W części tej przedstawiam ścisły związek między sprawami personalnymi a procesem uchwalania zmian w statucie. Wyjaśniam zasady gry parlamentarnej i przyczyny kryzysu parlamentarnego podczas konkluzji zjazdowej oraz pokazuję sposób zażegnania kryzysu. Prezentuję debatę statutową jako pole rozgrywki między zwolennikami a przeciwnikami Lecha Wałęsy, oraz ideowymi centralistami i federacjonistami.
Stanowione prawo ma ścisły związek z toczącą się polityczną grą parlamentarną. Już pierwsze jawne głosowania personalne 5 września, w wyniku których wybrano na przewodniczącego I KZD Tadeusza Syryjczyka, zaś na rzecznika prasowego – Janusza Onyszkiewicza – miały charakter sondażowy. Wykazały one istnienie stabilnej koalicji ponad połowy delegatów (około 500 mandatów), skupionej wokół autorytetu Lecha Wałęsy i jego dotychczasowych współpracowników.
Otwartego starcia z opozycją, skupioną wokół dwóch liderów – Mariana Jurczyka i Andrzeja Gwiazdy – jednak ciągle unikano. Jak się zdaje, ani Wałęsa ani jego współpracownicy nie życzyli sobie jakiegokolwiek rozdwojenia Zjazdu, gdyż to znacznie obniżyłoby autorytet „wodza”, płynący z deklaratywnej zgody i mistycznej jedności delegatów posiadających mocny mandat społecznego zaufania. To jeden z wielu aspektów politycznego „metasarmatyzmu”. Umysł sarmacki i rozum solidarnościowy działały podobnie, zakładając, że tylko te decyzje personalne i uchwały mają rangę sakralną, które powstają na zasadzie zgody. Przeciwnicy Wałęsy również obawiali się rozdwojenia, gdyż chcieli przeprowadzić na Zjeździe szereg mniej lub bardziej antysowieckich uchwał, które miały ograniczyć Wałęsie swobodę manewru, utrudnić mu wszelkie konszachty z reżimem i poprzez jasne zdefiniowanie celów pośrednio ułatwić Związkowi obalenie rządów komunistycznych w Polsce. Z tych powodów jak ognia unikano ujawnienia podziałów i stronnictw kształtujących się wśród delegatów.
Bez wątpienia charakter sondażowy miało głosowanie nad statutowym kształtem naczelnych władz związku wieczorem 7 września (omawiam go niżej). W głosowaniu tym delegaci odrzucili projekt Jana Olszewskiego i Lecha Kaczyńskiego oddzielenia władzy uchwałodawczej od wykonawczej1. Trudno dokładnie ocenić co projektodawcy chcieli przez ten wniosek osiągnąć. Większość delegatów niejasno wyczuwała, że chodzi o osłabienie pozycji Wałęsy, ale wnioskodawcy nie potrafili przekonująco przedstawić swej argumentacji. Nie padły wprost ani oskarżenia pod adresem Wałęsy, ani też nie wyjaśniono na czym może polegać zagrożenie dla ustroju Związku. Moim zdaniem sprawa wyglądała następująco: wszystko wskazywało na to, że wyborów przewodniczącego dokona Zjazd Krajowy, cieszący się najwyższym w historii Polski autorytetem społecznym. W efekcie autorytet Zjazdu zostałby przelany na osobę przewodniczącego i to w sposób bezzwrotny. Ewentualna kompromitacja przewodniczącego mogłaby poważnie osłabić autorytet Związku i w ogóle sens istnienia instytucji demokratycznych. Co gorsza pomieszanie władzy wykonawczej (przewodniczący Związku, prezydium, przewodniczący regionów) z władzą uchwałodawczą (członkowie komisji krajowej wybierani przez Zjazd) mogłoby spowodować kompromitację całości naczelnych władz związku, które musiałyby utracić zaufanie. Ani Olszewski ani Kaczyński nie mogli o tym mówić otwarcie, gdyż zgodnie z zasadami solidarnościowego rozumu obawiali się wywołania rozłamu w związku.
Debata statutowa i komisja statutowa. 6 września powołano znowu en bloc (zgodnie) komisję statutową2. Co prawda początkowo nie było pewne czy delegaci zgodzą się na głosowanie en bloc, gdyż ocena wzrokowa nie wykazała wyraźnego wyniku i trzeba było liczyć głosy, przez co znów ujawniono istniejące podziały (346 głosów opowiedziało się za głosowaniem en bloc, 248 było przeciwnych, a 79 się wstrzymało)3. Jak wyraźnie stwierdził prowadzący obrady Antoni Fijałkowski, zadaniem komisji statutowej było jedynie „przetwarzać nasze propozycje”4. Zasada ograniczonego zaufania królowała zatem w pełni i jest to rzecz całkowicie zbieżna z postawą posłów staropolskich, którzy nad wyraz niechętnie przenosili swe uprawnienia na mniejsze ciała kolegialne, a komisje (tzw. deputacje) powoływali na czas określony5. Komisja statutowa wybrała ze swego grona prezydium. Prezydium zaprosiło także do konsultacji ekspertów: Wiesława Chrzanowskiego, Andrzeja Stelmachowskiego i Jana Olszewskiego6. Starano się ograniczyć zgłaszanie propozycji zmian statutu do 20:00 dnia 6 września7.
