Decyzja leminga

– Nie mam się w co ubrać! – powiedziała Lemingowa nieco rozkapryszonym tonem, przeglądając się swojej sylwetce w lustrze. Z wiekiem nieco przytyła, wprawdzie nie tam, gdzie chciałaby najbardziej, ale i tak jej mąż, leming, nawet na nią nie patrzył. Kontemplował właśnie swój mięsień piwny, wylewający się spod przepoconej podkoszulki. Tłuste, owłosione łapsko wyciągał właśnie po piwo. Ręka mu jednak się zatrzymała w pół drogi. Wyjątkowo tego dnia postanowił żonie nieco podokuczać.

Tekst opublikowałem 15.05.2015 r. na blog-n-roll.pl

– Ty, stara, nie pier…ol. Ubrania to ty masz w nadmiarze. Głosować ci się nie chce, k…, nie masz kogo wybrać, a nie się ubrać, co?

– A właśnie, że nie! – odparła Lemingowa – będę głosowała na Niedźwiadka. On gwarantuje zgodę i bezpieczeństwo.

Leming zatrząsł się tylko ze śmiechu, a wraz z nim obfity i długo ćwiczony mięsień piwny.

– Oj, stara, cusik ty chyba niedobzykana. Ale wiesz ty co? Dzisiaj niedziela, pójdziem do lumpeksu, co go to już trzeci raz otwierają, to może i ceny spuścili…

– Jak to: trzeci raz? – zdumiała się Lemingowa, a że mowa była o bzykaniu i spuszczaniu, więc zaświtała w jej głowie iskierka nadziei. Mąż, gdy do niej mówił, od dawna na nią nie patrzył, ale może jak sobie kupi nową kieckę, to chociaż raz rzuci okiem, jak sobie dobrze podpije? Ten jeden raz…

– No nie pamiętasz? Za pierwszym razem lumpeks otwierał premier Matoł, jak były wybory do Sejmu. Za drugim razem otwierał Niedźwiadek, jak były wybory na prezia, po Smoleńsku. A teraz otwierała go ta lekarka… jak jej tam…

– Koparka?…

– A tak, Koparka – przytaknął niechętnie – ta co to była w SD czy ZSL, jakoś tak. Jedna szajka, wszystko żydo-banderowskie ścierwo na usługach bankierów z Nowego Jorku…

W tym momencie z sąsiedniego pokoju dobiegło ich skrzypnięcie i odezwało się radio. To synek Leminga szukał czegoś, żeby zagłuszyć dialogi rodziców. Trafiło na mszę na Skałce w Krakowie.

Ojczyzna jest chora, bo chore są elity! – mówiło radio – Polska jeśli ma przetrwać, musi się nawrócić. Jako naród dziś wymieramy. Ojczyzna jest chora, bo chore są elity i chory jest naród…

– Franek, wyłącz k…, tą ciotę! – wrzasnął Leming, który codziennie delektował się gazetą Urbana (miał ponad sto numerów archiwalnych, którymi zaczytywał się podczas posiedzenia w toalecie). Lecz musiał wysłuchać jeszcze kilku linijek kazania, bo mięsień piwny ciągnął go ku ziemi, a umysł leniwy nie miał siły podnieść tłustego cielska.

Może jednak miałby i dziś marszałek Józef Piłsudski i Prezydent Lech Kaczyński spoczywający na Wawelu wiele do powiedzenia Polsce i Polakom o bezkarności nadużyć, o interesie jednostek i partii, o naszym znikczemnieniu skoro w czasie wszystkich wyborów, jakie się dokonują w Polsce od 25 lat idzie tylko ok. 50 % Polaków, reszta zostawia innym decyzje o kształcie Ojczyzny. Co oznacza ten pasywizm? Czy my naprawdę dobrze rozumiemy, co dziś oznacza społeczna odpowiedzialność? Przede wszystkim odpowiedzialność za prawdę o nas samych, odpowiedzialność za prawdę historyczną, która formuje myślenie na dziś i jutro, a zatem mamy prawo do prawdy o Katyniu i Smoleńsku, tak samo jak mamy prawo do prawdy o Jedwabnem, Auschwitz i Dachau.

– K…a! – ryknął znowu Leming – słyszysz ty ch… niemyty, co do Ciebie mówię?! Masz natychmiast wyłączyć to radio! Wyłącz, k…, tę ciotę!

