Z niejaką satysfakcją śpieszę donieść, że moje nader skromne wysiłki digitalizacyjne zostały docenione. Jakiś czas temu opublikowałem kilka wizytówek z gratulacjami, które mój pradziad otrzymał z okazji awansu generalskiego w roku 1927. Była wśród nich wizytówka Tadeusza Kutrzeby.
Kilka dni potem napisali do mnie dwaj historycy z Wielkopolskiego Muzeum Walk Niepodległościowych – Jarosław Bączyk i Mariusz Niestrawski – z zapytaniem, czy mogliby tę wizytówkę opublikować w przygotowywanej publikacji o słynnym dowódcy Armii „Poznań” z 1939 roku. Wczoraj zaś otrzymałem już wydrukowaną książkę.
Przykład ten pokazuje, jak bardzo trudno ocenić, które dokumenty historyczne są naprawdę cenne i warte publikacji w sieci, a które nie. Digitalizacja polskich archiwów idzie nader opieszale. Poza inicjatywą Narodowego Archiwum Cyfrowego oraz „przejętą” przez Agorę Polską.pl (link do strony „dziedzictwo” jest niedostępny!), mamy jedynie biblioteki cyfrowe (tutaj wykaz), z pozoru obficie zaopatrzone w najrozmaitsze druki i starodruki, ale w dalszym ciągu jest to zaledwie kropelka w morzu potrzeb. Tu wspomnę – o czym wielu nawet zawodowych historyków nie wie – że spora część drukowanych źródeł w języku polskim jest zdigitalizowana w cyfrowych bibliotekach rosyjskich, np. niezwykle cenna seria pt. Archiv iugozapadnoi Rossii (Архив Юго-Западной России), zawierająca między innymi lauda sejmiku wołyńskiego w Łucku, spisane w większości po polsku… Natomiast obfite zbiory źródłowe polskich bibliotek są praktycznie niedostępne – poza skromną inicjatywą Ossolineum.
Innym problemem są czasopisma historyczne. Przeglądanie Bibliografii Zawartości Czasopism to zabawa mało zabawna, toteż cenną inicjatywą jest inicjatywa Muzeum Historii Polski – baza zawartości czasopism humanistycznych. Niestety z powodu obstrukcji wydawców, którzy gotowi są chronić własne publikacje choćby i przez tysiąc lat, baza w zasadzie ogranicza się do samego spisu zawartości. Ale to i tak bardzo wiele, zważywszy na to, że wyszukiwarka działa bardzo dobrze, co jest zasługą pewnego skromnego kolegi-historyka, którego nazwiska nie wymienię, bo nie wiem czy by sobie tego życzył.
Problemy zresztą nie dotyczą tylko źródeł drukowanych. Historycy i pasjonaci historii mają na ogół problem z odnalezieniem odpowiednich map Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej. Kiedy szukamy starych map, wujek google serwuje nam zazwyczaj w pierwszej kolejności: http://www.chem.univ.gda.pl/~tomek/mapy.htm Na tej starej stronie znajdziemy spory wykaz interesujących linków, między innymi do map sowieckich, niemieckich, WIG-owskich i wielu, wielu innych. W sumie jednak rzuca się w oczy przypadkowość zebranego wysiłkiem zapaleńców materiału, dlatego chciałbym zwrócić uwagę na dwa ciekawe linki, których chyba nie ma w tym wykazie i których wujek google tak łatwo nie wyłapie, bo trzeba znać tytuły konkretnych map. To jest zresztą ogólna słabość wyszukiwarek komputerowych, które wyszukują tylko to o czym klient wie, natomiast nie wyszukują tego, czego nie wie.
Szukałem ostatnio mapy Carte Générale et détaillée de la Pologne et des Pays Limitrophes redigée d’apres Rizzi-Zamnnoni, Gilly, Textor, Liesganig et Metzburg selon les nouvelles divisions de la paix de Tilsit par Stanisl. Rendziny Jngenieur Geographe z 1810 roku. Była to mapa przygotowana dla Napoleona z myślą o wojnie z Moskwą. Mapa znajduje się na czeskim portalu z mapami: http://mapy.mzk.cz/en/mzk03/001/065/335/2610352425_01/ Portal ten zawiera wiele innych, cennych map, nie tylko obszaru Polski. Jedynym problemem jest ich zgrywanie. Na stronie nie widać wyraźnego zakazu kopiowania, ale gdy próbowałem skopiować, pozyskiwałem albo całą mapę w bardzo słabej rozdzielczości albo (po zbliżeniu) kawałek mapy w dobrej rozdzielczości. Prawdopodobnie mapy są zbyt wielkie aby je przesyłać. Pozostaje więc zgrywanie po kawałku i potem żmudne łączenie. Program GIMP oferuje taką możliwość i da się to zrobić bardziej precyzyjnie niż w profesjonalnym Corelu, ale uprzedzam, że nie jest to łatwa robota. Mam w tym względzie swój własny patent…
Niezwykle cenny zbiór map trójwiorstówek oferuje rosyjska strona Kartolog. Mapy trójwiorstówki są to mapy w skali 1:126 000, wykonywane w II połowie XIX i na początku XX wieku na potrzeby armii rosyjskiej. Są z reguły bardziej szczegółowe, niż dzisiejsze mapy 1:100 000 i są nieocenionym źródłem dla badania obszaru I RP, ponieważ obejmują cały obszar rosyjskiego zaboru, łącznie z Królestwem Kongresowym oraz utraconymi przed zaborami województwami smoleńskim i czernichowskim oraz Inflantami. To pokazuje kogo Rosjanie uważali za swojego głównego wroga i czyje ziemie przeznaczali na teatr wojny…
Mapy zostały dobrze przygotowane do zgrywania. Niestety spis map daje tylko bardzo ogólne pojęcie, że dana mapka opisuje obszar gdzieś, powiedzmy, między Smoleńskiem a Mińskiem, więc trzeba szukać trochę na chybił-trafił. Czy pliki nie zawierają wirusów, tego nie wiem. Co prawda na stronie pobierania przeczytamy magiczną formułkę „Файл проверен Dr.Web: Вирусов нет”, ale czy można ufać Rosjanom? Radziłbym przetestować pliki programem antywirusowym, byle nie kaspersky’m. Trzeba też uważać, aby ich przypadkiem nie otwierać przed nagraniem na twardy dysk, ponieważ każda mapka ma rozmiar ok. 20 MB. Po zgraniu zalecam zmniejszyć ich rozmiar o 40%, co pozwoli uniknąć zawieszania komputera przy otwieraniu.