7 września rozpoczęto debatę statutową; wcześniej niż planowano i zamiast debaty programowej. Z wystąpienia Jana Brodzkiego można domniemywać, że niektórzy liderzy opinii – dostrzegając próby Służby Bezpieczeństwa rozbicia zjazdu – doszli do wniosku, iż należy skoncentrować się przede wszystkim na wzmocnieniu struktur związkowych8, a sprawy programowe rozpatrywać w warunkach niejakiego odprężenia i refleksji. Szczególnie, że duże emocje budziła kwestia dalszej „prezydentury” Wałęsy, należało więc ustalić jakim zakresem władzy miałby dysponować przewodniczący i jakie miałyby być organy kontroli. Jak się jednak okazało, otwarcie debaty statutowej bynajmniej nie przyśpieszyło działań, natomiast skutecznie rozpaliło przedwyborcze emocje.
W wystąpieniu Andrzeja Porawskiego ujawniony został pomysł Jana Olszewskiego powołania osobnej od komisji krajowej rady naczelnej9. Chodziło w zasadzie o to, aby oddzielić władzę uchwałodawczą od władzy wykonawczej, bowiem do tej pory komisja krajowa wyłaniała przewodniczącego i prezydium ze swego grona, co z kolei narażało ją na dominację prezydium nad całością Komisji Krajowej. Była to zresztą stara reguła ustrojowa obserwowana w wielu firmach czy fundacjach: rada nadzorcza wybiera zarząd, ale w rzeczywistości zarząd ma silniejszą pozycję, niż rada nadzorcza; podobnie rzecz wygląda z wyłanianiem rządu w systemie parlamentarno-gabinetowym. Tak więc w nowym projekcie Zjazd miał wybrać komisję krajową jako swego rodzaju „rząd”, zaś dawną komisję krajową przemianować na radę naczelną. Projektu rady naczelnej dość mętnie bronił Lech Kaczyński, argumentując, że „demokratyzacji państwa” można dokonać tylko na szczeblu centralnym, choć z drugiej strony siła związku opiera się na aktywności działaczy lokalnych. Proponował zatem, aby wyboru rady naczelnej dokonywać bez pośrednictwa Zjazdu Krajowego na walnych zebraniach delegatów regionalnych. W ten sposób najważniejszy organ związku byłby wybrany nie przez dziewięciuset delegatów na Zjazd Krajowy, ale kilkanaście tysięcy delegatów na zjazdy regionalne. Ale – jak dowiadujemy się w dalszej części jego wypowiedzi – istotnym celem reformy było ograniczenie dominacji prezydium Komisji Krajowej nad samą Komisją Krajową10. Argumentom Kaczyńskiego sprzeciwił się Piotr Wiekiera. Jego zdaniem skoro zjazd krajowy jest najwyższą władzą związku, to trudno przyjąć, aby organ uchwałodawczy, czyli radę naczelną, wybierały walne zebrania delegatów, które są władzą niższą od zjazdu. Wyraził obawę, że wybierana przez regiony rada naczelna byłaby trudna do kontroli przez Zjazd11. Waldemar Wesołowski niemal otwarcie poparł dotychczasowe rządy Wałęsy i zadeklarował, że przewodniczący powinien mieć taką władzę, jak prezydent USA lub Francji, bo dzięki silnej władzy można uniknąć wrogiej interwencji12. Walerian Domański z kolei sądził, że trudno jest delegatom zjazdowym dokonać wyboru najlepszego przewodniczącego, gdyż mogą zostać zmanipulowani przez mówców lepszych lub cieszących się sympatią prasy związkowej; lepiej, aby jego wyboru dokonywała rada naczelna lub zreorganizowana KKP13. Jerzy Kropiwnicki opowiadał się za wyborem przewodniczącego przez Zjazd, natomiast rada naczelna zachowuje nazwę komisji krajowej; jej skład określają regiony i komisja ta wybiera również prezydium14. Lech Dymarski postulował utworzenie „funkcyjnej części” komisji krajowej stale rezydującej w Gdańsku, w skład której nie wchodziliby szefowie regionów15. Jerzy Koralewski popierał powołanie rady naczelnej16, jako w pełni reprezentatywnej (liczba mandatów w radzie zależna od liczby członków w regionie – zasada proporcjonalności). Karol Modzelewski się sprzeciwiał, gdyż związek to nie Stany Zjednoczone Ameryki i musi się opierać „na doświadczeniu, któreśmy