Radio ucichło, ale nie dlatego, że głos ojca poskutkował. Franek również nie mógł słuchać arcybiskupa, który w jednym kazaniu wzywał do nawrócenia, a w drugim jednał się z rosyjską cerkwią prawosławną spod znaku KGB. Pobiegł do internetu pogadać na skype z kolegami, których właśnie wypuszczono z pudła po zamieszkach na stadionie. Wielu było pobitych. Jutro seria rozpraw sądowych, na które, z massmediów, nie pofatyguje się nawet pies z kulawą nogą.

– Nie ciotę – odparła Lemingowa oburzona – uszanuj uczucia nas, katolików!

– Oj tam, oj tam – mruknął Leming – pedofile i stella maris. Chodźmy lepiej do lumpeksu! Jak nie masz na kogo głosować, to lepiej nie głosuj wcale. Albo dobrze, albo wcale – stwierdził z satysfakcją. Sam nie wiedział, że cytuje łacińskie aut nihil, aut bene. Z łaciny znał bowiem tylko łacinę kuchenną.

– Przecież ci mówię, że chcę głosować na Niedźwiadka! – obruszyła się Lemingowa, zastanawiając się, czy mąż pozwoli jej kupić jedną sukienkę, czy trzy.

Leming spojrzał na zegarek.

– Słuchaj, stara, lumpex zamykają za pół godziny. Lokale wyborcze zamykają za trzy godziny. A zresztą jak nie zagłosujesz, to świat się od tego nie zawali. Idziemy do lumpeksu?

– Idziemy! – odparła Lemingowa rozpromieniona. Najważniejsze to podjąć decyzję. A jak kobieta nie może się zdecydować, to chłop jest od tego.

Tymczasem Franek, korzystając z nieobecności rodziców, chyłkiem wymknął się głosować w lokalu wyborczym. Drżącymi łapkami chwycił kartę i dokładnie sprawdził, czy jest na niej pieczątka komisji. Potem pośpiesznie postawił „X” – zgodnie z kodeksem wyborczym – koniecznie w obrębie kratki. Przy nazwisku… Księdza Proboszcza. Ksiądz proboszcz już się zbliża… Wrzucił kartkę do urny i wrócił do domu. Zdążył, zanim rodzice wrócili z lumpeksu.

Tym sposobem Maliniak przeszedł do drugiej tury. Co będzie dalej? O tym dowiemy się wkrótce…

Jakub Brodacki

Herkules w stajni Augiasza

Biurokracja – dla jednych zbawienie (Max Weber), dla innych przekleństwo. Jak czytamy z licznych doniesień, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego to stajnia Augiasza. Symbolem panującego tam bałaganu jest tajemnicze zniknięcie aneksu do raportu z likwidacji WSI. Dociekanie, co się też w tym aneksie znajduje, jest na tyle medialne, że pozwala rzucić pewne światło na relacje między władzą wykonawczą, a cichą piątą władzą – administracją państwową.

(blog-n-roll.pl, 26.08.2015)

W tekście Administracja III RP próbowałem wskazać na newralgiczne punkty systemu III RP, które zapewniają jej długie trwanie. Ten tekst może być więc rodzajem dokończenia tamtych rozważań na bazie tych wątłych informacji, które dobiegają nas z BBN.

Paweł Soloch oświadczył, że „Według informacji, które dostałem formalnie z archiwum – w kancelarii tajnej nie ma aneksu, o który panowie pytają. Nie ma go na terenie Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Poinformowałem o tym prezydenta i to wszystko, co w tej sprawie mogę na tę chwilę powiedzieć.”  Zazwyczaj komentatorzy poprzestają na snuciu rozmaitych teorii spiskowych, a tymczasem sprawa jest arcyboleśnie prosta.

1. Każdy dokument wytworzony przez pracowników urzędu ma swój numer. To nie są notatki pisane w kawiarni na serwetce!

2. każdy dokument podlega rejestracji w rejestrze (takim czy innym). Rejestracja aneksu powinna się odbyć w rejestrze w kancelarii tajnej.

3. musi istnieć rejestr wypożyczania dokumentów i ich zwrotu.

4. każde wypożyczenie dokumentu wiąże się z podaniem wypożyczającego i odpowiedzią tego, od kogo się wypożycza – wszystko na piśmie! A te pisma i obieg korespondencji też muszą być rejestrowane!

