Trzeba tylko ukazać Polaków jako małych i plugawych nacjonalistów, dążących do oderwania od Białorusi (a może też i Ukrainy, i Litwy) pogranicznych terytoriów.
(tekst pierwotnie opublikowałem na niepoprawnych)
Kilka dni temu niezalezna.pl podała wiadomość, że w dniach 20-26 września na terytorium Białorusi blisko granicy z Polską odbędą się ćwiczenia armii rosyjskiej i białoruskiej. „W ich trakcie ćwiczone mają być scenariusze zakładające atak na terytoria krajów bałtyckich oraz… prewencyjny atak jądrowy na Warszawę.” – podała niezalezna.pl. W październiku 2012 roku pojawiła się natomiast informacja, że „W scenariuszu manewrów Zachód-2009 13-tysięczne wojska rosyjsko-białoruskie, po stłumieniu powstania mniejszości polskiej w Grodnie na Białorusi oraz odparciu wojsk NATO i polskich, przeszły do działań ofensywnych z terytorium Białorusi i obwodu kaliningradzkiego, przeprowadzając m.in. lądowania na brzegach potencjalnego agresora, czyli Polski.”(źródło). Przyznam, że to „stłumienie powstania mniejszości polskiej w Grodnie” wydawało mi się założeniem co najmniej idiotycznym, ale ostatnio dotarło do mnie, że wcale idiotycznym ono nie jest. Paradoksalnie wszystko to dzięki tekstowi blogera andrucha2001 pt. Były islamista ostrzega przed naiwnością wobec Islamu.
Krytykując ten tekst zwróciłem uwagę, że dla Rosjan każdy Polak oraz Czeczen od lat 10 wzwyż jest potencjalnym terrorystą. Ale dotarło do mojej świadomości, że przecież chodzi o coś zupełnie innego.
Pamiętamy wszyscy jak w sierpniu 1999 roku Szamil Basajew urządził rajd na Dagestan, z zamiarem urządzenia tam „Królestwa Bożego” na ziemi. W praktyce dał Putinowi pretekst do rozpętania drugiej wojny czeczeńskiej. Nie był to oczywiście pretekst jedyny (we wrześniu FSB zorganizowała wybuchy w budynkach mieszkalnych w głębi Rosji), ale bardzo istotny. Jeśli Rosjanie dzisiaj ćwiczą „polskie powstanie na grodzieńszczyźnie”, to niewątpliwie potrzebny jest im silny pretekst do wojny. Zamieszki wewnątrz Rosji, nawet gdyby były wspierane przez Polskę, nie są pretekstem aż tak wiarygodnym, bo przecież zawsze można powiedzieć, że Polska wspiera tych Rosjan, którzy chcą wolności i demokracji, a zatem wspiera wartości uniwersalne świata zachodniego. Inaczej jest z ewentualnym powstaniem na grodzieńszczyźnie. Dzięki niemu można ukazać Polaków jako małych i plugawych nacjonalistów, dążących do oderwania od Białorusi (a może też i Ukrainy, i Litwy) pogranicznych terytoriów.
Trzeba powiedzieć, że plemienny nacjonalizm był, jest i będzie dla Rosji zawsze sprzymierzeńcem, ponieważ można go wykorzystać jako narzędzie do skłócenia potencjalnych wrogów. Dlatego jako skromny bloger i obywatel sugerowałbym sternikom naszej polityki raczej ze wszystkich sił wspierać ruchy niezadowolenia w samej Rosji, a Białoruś pozostawić na jakiś czas w spokoju. Urządzanie do spółki z Rosjanami antyłukaszenkowskich demonstracji w Mińsku uważam za sprzeczne z naszą racją stanu.
Jakub Brodacki