dotychczas zdobyli”. Obawiał się dwuwładzy w związku i osłabienia ścisłego kierownictwa. Opowiedział się za propozycją Kropiwnickiego, tzn. za tym, aby komisja krajowa była reprezentatywna, wybierana w regionach wg zasady proporcjonalności (w zależności od liczby członków), prezydium wybierane z grona komisji, w skład którego powinni też wchodzić przewodniczący największych regionów, ale bez obowiązku stałego rezydowania w Gdańsku. Prezydium musi być wybierane przez komisję krajową, bo inaczej żadnego członka prezydium nie będzie można odwołać17. Poparł go Aleksander Labuda18. Z kolei Seweryn Jaworski był za tym, aby i przewodniczący, i prezydium, i sama komisja krajowa były wybierane przez Zjazd Krajowy, gdyż to zapewni im niezbędną sprawność działania19. Henryk Bąk zwrócił uwagę, że zasada proporcjonalności ma zastosowanie tam, „gdzie są jakieś rywalizujące ze sobą grupy. Natomiast związek nasz na pewno nie zawiera rywalizujących ze sobą grup. I regiony mają przede wszystkim współdziałać harmonijnie i dlatego też przy zasadzie proporcjonalności wydaje mi się, że byłyby nieco pokrzywdzone słabsze regiony”. Proponował aby komisja krajowa w połowie składała się z członków wybieranych przez regiony, a w połowie przez Zjazd Krajowy. Wyborów przewodniczącego powinna dokonywać rada naczelna razem z komisją krajową, bo – jak proroczo zauważył – „my, wybierając przewodniczącego związku (…) jako krajowy zjazd delegatów nie zbieralibyśmy się, gdyby zaszła taka nieszczęsna konieczność odwołania tegoż przewodniczącego”20. Jan Brodzki bronił równouprawnienia regionów21. Włodzimierz Blajerski zalecał radę naczelną jako skuteczną instytucję kształtowania politycznych koncepcji związku, zapewniającą możliwość konsultacji w miejsce istniejącego do tej pory leninowskiego „centralizmu demokratycznego”. Poddał w wątpliwość prawo Karola Modzelewskiego do reprezentowania organizacji zakładowych Dolnego Sląska22. Wątek „instrukcji wyborczych” pojawił się też zaraz w wystąpieniu Władysława Biernata, który oświadczył, że reprezentuje stanowisko swoich wyborców z regionu, którzy opowiadają się za wyborem składu komisji krajowej proporcjonalnie do liczby członków w danym regionie23. Mirosław Krupiński uważał, że organ nazwany radą „nadzorczą” lub KKP „musi być organem związkowym, którego działacze będą działali w imieniu całego związku i których największym błędem, jaki mogliby popełnić, byłoby działanie partykularne(…). A więc powinna być to grupa ludzi, którzy działaliby wyłącznie w imieniu związku i odrzucili wszelkie powiązania z regionami i pilnowanie interesów regionów w tym tworze”. Jednocześnie widział miejsce dla reprezentowania interesów partykularnych, a także zalecał zagwarantowanie możliwości odwoływania działaczy w okresie ich kadencji24. Tadeusz Pławiński opowiadał się za wyborem członków Komisji Krajowej proporcjonalnie do „składu i liczebności” regionów, ale z zagwarantowaniem prawa regionów do korygowania błędów popełnianych przez Komisję Krajową. Sprzeciwiał się wyborowi prezydium na Zjeździe, bo nie można byłoby go odwołać pomiędzy Zjazdami. Proponował nie tworzyć nowych instytucji, lecz usprawnić już istniejące. Uznał, że przewodniczący Związku nie powinien być jednocześnie przewodniczącym regionu, gdyż zaniedbuje sprawy regionu co zarzucił Wałęsie. Odradzał nadawanie przewodniczącemu specjalnych kompetencji. Ujawnił, że około 65% delegatów sprzeciwia się koncepcji Rady Naczelnej, a tylko 25% jest za25. Krzysztof Szeglowski podkreślał wartość dotychczasowego statutu i sprzeciwiał się zarówno centralizmowi, jak i sztucznej komasacji regionów. Oskarżał prezydium komisji statutowej o działania samowolne w stosunku do całej komisji statutowej26. Stanisław Alot w imieniu delegatów