5. prawdopodobnie istnieje też rejestr dokumentów przekazywanych na przechowanie innym urzędom (w tym wypadku do MSZ?) lub kierowanych do archiwów;

6. każdy brudnopis dokumentu (ewentualnie kopia) w zasadzie powinien zostać zniszczony; prawdopodobnie też powinno być odnotowane, że taki brudnopis (kopia) istniał i że go już nie ma;

7. komisyjnemu zniszczeniu mogą ulec także twarde dyski, na których niektóre istotne dokumenty sporządzono.

Takich rzeczy nie załatwia się „na gębę”. Reguła jest taka, że każdy szef kancelarii tajnej siedzi jak kwoka na jajach i bardzo niechętnie cokolwiek oddaje. Po prostu jako urzędnik chce być „potrzebny”, a im więcej ma dokumentów, tym bardziej jest potrzebny…

Co robić wtedy, gdy biurokratyczna materia stawia opór? Podstawowa wiedza o biurwie dostarcza skutecznej odpowiedzi. Jednak to, czy z niej skorzystamy, zależy wyłącznie od szefa urzędu. Dlatego nie może być to ciapa, taka, jak ja, ale born killer, urodzony morderca…

Biurwa ma to do siebie, że nawzajem jedni przeciw drugim intrygują. Druga cecha biurwy jest taka, że biurwa śmiertelnie boi się utraty pracy. Trzecia cecha biurwy jest taka, że jeśli do biura wprowadzi się organ kontrolny, praca w urzędzie praktycznie ustaje – wszyscy trzęsą portkami i gorączkowo zastanawiają się, co takiego mogli przeskrobać, za co można ich wywalić z roboty.

W największym skrócie można to zrobić tak:

1. spośród pracowników merytorycznych (analityków) powołuje się kilkuosobową komisję, której zadaniem jest przeprowadzenie czterotygodniowej kontroli obiegu dokumentów w kancelarii tajnej.

2. inna komisja pracuje w kancelarii jawnej.

3. kolejna komisja sprawdza zasoby sieci komputerowej.

4. w tym czasie jeszcze inna komisja bada, co pracownicy mają na twardych dyskach.

5. szef urzędu z dobranymi doradcami bada stan księgowości.

Tym sposobem cały urząd zostaje postawiony na baczność i nie zajmuje się niczym innym, tylko trzęsie portkami ze strachu. Komisje nie muszą rozpoczynać pracy jednocześnie, ale tydzień po tygodniu. W ten sposób można wprowadzić dodatkowy niepokój: „kto następny?”.

Swego czasu, gdy ś. p. Lech Kaczyński był prezesem NIK, chodziły plotki, że opornych urzędników pozbywał się on w bardzo prosty sposób. Dawał im on mianowicie propozycję nie do odrzucenia typu praca w oddziale zamiejscowym, poza Warszawą. Jednocześnie nie przyznawał im mieszkania służbowego. Pytanie, czy BBN posiada oddziały zamiejscowe…

O ile to możliwe pod względem prawnym, w trakcie prac komisji kontrolnych można dokonywać drobnych reorganizacji i przesunięć. W ten sposób stawiamy cały urząd w stan kryzysu i podtrzymujemy ten stan aż do wyborów i uchwalenia przez Sejm nowego budżetu. Oczywiście wszystko zgodnie z prawem i bez żadnego tam mobbingu i innych niedozwolonych praktyk. Życzę powodzenia!

Jakub Brodacki

Duda-Komorowski 2:0

Frekwencja: ponad 90%.

Komorowski po raz kolejny strzelił samobója. Ale to mało powiedziane. Odbył sie właśnie podwójny plebiscyt przedwyborczy, coś w rodzaju „wyborów przed wyborami”. Po pierwsze określono mniej więcej poziom poparcia dla postulatów ruchu Kukiza – poniżej 10%. Przy okazji stworzono imienne listy zwolenników Kukiza, bo z wstępnych sondaży wynika, że 90% biorących udział w referendum głosowało zgodnie z jego sugestiami… Po raz kolejny Platforma Obywatelska ośmieszyła ideę referendum jako plebiscytu tajnego. Po drugie, określono poziom realnego poparcia dla Platformy Obywatelskiej. Prawdopodobnie jest to coś między 15 a 20%. Oby tylko Kukiz nie zrezygnował z udziału w wyborach!

