłujący w oczy.

Artykuł Tomasza Łysiaka ma charakter polonistyczno-moralizatorski. Porównuje on mianowicie zwolenników KOD-u do zdrajców z epoki Potopu i targowiczan z wieku XVIII. Pokazuje pozytywne przykłady wierności, okazywanej królowi Janowi Kazimierzowi. Rzecz w tym, że wartość takiego artykułu nie zależy od obiektywnych kryteriów naukowych, lecz od talentu autora i minimum rzetelności dziennikarskiej. Nie odmawiam ani sobie, ani nikomu prawa do powoływania się na Sienkiewicza, który miał duże wyczucie sensu epoki i jej ducha. Nie można jednak poprzestać li tylko na Sienkiewiczu. Naprawdę nie jestem pewien, czy autor przeczytał choćby biografię Hieronima Radziejowskiego pióra Adama Kerstena lub Olgierda Górki opracowanie o oblężeniu Jasnej Góry. Ja na przykład tej drugiej pozycji nie czytałem, ale jako historyk XVII wieku mam świadomość, że takie dzieło istnieje i że mogę do niego sięgnąć w każdej chwili. Co więcej, mogę też na to dzieło spojrzeć krytycznym okiem, sięgnąć do cytowanych tam źródeł i subiektywnie ocenić, czy Olgierd Górka miał rację, czy też może coś tam źle zinterpretował. Niestety dziennikarz na ogół nie ma warsztatu historyka i wobec tego po napisaniu wstępnego szkicu artykułu powinien swoje pierwsze kroki skierować do Instytutu Historycznego lokalnej uczelni wyższej i poprosić o pomoc któregoś ze znawców epoki.

To naprawdę świetnie, że Tomasz Łysiak przeczytał Księgę Pamiętniczą Jakuba Michałowskiego. To kapitalne wydawnictwo źródłowe. Jako dobry dziennikarz Tomasz Łysiak genialnie wyłowił smakowite kąski w postaci opisu bankietu zdrajców u szwedzkiego wodza Wittenberga. Przeskoczył jednak nad faktem, że hetmani, którzy zawiązali patriotyczną Konfederację Tyszowiecką, wcześniej skapitulowali przed królem szwedzkim i wraz z armią koronną przysięgli wierność królowi szwedzkiemu. Ten fakt być może nie pasuje do wizji Polaków „różnego sortu”, bo też sama wizja do wieku siedemnastego ma się nijak.

Gdyby Tomasz Łysiak poprosił o pomoc znawcę epoki, to pewnie dowiedziałby się o wielu zawiłych problemach z ówczesną definicją narodowości i obywatelstwa, w powiązaniu z religijnością i lokalnością. W największym skrócie:

1. wiek XVII jest umiejscowiony jakby pomiędzy średniowieczem i renesansem a epoką nowoczesną. Słowa i pojęcia ówczesnej polszczyzny brzmią nierzadko podobnie i podobne mają znaczenie do używanych dzisiaj, lecz ich sens pozostaje bliżej pierwotnemu rozumieniu słów, zwłaszcza w przypadku słów wziętych z Łaciny. Sztandarowym tego przykładem jest słowo „Rzeczpospolita” oraz słowo „Sejm”, które są bliskoznaczne, ale nie tożsame z tymi samymi słowami, używanymi przez nas dzisiaj.

2. Pojęcie narodu szlacheckiego stale przeplatało się z pojęciem „poddanych Jego Królewskiej Miłości”.

3. Pojęcie obywatelstwa i równości bez przerwy walczyło o pierwszeństwo z tradycyjną hierarchią społeczną, szczególnie zaś z tytułami książęcymi i w ogóle z tytułomanią, głęboko zakorzenioną w umysłach panów braci.

4. Lokalne społeczności (oraz możni) stale walczyły z „tyranią” rządu centralnego (w tym Sejmu) i notorycznie próbowały uchylać się od podatków. Dwór królewski z reguły postrzegał państwo jako pewną całość, podczas gdy społeczności lokalne z trudem godziły się na wyrzeczenia na rzecz województw zagrożonych obcym najazdem.

Te i wiele innych spraw to właściwy kontekst wieku XVII. I coś jeszcze, o czym warto wspomnieć, gdy mowa o „Komitecie Obrony Dekoracji”. Otóż Komitet ten tradycyjnie próbuje połączyć grupy i mniejszości wzajemnie sobie wrogie i ze sobą w istocie wojujące. Bo jakże tu pogodzić alimenciarzy z feministkami, pedałów z lesbijkami, personalistycznych liberałów z kolektywistami i tak dalej? A jednak wszyscy oni poszli w jednej manifestacji, z obawy przed zaprowadzeniem pewnej hierarchii wartości, bo hierarchizowanie wartości kojarzy się im z faszyzmem. Do tej pory żyli oni w złudnym przeświadczeniu, że prawa mniejszości są tak samo równe i że homoseksualiści i „heterycy” to po prostu dwie równe sobie mniejszości. W tej chwili może się okazać, że „heterycy”, czyli większość, są jednak w jakiś sposób uprzywilejowani. Że sierocińce i rodziny to nie są dwie równe sobie mniejszości, lecz Rodzina stoi w hierarchii wartości wyżej, niż sierociniec czy nawet „rodzina” zastępcza (np. związek dwóch lesbijek) dla dzieci odebranych siłą z rodzin ludzi ubogich. Tak przykładowo. I tego strasznie się boją. Bo do tej pory mieli jednak nadzieję, że któraś z mniejszości jednak wygra. Że zdominuje większość i narzuci jej swój punkt widzenia i swoje prawa. A tu klops.

Dzisiaj jeden po drugim padają fundamenty totalnego postrzegania zasady równości. Czy czegoś nam to nie przypomina? Bo mnie, jako historykowi wieku XVII przypomina to kwestię liberum veto. W latach czterdziestych XVII wieku magnaci usilnie forsowali tezę, że głos każdego posła jest tak samo ważny, jak głos pozostałych i zdanie większości. Postrzegali oni państwo jako zbiorowisko wielu mniejszości, a w istocie udzielnych księstewek, z których każde ma rację. Nie wiadomo do czego w istocie zmierzali, ale efekty ich długoletniej pracy były zatrważające. Doprowadzili Sejm do paraliżu. Większość nie mogła narzucić mniejszości swojej hierarchii wartości, natomiast mniejszość z powodzeniem narzucała swoje przywileje większości. Parlament utracił zdolność do formułowania programu dla państwa. Dzisiejszy trybunał konstytucyjny to jakby nowoczesna forma liberum veto.

Tego jednak Tomasz Łysiak nie umie wychwycić i nie mam do Niego o to żalu. Każdy ma swoje kompetencje i powinien liczyć się z kompetencjami innych. Dziennikarz powinien mieć lekkie pióro i otwarty umysł. Historyk może go nakierować na właściwy tok myślenia i interpretowania historii. O ile tylko ów historyk jest patriotą i państwowcem.

Jakub Brodacki