regionu rzeszowskiego opowiadał się za Komisją Krajową wybieraną na zasadzie proporcjonalności, ze stałą obecnością w Gdańsku. Opowiadał się za łączeniem mniejszych regionów w większe, aby wzmocnić ich pozycję wobec przeciwnika. Przedstawił też argumenty za wojewódzką reformą terytorialną państwa27, zrealizowaną później za rządów AWS. Jakub Forystek wzywał, aby utrzymać istniejący statut i zachować różnorodność ordynacji wyborczej w regionach, gdyż jest ona wyrazem „twórczej demokracji”28. Andrzej Słowik opowiadał się za wyborem przewodniczącego przez Zjazd Krajowy. Reprezentantów regionów do Komisji Krajowej miały wybierać regiony. Oskarżył członka prezydium komisji statutowej Marka Janasa o zmanipulowanie tekstu propozycji zgłoszonych przez region łódzki. Janas bronił się argumentami logicznymi, wyjaśniał, że działalność prezydium to „rozpaczliwa próba skodyfikowania dyskusji nad trzystoma, często wykluczającymi się, często nawzajem się przeplatającymi propozycjami”29. Jerzy Pilecki zgłosił wniosek o rozpoczęcie dyskusji nad kolejnymi problemami, uporządkowanymi według listy pytań, przygotowanej przez komisję statutową. Dyskusja – zdaniem Pileckiego – każdorazowo powinna kończyć się głosowaniem. Wniosek przegłosowano30, odstępując tym samym od toczącej się spontanicznie wolnej debaty, ale dopiero po przerwie, aby uszanować delegatów, którzy na nowy tryb obradowania nie byli przygotowani. Ciągle jeszcze w trybie wolnej debaty Bolesław Kozłowski zaproponował powołanie instytucji zjazdów krajowych zwoływanych w trakcie trwania kadencji o charakterze sprawozdawczo-programowym. Poparł koncepcję komisji krajowej w połowie wybieranej przez Zjazd, a w połowie przez regiony31. Krzysztof Rytwiński postulował rozszerzenie kompetencji komisji rewizyjnej; przewodniczącego Związku miał wybierać Zjazd, a prezydium – komisja krajowa, w której skład muszą wchodzić także małe regiony32. Jerzy Teluk wręcz skrytykował tworzenie wielkich „molochów regionalnych”, bo są „zaprzeczeniem samorządności i decentralizacji”33. Po oddaleniu wniosku Romana Kloca o przystąpienie do natychmiastowych głosowań wstępnych, kontynuowano debatę. Stanisław Krukowski poparł projekt rady naczelnej. Wałęsa wzywał do tego, aby w prezydium komisji krajowej byli przewodniczący dużych regionów, których porównał do generałów dywizji, oraz grupa mianowańców przewodniczącego Związku. Komisja Krajowa powinna była mieć skład proporcjonalny do liczebności regionów i liczyć około 100 osób34. Lech Sobieszek zaproponował wykreślenie ze statutu zapisu o kierowniczej roli partii komunistycznej w państwie35; poparł go Jan Rulewski36. Daniel Filar występował przeciw centralizowaniu władzy Związku, gdyż to nie sprzyja aktywności szeregowych członków. Jedność Solidarności – dowodził cytując księdza Tischnera – jest solidarnością sumień, a nie ślepym wykonywaniem odgórnych nakazów37. Ekspert komisji statutowej Wiesław Chrzanowski zrelacjonował jak z Janem Olszewskim i Władysławem Siłą-Nowickim w sierpniu 1980 opracowali w Warszawie statut związku, oparty na ówczesnych doświadczeniach, czyli strajkach terytorialnych, a nie branżowych. Ze względu jednak na wyłonienie „szerokiej reprezentacji rzesz członkowskich”, pojawiła się potrzeba zmian w statucie. Sugerował jednak, aby zmiany nie były zbyt szczegółowe, gdyż mogłoby to wywołać niepotrzebne spory formalne, a poza tym „wiemy, że w naszym kraju są bardzo drobiazgowe przepisy w każdej dziedzinie, a równocześnie te przepisy są powszechnie nierespektowane i łamane”. Statut powinien uwzględniać różny charakter regionów38. Po dyskusji nad projektem uchwały o samorządzie pracowniczym debatę kontynuowano w trybie zupełnie wolnym, nie odnosząc się do pytań zredagowanych przez komisję statutową. Maciej