To referendum to także pewnego rodzaju lekcja wychowawcza dla lemingów. Do tej pory nie odczuwały one skutków własnej głupoty. W tej chwili mówi sie o stu milionach wydanych z naszych kieszeni. Ale głównie jednak z kieszeni lemingów, bo wkrótce rząd się zmieni, a budżet – miejmy nadzieję – zostanie przed końcem roku uchwalony już przez nowy skład Sejmu. Będzie to inny budżet i inna koncepcja rozdziału pieniędzy. Skończy się model „polaryzacyjno-dyfuzyjny” Ministra Boniego, który prowadził nas stopniowo do modelu państwa latyno-amerykańskiego. Janosik i janosikowe wreszcie zwycięży. Prowincja być może uzyska szansę na odbicie się od dna. Ludzie nie będą musieli codziennie dojeżdżać 100 kilometrów do pracy w dalekim mieście, kiblując czterdzieści minut w korku na przedmieściach, bo z czasem na prowincji pojawią się lokalne miejsca pracy. Jedyna „dyfuzja” bogactwa, jaka może nastąpić, to dyfuzja środków budżetowych, skierowanie inwestycji na prowincję.

Widać też światełko w tunelu dla projektu Międzymorza – obszaru między Adriatykiem, Morzem Czarnym i Bałtykiem. Węzłem Międzymorza jest Smoleńsk. Musimy kijem i marchewką wbijać ludziom do głowy, że ziemia smoleńska – zarówno symbolicznie, jak i geopolitycznie – jest kluczem do naszego bezpieczeństwa. Mamy podobny problem, jak Moskwa, tyle, że dla nas nie jest on wynikiem paranoi, ale jest to problem realny. Moskwa zawsze się bała, że wrogowie są zbyt blisko jej stolicy. I to fakt, że dla naszego bezpieczeństwa rzeczywiście musimy być blisko. Musimy Moskwę trzymać za gardło tak długo, aż straci oddech i osunie się bez siły. Dlatego o historii ziemi smoleńskiej trzeba trąbić na każdym kroku, a na słoniach armii Hannibala napisać „Smoleńsk”. Słoń, a sprawa smoleńska! Wiosną nie wiosnę, lecz Smoleńsk zobaczę!

Mam również nadzieję, że wobec zagrożenia naszej obecnej granicy wschodniej, rząd – w ramach reformy armii – powoła elitarny Korpus Ochrony Pogranicza. Powinna to być formacja wyspecjalizowana nie tylko w obronie granicy, ale zdolna do szybkiej mobilizacji na wypadek wojny, także ofensywnej, bo nie należy się zanadto przyzwyczajać do „świętego spokoju”. Powinna też dysponować ona oddziałami specjalnymi, zwłaszcza, że tych ostatnio namnożyło się w Polsce i jest z czego wybierać. W KOP powinni być zatrudniani oficerowie i żołnierze o sprawdzonym, antyrosyjskim nastawieniu i wysokim morale, doskonale znający realia wschodnich krajów Międzymorza i biegle posługujący się używanymi tam językami. Byłoby idealnie, gdyby w gestii KOP znajdowały się też rakiety średniego zasięgu, których Moskwa zawsze się obawiała najbardziej.

Popłynąłem sobie na szerokie wody marzeń, które dla zwykłego śmiertelnika często są niedostępne. Ale myślę, że każdy z nas może wytężyć siły i oczy swoje skierować na wschód, nie na zachód – jak było do tej pory. Musimy przełamać traumę białego niedźwiedzia!

Jakub Brodacki

Post-komunizm wojenny: gromadzenie turańskiej energii

Od pewnego czasu słyszymy o tym, że budżet Rosji lada chwila się załamie. Myślę, że to błędne rozumowanie. Rosja wchodzi bowiem w okres czegoś, co nazwałbym „post-komunizmem wojennym”, co oznacza, że normalne reguły ekonomiczne zostają zawieszone (o ile reguły gry w Rosji kiedykolwiek były normalne). Rosjanie przestawiają sobie mózgi z funkcjonowania w stanie pokoju (dla nich jest to stan nienormalny i dekandencja), w stan wojny (który jest dla nich stanem normalnym). Rosjanin zaakceptuje niezbędne straty ludzkie, likwidację niewygodnych wrogów Putina, gdyż w stanie wojny jest psychicznie wolny i czuje się lepiej, niż podczas pokoju. Zaakceptuje nędzę, gdyż ma perspektywę podróży turystycznych do innych krajów, rabunków, gwałtów i nieograniczonego zabijania.