Przy tej okazji nieśmiało chciałbym zareklamować własną, amatorską inicjatywę digitalizacyjną, czyli bloga proluz.wordpress.com. Strona ta zawiera skany oryginalnych dokumentów Polskiego Ruchu Obrony Łużyc z lat 1945-1949. Projekt ten jeszcze nie został ukończony, w trakcie realizacji musiałem się zresztą nauczyć wielu rzeczy, toteż wyniki są niestety bardzo nierówne. W przyszłości będzie lepiej!
Zacząłem od wizytówki Kutrzeby i rozpędziłem się tak daleko, a pewnie czytelnicy chcieliby poznać moją opinię o książce panów Bączyka i Niestrawskiego. Jako że nie znam się na historii wojskowości i w ogóle historii XX wieku powiem tylko to, co rzuca mi się w oczy na podstawie wiedzy ogólnej. Generał Kutrzeba przez całe życie pracował w sztabach i w szkoleniu. Jak pisał w swoim diariuszu 22 maja 1939 roku płk dypl Stefan Rowecki, „generał dywizji Kutrzeba – nigdy niczym nie dowodził. Ostatni raz plutonem saperów austriackich w 1914 roku”. Rowecki niepokoił się, że ten brak doświadczenia okrutnie zemści się na sztabowcu, którego postawiono w roli dowódcy liniowego. Dalsza lektura książki utwierdziła mnie w przekonaniu, że Rowecki miał rację. Kutrzeba miał genialny zmysł strategiczny i wyczucie manewru, ale nie potrafił go przeprowadzić; chyba nie rozumiał też reguł jakimi rządzi się żołnierskie morale. Póki polskie oddziały były w natarciu, Kutrzeba miał prawo narzekać, że jego podkomendni w ferworze bitewnym zupełnie zapomnieli o wyszkoleniu: „piechota nasza nacierała często tylko frontalnie, szczególnie na wsie i osady. Rezultatem tych działań były zwycięstwa okupione jednak zbyt dużą ilością krwi”.
Wszystko to prawda, ale nie cała. Kontrofensywa znad Bzury została przeprowadzona w sposób niespójny i niekonsekwentny; gdy zwycięskim oddziałom nakazano nagle odwrót i zajęcie nowych pozycji, wywołało to wielkie rozczarowanie. Następnie piechota musiała wykonywać skomplikowane manewry pod wzmagającą się presją rosnącego w siły przeciwnika, tak jakby Kutrzeba nie rozumiał, że dowodzi ludźmi z krwi i kości, a nie żetonami na mapie. Wydawało mu się, że kluczem do sukcesu będzie powierzenie bezpośredniego dowództwa Bortnowskiemu, co też uczynił dwa razy z marnym skutkiem. Kierunek natarcia zmieniono cztery razy, dając czas przeciwnikowi na podciągnięcie dodatkowych jednostek. Żołnierze doskonale zdawali sobie sprawę, że szanse na ocalenie maleją, a dowódcy wielkich jednostek najwyraźniej stracili zaufanie do wodza, skoro próbowali „poprawiać” jego rozkazy, aby uchronić swoje oddziały przed zniszczeniem (płk Adam Brzechwa-Ajdukiewicz, gen. Roman Abraham, gen. Franciszek Alter). Czwarta próba natarcia przez Puszczę Kampinoską się nie powiodła, gdyż przeciwnik rozpoznał już zamiary polskiego dowództwa i dysponował przygniatającą przewagą. Kutrzeba praktycznie stracił kontrolę nad wojskami. Obie armie zostały zamknięte w kotle, z którego zaledwie niewielka część żołnierzy zdołała się przedrzeć do Warszawy. 17 września około godz. 10 Kutrzeba i jego sztab dostali się pod huraganowy atak lotniczy i ledwie zdołali się ukryć wśród brzeziny.
Tak zakończyło się pierwsze i ostatnie doświadczenie generała Kutrzeby z dowodzeniem wielkimi jednostkami. Dodajmy, że był to człowiek, który w pracy Wyprawa kijowska 1920 roku (Warszawa 1937) wytykał nieżyjącemu marszałkowi Piłsudskiemu metody dowodzenia wojskiem! Zastanawiający jest fakt wysłania na samą linię frontu wybitnego sztabowca, który nadawał się przede wszystkim na szefa Sztabu Głównego; niemniej zastanawiający jest fakt, dlaczego sam Kutrzeba się na to zgodził. Jako człowiek skromny i przyzwoity nie zrobił tego przecież dla próżności. Mam nadzieję, że w przyszłości biografowie słynnego generała tę zagadkę wyjaśnią dzięki możliwie najszerszej kwerendzie i analizie źródłowej.
Jakub Brodacki
Jarosław Bączyk, Mariusz Niestrawski, Generał Tadeusz Kutrzeba (1886-1947). Zarys biografii. Wyd. Wielkopolskie Muzeum Walk Niepodległościowych, Poznań 2012, ss. 144.