Jankowski postulował, aby odmówić prawa do pełnienia stanowisk etatowych osobom, które dwukrotnie pełniły już kadencję. Zbigniew Iwanów w imieniu delegatów regionu toruńskiego poparł projekt powołania rady naczelnej39. Sprzeciwiał się mu Czesław Jezierski40. Paweł Szałaj w imieniu regionu rzeszowskiego podniósł sprawę opanowania wielu komisji zakładowych przez administrację zakładów, co sprowadzało działalność tych komisji „nieomal do zera”. Postulował nadanie zarządom regionalnym prawa do zawieszania członków komisji lub całej komisji zakładowej w jej czynnościach41. Andrzej Sokołowski postulował ograniczenie sekcji branżowych w prawie do organizowania branżowych strajków42. Kazimierz Ziobro proponował tworzenie szczebli pośrednich między komisją zakładową a zarządem regionu, by w ten sposób chronić równorzędne traktowanie wszystkich członków związku. Bronił też prawa kierowników zakładów do uczestnictwa w komisjach zakładowych Związku43. Zygmunt Waszka postulował, aby wprowadzić zespoły pomocnicze zarządów regionów w postaci delegatur44. Wincenty Kazańczuk popierał instytucję rady naczelnej: „ja uważam, że nie powinniśmy się bać konfliktów między władzą uchwałodawczą a wykonawczą, gdyż właśnie nieujawnienie konfliktów, jak odtąd możemy obserwować, prowadzi do załatwienia ich w sposób kuluarowy, często właśnie poprzez różnego rodzaju układy”45. Andrzej Sobieraj popierał ograniczenie roli sekcji branżowych. Krzysztof Rajpert postulował wydłużenie kadencji władz związku z dwóch do trzech lat i rozszerzenie kompetencji komisji rewizyjnej. Bronisław Lachowicz postulował aby ujednolicić ordynację wyborczą w Związku46. Następnie przystąpiono do głosowań wstępnych nad pytaniami ankietowymi przygotowanymi przez komisję statutową (patrz punkt głosowania wstępne).
9 września podjęto znów przerwaną debatę statutową. Syryjczyk zaproponował, aby regiony się zdyscyplinowały i aby każdy wystawił jednego tylko mówcę „generalnego”. Uprzedził, że zmiany w statucie muszą być podjęte większością 449 głosów, a następnie zatwierdzone przez 19 zarządów regionalnych, grupujących „nie mniej niż połowę członków związku”47. Członek prezydium komisji statutowej Paweł Michalak apelował, by nie wprowadzać w statucie zmian nadmiernie szczegółowych, gdyż rzeczywistość organizacyjna i „życie” narzuca konieczność sformułowań elastycznych. Szczegółowe przepisy mogłyby „spowodować konflikty”. Mimo to poprawek zgłaszanych przez delegatów było bardzo wiele; poddano je więc wypróbowanej procedurze głosowań wstępnych (patrz punkt głosowania wstępne). Na skutek interwencji Andrzeja Rozpłochowskiego przystąpiono do właściwego głosowania48. Głosowanie przerwano jednak przy omawianiu poprawek do rozdziału IV, powracając do formuły głosowań wstępnych49. Był to dość sprytny zabieg, gdyż debata nad rozdziałem IV dotyczyła ustroju władz naczelnych Związku, a zatem była elementem kampanii wyborczej i rozwaga była tutaj wskazana. Dzień zakończono dość sennie po północy50.
10 września był dniem bardzo nerwowym, podobnie jak w czasach staropolskich nerwowym był ostatni dzień sejmowania, na którym zazwyczaj dokonywano tak zwanej konkluzji sejmowej, czyli ostatecznej redakcji i utarcia kompromisu w sprawie ustaw. Termin rozpoczęcia konkluzji został w 1633 roku ustawowo wyznaczony na piąty dzień przed upływem sześciu tygodni od dnia rozpoczęcia sejmu. W praktyce rzadko kiedy udawało się rozpocząć konkluzję w terminie51. Nerwowa atmosfera ostatniego dnia I tury Zjazdu żywo przypomina nerwową atmosferę konkluzji sejmowych, gdzie lada iskierka mogła wzbudzić pożar. Zanim jednak opiszemy bieg wydarzeń, musimy nakreślić wszystkie wzbierające podczas wszystkich dni obrad negatywne emocje, które wybuchły ostatniego dnia ze zdwojoną siłą.