(blog-n-roll.pl, 8.09.2015)

Naturalnie, przedstawiony przeze mnie poręczny stereotyp Rosjanina nie obejmuje całej populacji Rosjan, ale jej najbardziej aktywną, ruchliwą warstwę, czyli lumpen-proletariat. Warstwa ta jest jednak w Rosji wyjątkowo liczna i jeśli władza centralna zapali jej zielone światło, na co najmniej kilkanaście lat może ona zdominować i sterroryzować całą ludność Rosji.

Putin stara się utrzymać tę warstwę przy życiu i zwiększyć jej liczebność, otwierając coraz to nowe pola konfliktu (http://www.dailymail.co.uk/news/article-3226009/First-picture-proof-Russ…). Sądzę, że konflikty te nie powinny – w jego zamyśle – doprowadzić do wojny totalnej, a jedynie umożliwić Rosji gromadzenie sił na wypadek takiej wojny.

Przy okazji jeszcze raz polecam tekst Marka Chodakiewicza: http://www.blog-n-roll.pl/pl/moskiewska-ci%C4%85g%C5%82o%C5%9B%C4%87-zin… Zawarte w nim konkluzje są skierowane szczególnie do nas, blogerów. W jednym z postulatów Chodakiewicz zaleca, aby „tworzyć oddzielne platformy internetowe dla zwalczania każdej z rosyjskich narracji propagandowych”. Myślę, że powinniśmy znaleźć w tej kontrofensywie jakieś miejsce dla siebie i starać się niwelować skutki rosyjskiej propagandy w wybranej niszy tematycznej. Mnie osobiście najbliższa jest oczywiście najszerzej pojęta tematyka smoleńska i ukraińska, ale zdaję sobie sprawę, że ta ostatnia budzi wśród nas największe kontrowersje. Warto byśmy szukali takich tematów narracyjnych rosyjskiej propagandy, przeciw którym możemy zgodnie i skutecznie się przeciwstawić.

Jakub Brodacki

Piwo a sprawa krucjaty

Ilekroć sięgam po opowieść Piotra z Dusburga ogarnia mnie uczucie przygnębienia. Krzyżowcy zwani Krzyżakami stworzyli bowiem cały aparat władzy koncentrujący się na zniszczeniu kultury i cywilizacji obcych.

(blog-n-roll.pl, 9.09.2015)

Krzyżacy metodycznie i w sposób przemyślny podbili Prusy i przetrącili kręgosłup moralny narodu pruskiego. Jednak w relacji Piotra z Dusburga rzecz przedstawia się zupełnie inaczej. Wojna zakonu krzyżackiego z pogańskimi Prusami to walka mocy niebieskich z szatańską. „Nie należy powątpiewać” – pisze kronikarz – „ że bracia domu niemieckiego są pełni łaski i mocy, ponieważ jako nieliczni podporządkowali sobie plemię bardzo silne, nieokiełznane i niezliczone… A oto jak wielki znak objawił się na niebie kościoła wojującego”. Autor szczerze wierzy, że możliwe jest zbawienie zbrodniarza, jeśli chrześcijanin dokona na nim swego rodzaju „kulturowej egzekucji”, czyli pozbawi go tożsamości. Powiada bowiem wyraźnie: „wszystkie ludy, który zamieszkiwały ziemię pruską… zostały wytępione… w ten sposób Bóg wybawił ich z drogi nieprawości, bo dla niesprawiedliwości swoich byli poniżeni”.

Jak z lumpa zrobić szlachcica

Naturalnie, nie chodzi tu o ludobójstwo, lecz kulturobójstwo. Tworzenie nowej rasy panów wymaga pewnej elastyczności i mądrości etapu. Piotr z Dusburga pisze o niezwykłej łasce, którą wyświadcza się niewiernym za to, że nawrócili się na wiarę w Chrystusa. W pierwszym etapie akceptuje się istniejące podziały społeczne, by nie wywoływać niepokojów. „Ktokolwiek porzucił bałwochwalstwo” – stwierdza – „z tym bracia obchodzą się miłosiernie w następujący sposób: jeśli jest możnym pochodzącym ze znakomitego rodu, dają mu wolne dobra i takiej wielkości, ażeby mógł żyć stosowanie do rangi swojego stanu, jeśli natomiast jest niskiego stanu, wówczas zgodnie ze zwyczajem, którego przestrzega się w ziemi pruskiej do dzisiaj, służy on braciom”.