Oskarżenia o manipulacje. Ograniczone zaufanie, zwane też nieufnością wobec władzy, jest zdrową cechą demokracji, wszechobecną na obradach sejmów przed 1652 rokiem. Chyba jako pierwszy oskarżenia pod adresem prowadzącego obrady Jerzego Buzka zgłosił 5 września Tadeusz Jedynak: „od początku głos podnosiłem i kolega mi nie udzielił głosu (…). To będziemy tak w połowie przerywać (…). Będziemy tu manipulować, no panowie”52. Roman Paterek oskarżył Buzka o blokowanie odczytania oświadczenia regionu bydgoskiego w sprawie umorzenia sprawy prowokacji bydgoskiej53. 6 września po sali obrad krążyły anonimy oskarżające o manipulację, co przymusiło prowadzącego Tadeusza Syryjczyka do zachowania maksymalnie demokratycznej procedury zgłaszania kandydatów do komisji programowej54. Antoni Fijałkowski ujawnił, że przy użyciu anonimów próbowano skłócić robotników z inteligentami. Ocena wzrokowa wyników głosowania miała zostać rzekomo „narzucona” i – jak utrzymywał anonim – jest to sposób liczenia „pi razy oko”55. Ale i te zabiegi prezydium nie uciszyły oskarżeń o manipulacje, gdyż Tadeusz Syryjczyk pomylił się, przyznając reprezentantom całych regionów jedynie 5-minutowy czas wypowiedzi, podczas gdy regulamin dawał im czas nieograniczony56. Gdy w trybie ekspresowym uchwalono dwie uchwały bez dyskusji, Aleksander Karczewski wyraził życzenie odbycia takiej dyskusji, „bo tutaj, jedno za drugim, zaczynają się pojawiać dokumenty, które, powiedzmy, nie wszyscy może przemyśleli nawet, po prostu mechanicznie zaczynamy głosować. Dwa – no każdy projekt uchwały musi być przedyskutowany. Ja muszę mieć możliwość wpływania na kształt”. Prowadzący Syryjczyk zadecydował więc, że komisja wnioskowa powinna poddawać pod dyskusję wnioski tego wymagające57.
Po wpadce Syryjczyka z dwukrotnym głosowaniem wniosku o zarządzenie mszy polowej w Hali Olivia (patrz rytuały patriotyczne a sprawy wyznaniowe) zgłoszony został 6 września wniosek o zakazanie mu dalszego prowadzenia obrad. Jak się zdaje nie oznaczało to jeszcze odwołania go ze stanowiska przewodniczącego Zjazdu. Delegaci odrzucili jednak ten wniosek58. Jeśli była to próba obalenia prowadzącego obrady przy użyciu motywów wyznaniowych, to była to próba wyjątkowo nieudolna.
7 września Krzysztof Szeglowski – członek komisji statutowej – oskarżył prezydium tej komisji o samowolne działania i nieinformowanie pozostałych członków komisji statutowej o pewnych zmianach. „Nie wiem, czy to błąd w przepisywaniu, czy błąd w rozumowaniu, czy jakaś koncepcja” – narzekał Szeglowski59. Andrzej Słowik oskarżył członka prezydium komisji statutowej Marka Janasa o zmanipulowanie tekstu propozycji zgłoszonych przez region łódzki. Janas bronił się argumentami logicznymi, wyjaśniał, że działalność prezydium to „rozpaczliwa próba skodyfikowania dyskusji nad trzystoma, często wykluczającymi się, często nawzajem się przeplatającymi propozycjami”60. Ryszard Kościesza-Kuszłeyko zgłaszał fakt utknięcia jego wniosku formalnego w sekretariacie Zjazdu61. Czesław Jezierski skarżył się, że prezydium poddaje pod głosowanie projekty uchwał (telegram do górników w kopalni Pluto w Czechosłowacji) bez pytania delegatów czy są jakiekolwiek zastrzeżenia odnośnie treści. Poparł go Marek Wach, który wręcz stwierdził, że był autorem projektu telegramu w imieniu regionu śląsko-dąbrowskiego, lecz odczytany tekst został „zupełnie zmieniony”. Wobec tego głosowanie nad tekstem zostało uznane przez prowadzącego Lesława Buczkowskiego jako „zaznajomienie nas z tekstem”62. Nikt nie zaprotestował. Kolejne oskarżenie o manipulację zgłosił pod adresem wiceprzewodniczącego komisji statutowej Tadeusza Romanowskiego jej członek Stanisław Stachowicz63. Również oskarżenia o manipulację padły pod adresem prowadzącego Stanisława Kocjana, który opierając się na błędnej ocenie wzrokowej wyników głosowania dopuścił Jana Olszewskiego do głosu64. Widząc, że Stanisław Kocjan jest zagadany rozmową, Roman Cichulski zgłosił wniosek o zmianę prowadzącego obrady, ale delegaci odrzucili ten wniosek65.