Inna jest jednak mądrość drugiego etapu. Mianowicie ci, „którzy nie pochodzą ze szlachetnego rodu, a wiernie służyli braciom w czasie odstępstwa od wiary albo w czasie innych zagrożeń, to czyż ich znakomite zasługi nie przyczyniają się zawsze do tego, że ich niski stan zmienia się w stan szlachecki, a ich niewola przechodzi w należną im wolność?… Stąd to właśnie w ziemi pruskiej jest wielu nowo nawróconych, których przodkowie wywodzą się ze szlachetnego rodu, ale z powodu zła, jakie wyrządzili oni wierze oraz chrześcijanom, zostali uznani za ludzi stanu niskiego; inni natomiast których rodzice byli niskiego stanu, za wierna służbę pełniona dla dobra wiary i braci, zostali obdarowani wolnością”. Inaczej mówiąc, ostatecznym celem tej przewrotnej strategii jest całkowite odwrócenie porządku społecznego „dla dobra wiary i braci”. A głównie braci. To dzieło udało się Krzyżakom tak znakomicie, że później luterańskie Prusy dały się nam mocno we znaki.

Jak to mówią, ten się śmieje, kto się śmieje ostatni! Piotr z Dusburga podaje, że gdy Prusowie najechawszy ziemie pograniczne, po raz pierwszy zetknęli się z krzyżakami, dziwili się kim są i po co przybyli. Zapytali więc o to pewnego Polaka, który był ich jeńcem. Ów odparł, że „to pobożni ludzie i rycerze doświadczeni we władaniu bronią, przysłani z Niemiec przez Ojca Świętego dla prowadzenia walki z nimi tak długo, nałożą na ich twardy i nieugięty kark jarzmo Najświętszego Kościoła Rzymskiego. Kiedy to usłyszeli, śmiejąc się szyderczo zawrócili”. Pięćdziesiąt lat później tkwili już w jarzmie niewoli.

Kulturę Prusów musieli krzyżowcy znać dobrze. Piotr z Dusburga opisuje Prusów jako malowniczych prostaczków-animistów, którzy czczą słońce, księżyc, gwiazdy, pioruny oraz rozmaite zwierzęta i swoje święte miejsca mają w gajach, polach i wodach. Nie dbają oni o odzienie, dla gości są nadzwyczaj gościnni i wspólnie z nimi doprowadzają się do stanu nietrzeźwości. Tę słabość – skłonność do libacji – wykorzystali krzyżacy, mordując pijanych mieszkańców Rogowa, o czym Piotr z Dusburga nie omieszkał się pochwalić. Nie odmawiał Prusom swoistej godności, gdyż przypisywał im rzymskie pochodzenie. W centrum kraju znajdować się miał szatański odpowiednik Rzymu, plemię zwane Romowe, w którym egzystował pogański „papież” imieniem Kriwe.

Krzywe drzewo, czyli książę Świętopełk

Problem polegał na tym, że nie wszyscy chrześcijanie podzielali poglądy „wojujących chrześcijan”. Książę pomorski Świętopełk był „niepomny swojego zbawienia, zatwardziały w nieugiętym postanowieniu jak skręcone drzewo, którego nie da się wyprostować”. Muszę przyznać, że jest on dla mnie najsympatyczniejszą postacią całej tej opowieści, choć oczywiście skrajnie wyidealizowaną, przerysowaną. Tak się składa, że krzywe drzewo to jeden z najbardziej nośnych, taoistycznych symboli. Drzewa proste i zdrowe były dawniej chętnie wycinane przez drwali, gdyż był z nich pożytek. Pozostawiali oni jednak drzewa krzywe, gdyż nie było z nich żadnego pożytku. Tak właśnie armia pruska – eksploatując polskie lasy podczas I wojny Światowej – pozostawiła przy życiu pod Mińskiem na Mazowszu jedno jedyne drzewo – krzywą sosnę, która jest dzisiaj pomnikiem przyrody. To, że właśnie Prusacy pozostawili tę sosnę przy życiu to tak zwany „przypadek”, który oczywiście nie jest żadnym przypadkiem.

Początkowo Świętopełk popierał obecność Krzyżaków na ziemi pruskiej i skutecznie zalazł za skórę Polakom. Choć poglądy historyków są podzielone, zdaje się jednak, że to on właśnie wysłał do Gąsowa oddział dywersyjny, który zamordował polskiego seniora Leszka Białego. Jak powiada Długosz, „Świętopełk pominąwszy wszystkich, urządza pościg za nim jednym jako za dawno upragnionym łupem i zachęca wszystkich swoich ludzi, by go zabili, twierdząc, że całe jego zwycięstwo zawisło od tego jednego trupa”. Dzięki temu przybrał tytulaturę książęcą, uzyskał protekcję papieską i uniezależnił się od Królestwa Polskiego. Nie spodobało się to jednak w pierwszym rzędzie Krzyżakom oraz książętom meklemburskim – zniemczonym Obodrytom. Następnie do koalicji przeciw Świętopełkowi przystąpił biskup kujawski Michał (któremu podlegało Pomorze Gdańskie), Konrad Mazowiecki oraz synowie Władysława Odonica Przemysł I i Bolesław Pobożny. Zdesperowany Świętopełk został zmuszony do sojuszu z poganami.

W kronice Świętopełk przedstawiony jest jednak jako syn szatana, wcielenie zła. Krzyżacy znajdują się w przykrym położeniu, ponieważ ich wrogiem jest – jak by nie było – pomazaniec boży. On jeden, oprócz pogańskiego „papieża” Kriwe, jest bohaterem Prusów, bo imiona innych wodzów powstania (za życia Świętopełka) nie pojawiają się wcale. Najwyraźniej zwiedzeni przez „syna szatana” prostaczkowie-animiści nie mieli prawa zapisać się na kartach historii.

Pomimo licznych sukcesów, Świętopełk jednak wojnę tę przegrał i został zmuszony do dość upokarzającego pokoju, w ramach którego oddał jako zakładników swojego syna Mściwoja, kasztelana gdańskiego Gniewomira oraz podstolego gdańskiego Wojaka. W zamian bracia oddali mu jeńców. Jak się okazuje, wśród jeńców były także „szlachetne i zacne żony”, a oprócz tego inne kobiety, a nawet dzieci, co Piotr z Dusburga ujawnia bez cienia wstydu. Zresztą praktyka brania do niewoli kobiet ujawnia się też w innym miejscu, a mianowicie przy okazji zdobycia w charakterze łupu wojennego relikwii Świętej Barbary w Sartowicach, gdzie pojmali i związali 150 kobiet z dziećmi.

Ciekawostki antropologiczne
Wkrótce wojna się odnowiła i cechowała wyjątkowym okrucieństwem obu stron. Nie podoba się autorowi tylko okrutne zachowanie względem braci zakonnych, nie tylko ze strony Prusów, lecz także ze strony wielkiego mistrza Hartmana z Grumbach, który miał jakoby publicznie spalić dwóch zakonników-zdrajców, którzy z jakichś powodów weszli w konszachty z Prusami. Tej straszliwej egzekucji dokonano w Elblągu na oczach zgromadzonych tłumów. Pisze więc, że „to wydarzenie tak bardzo poruszyło Ojca Świętego, że polecił zdjąć z urzędu mistrza oraz tegoż samego i wszystkich, za radą których tego dokonano, skazać na karę pokuty duchowej”. Z innych ciekawostek antropologicznych można wymienić tortury, jakie Prusowie z Sambii zastosowali wobec pewnego misjonarza. Nie do końca rozumiejąc, o co w tym upiornym rytuale chodzi, Piotr z Dusburga podaje, że „ściskali jego szyję dwiema belkami tak długo, aż w mękach wyzionął ducha; twierdzili przy tym, że taki rodzaj męczeństwa jest odpowiedni dla mężów świętych, których krwi rozlać nie ośmielają się”. Myślę, że Prusowie potraktowali owego misjonarza jako niebezpiecznego szamana, którego krew będzie szukała pomsty zza grobu, dlatego postarali się, aby nie wyciekła ni jedna jej kropelka. Krzyżacy nie bawili się jednak w takie subtelności. Zmuszeni do opuszczenia zamku w Lidzbarku, wyłupili oczy wszystkim dwunastu zakładnikom pruskim, których ze sobą porwali, a następnie odesłali ich do ich krewnych. Ten wiekopomny i rycerski postępek pozostawia autor bez żadnego, umoralniającego komentarza. Zresztą znęcanie się nad zakładnikami należało do utartego zwyczaju tej wojny. Pamiętajmy jednak, kto był w tej walce napastnikiem, a kto się bronił i walczył o wolność, a być może wyjdziemy poza utarty stereotyp „obu stron”, które czynią zło.