8 września nastąpiła pierwsza faza buntu znacznej grupy delegatów przeciwko prezydium. Już na wstępie Tadeusz Syryjczyk odczytał komunikat Frasyniuka, w którym przewodniczący zarządu dolnośląskiego wytknął prowadzącym zjazd „błędy” w prowadzeniu obrad, złożył ostry protest, zażądał zwołania kierowników wszystkich ekip oraz wszystkich przewodniczących zarządów regionalnych w celu „ustawienia pracy prowadzących”. Narada ta miała się odbyć podczas przerwy obiadowej66 (druga narada odbyła się w wyniku kryzysu parlamentarnego, o czym niżej). Drugie oświadczenie złożyły razem trzy delegacje regionalne (Dolny Śląsk, Śląsk Opolski oraz Łódź). Zdaniem autorów najważniejszą sprawą jest groźba głodu, problem przetrzymania zimy, podwyżki cen, ataki i prowokacje w stosunku do Związku, dostęp do massmediów i inicjatyw ustawodawczych, sprawa więźniów politycznych oraz samorządów pracowniczych. Oskarżyli prezydium, że „uniemożliwiło nam przedstawienie tej sprawy w postaci wniosku formalnego”, a w efekcie „nie będziemy mieli z czym wracać do naszych wyborców”67. Sprawę rozwiązano, reformując ruchomy porządek obrad68. Ryszard Helak ujawnił, że wśród delegatów krąży ulotka pod tytułem Proklamacja, informująca o założeniu nowej partii politycznej w zarządzie bydgoskim i jednocześnie zdementował tę informację jako „płód niedowarzonych umysłów” lub wyjątkowo niezręczną prowokację69.
9 września Andrzej Rozpłochowski oskarżył prezydium o manipulację, poprzez poddawanie pod głosowanie poprawek do statutu zgłoszonych nie przez komisję statutową, ale przez delegatów z sali. Coraz bardziej wzburzony oskarżeniami Tadeusz Syryjczyk oświadczył: „a więc, przepraszam, mogę skończyć! Stwierdzam, że w tej chwili nie przegłosowaliśmy jeszcze ani jednej poprawki do statutu. Obecne głosowania dotyczą tego, żeby dopisać do istniejących wariantów warianty, które koledzy z sali chcą podać”. Ktoś z niepokojem zwrócił uwagę, że w sektorach osoby liczące podają większą liczbę głosów do zapisu, niż by to wynikało z faktycznej frekwencji70, wkrótce jednak wyjaśniło się, że sektor pierwszy liczył nie tylko swoje głosy, ale także komisji mandatowej i komisji statutowej71. Po przerwie zgłoszono wniosek o zmianę prowadzącego obrady, ale większość utrzymała Syryjczyka72. Widząc coraz większą irytację delegatów i pojawiające się serie nowych poprawek do statutu, Syryjczyk przeprowadził uchwałę o natychmiastowym przejściu do głosowania.
Kryzys parlamentarny. 10 września był ostatnim dniem obrad. Poprzedniego dnia delegaci wykończeni obradami udali się na spoczynek po północy. Z pewnością wielu z nich tej nocy wcale nie spało. Rano okazało się, że atmosfera na sali jest wyjątkowo nerwowa. Oliwy do ognia dolało niezręczne wystąpienie Janusza Onyszkiewicza, który relacjonował panikanckie reakcje massmediów zachodnich na Posłanie do narodów Europy Wschodniej. Ponieważ kilka dni wcześniej agencja Tass podała, że Zjazd Solidarności jest Zjazdem etatowych pracowników Związku, poprosił, aby etatowi pracownicy podnieśli ręce do góry. Ten nieprzemyślany krok wywołał wzburzenie. Marek Wach oświadczył: chciałem zaprotestować, żeby agencja TASS rozbijała nam zebranie. Mieliśmy mówić tylko i głosowanie mieć na temat statutu, a nie że będziemy coś odpowiadać TASS-owi”.