Syn Świętopełka, Mściwoj, kontynuował desperacką walkę swego ojca. Miał sojuszników w osobie Glappona, wodza Warmów oraz Herkusa Monte, wodza Natangów, którzy dalej walczyli o wolność swojego narodu podczas tak zwanego Drugiego Powstania Pruskiego, odnosząc wiele sukcesów, które okazały się jednak przejściowe. Powstanie pruskie upadło, a ryby w pewnym grodzie Prusów w pobliżu Ragnety zamieniły się w żaby, gdy tylko ziemię te opanowali tak zwani „chrześcijanie”. Najwyraźniej przyroda nie chciała już żywić tych łotrów, ale Piotr z Dusburga odsyła nas w tej sprawie do niezbadanych wyroków boskich…

Piwo a sprawa polska

Wspomniany wcześniej Leszek Biały jest postacią równie sympatyczną i polską z ducha, co książę Świętopełk. Gdy papież Honoriusz III zaapelował do Leszka Białego o przyłączenie się do krucjaty w Ziemi Świętej, senior Królestwa Polskiego odparł, że „Złożony chorobą, popłynąć do Ziemi Świętej nie mogę, zwłaszcza iż z powodu przypadłości w naturę ciała wymierzonej, ani wina, ani prostej wody pić nie mogę, przyzwyczajonym tylko piwo względnie miód pić.” Jakaż to była przypadłość, to już pewnie nasi blogowi medycy podpowiedzieć mogą, faktem jest jednak, że piwo jest narodowym napojem Polaków już w księdze Anonima Galla. Piast bowiem chętnie przyjął gości, których odpędził niegościnny Popiel, i oczywiście poczęstował ich beczułką dobrze sfermentowanego piwa. Ten napój, którego osobiście nie cierpię, podobnie jak wszelakich innych alkoholi, może nas jednak w pewnym sensie uchronić przed tym, czego wielu tutejszych blogerów najbardziej się boi – to znaczy przed islamizacją.

Kluczem do naszego bezpieczeństwa nie jest bowiem krucjata przeciw islamistom, lecz zakorzenienie w kulturze własnej, w swojskości i „naszości”. Czytałem wiele relacji pamiętnikarskich z wieku XVII i w żadnej nie znalazłem tego poziomu zbydlęcenia intelektu, które odnajduję na kartach Kroniki ziemi pruskiej Piotra z Dusburga. Często okrutni i chciwi wojownicy sarmaccy pokładają nadzieję w Opatrzności, gdy idą na śmierć, ale nigdy nie ośmielają się nikogo podbijać w jej imieniu. Osadzają królów i obalają tyranów, lecz nie wycierają sobie zakrwawionej twarzy imieniem Bożym, że tak powiem. Krzyżowcy, walczący z Prusami, czynią to permanentnie. Wszystko, co robią, jest tak niegodziwe, a ich ofiary w istocie rzeczy tak bezbronne, że bez sankcji boskiej ta podłość nie mogłaby się utrzymać.

Aparat państwa rosyjskiego jest o wiele potężniejszy, niż aparat państwowy Szpitalników. Musimy więc zadbać o to, aby nie doszło u nas do nowej Gąsawy i rozkładu wewnętrznego państwa. Duchy Świętopełka i Leszka Białego muszą sobie podać ręce i niekoniecznie zaraz upić się na umór, lecz zgodnie bronić kraju.
A o krucjacie myśleć nie ma sensu, gdyż nie jesteśmy narodem, który urządza krucjaty. Jesteśmy raczej jak krzywe drzewo, które trwa na styku cywilizacji i na przekór teorii cywilizacji.

Jakub Brodacki