Następnie zaczęły się kontrowersje w sprawie poprawek do statutu w zakresie władz naczelnych (rozdział IV). Jak pamiętamy warianty były dwa, przy czym pierwszy uzyskał więcej głosów, nie zdobył wprawdzie większości kwalifikowanej, ale i tak został przyjęty do głosowania. Tymczasem Komisja Statutowa wnioskowała o powtórne głosowanie obu wariantów, gdyż poprzedniego dnia delegaci nie zostali poinformowani o pewnych przepisach przejściowych73 (a to mogło wpłynąć na wynik głosowania). Syryjczyk poddał to pod głosowanie, ale salę ogarnęło zamieszanie. Wobec tego Syryjczyk oświadczył, że poprzedniego dnia wariant pierwszy „został przyjęty”, ale Komisja Statutowa chce wrócić do sprawy. Oburzony tym komentarzem Jan Koziatek zwrócił się z prośbą, aby „przewodniczący z prezydium nie komentował sprawy komisji statutowej”. Nie zważając na to Syryjczyk kontynuował głosowanie. Ze wstępnych jeszcze nie podsumowanych wyników wynikało, że większość delegatów nie chce wracać do sprawy. Nim jednak ogłoszono wyniki Koziatek zarzucił Syryjczykowi, że podaje nieprawdziwe informacje i zwrócił się o to, by w sprawach statutu komisja statutowa prowadziła zebranie, a nie przewodniczący. Gdy Syryjczyk próbował odebrać głos Stanisławowi Krukowskiemu z komisji statutowej, Krukowski złożył stanowczy protest przeciw takiemu prowadzeniu zebrania. Pewny poparcia delegatów Syryjczyk poddał pod głosowanie kto jest za tym, żeby zebranie w sprawach statutu prowadził przedstawiciel komisji statutowej. Nieoczekiwanie jednak większość delegatów opowiedziała się za tym, aby zebranie – w sprawach statutowych – prowadziła komisja statutowa (a może członek komisji skrutacyjnej źle dokonał oceny wzrokowej?). Obrażony Syryjczyk w ogóle zrezygnował z prowadzenia obrad; chwilowo zastąpił go Stanisław Krukowski. Antoni Fijałkowski zaapelował o ostudzenie emocji. Stanisław Dorociak wyraził przerażenie nieustającym głosowaniem nad ciągle tymi samymi alternatywami. Jako członek komisji statutowej zaprotestował przeciw działalności prezydium komisji statutowej. Delegaci jeden po drugim protestowali przeciw prowadzeniu obrad przez komisję statutową i powtórnym głosowaniu wariantów poprawek. Krukowski usprawiedliwiał się, że komisja chciała tylko móc zaprezentować swoje stanowisko i jednocześnie podzielił pogląd, że poddanie pod głosowanie wniosku o prowadzenie „przez nas” zebrania jest niedopuszczalne i powstała przez to sytuacja patowa. Inni delegaci również wyrażali oburzenie. Wałęsa ostro zrugał całe zgromadzenie, zasugerował, że w delegacjach regionalnych działają prowokatorzy i wezwał aby powrócono do porządku.
Na czym polegał problem? Marek Janas przytomnie ostrzegł, że uchwały Zjazdu mogą nie zostać ratyfikowane przez zarządy regionalne; proponował, aby uchwalić poprawki do paragrafu 18 punkt 5 dotyczącego ratyfikacji, co ułatwiłoby przeprowadzenie dalszych poprawek podczas drugiej tury Zjazdu. Intencje wniosku Janasa były jasne: chciał obalić zasadę równouprawnienia regionów, aby ułatwić forsowanie decyzji przez większość. Bugaj zaznaczył, że zamieszanie wywołał Syryjczyk, który błędnie zinterpretował wniosek komisji statutowej jako wniosek o zmianę prowadzącego obrady. Delegaci uchwalili przerwę pięciominutową.
Wobec kryzysu parlamentarnego, doszło do spotkania przewodniczących delegacji regionalnych i przewodniczących zarządów regionów, „za przepierzeniem”74. To pozastatutowe ciało, które można żartobliwie nazwać „komisją za przepierzeniem”, zebrało się po raz drugi jako forum sporu między prawami regionów, a dążeniami większości. Po przerwie Jerzy Buzek zrelacjonował wyjaśnienie komisji statutowej, że w swoim wniosku o prowadzenie zebrania myślała tylko i wyłącznie o prowadzeniu merytorycznym, w sprawach dotyczących statutu. Przedstawiciel Komisji Stanisław Krukowski po raz kolejny w imieniu prezydium wniósł o dopuszczenie dyskusji (przed poddaniem pod głosowanie) propozycji dotyczących:
-
wprowadzenia stanowiska wiceprzewodniczących komisji krajowej;
-
zakazu łączenia stanowiska przewodniczącego regionu z członkostwem w prezydium komisji krajowej;
Ponadto komisja przedstawia dwa warianty powoływania komisji krajowej – te, które otrzymały największą liczbę głosów. Jak stwierdził Krukowski, „Dopuszczenie obydwu wariantów jest uzasadnione tym, że Komisja Statutowa nie przedstawiła delegatom na zjazd propozycji wprowadzenia przepisu przejściowego o sposobie dokonywania wyboru Komisji Krajowej pierwszej kadencji. Tę propozycję obecnie przedstawiamy”. Tym razem większość delegatów opowiedziała się za dopuszczeniem obu wariantów do głosowania75. Rytuał wolnej debaty został obroniony.
Opisany kryzys parlamentarny jest jednym z wielu przykładów funkcjonowania zjawiska, które na wstępie określiłem mianem „metasarmatyzmu”. Delegaci na zjazd poruszają się w obrębie XX-wiecznych procedur nie przystających do ich potrzeb i ich rozumienia wolności. Nie uznają reguły prostego głosowania większością; aby prawo było uznane przez wszystkich, muszą być dopełnione konieczne rytuały, traktowane z pełną powagą. Siła i determinacja delegatów jest jednak tak wielka, że ciasne ramy legalizmu zostają rozsadzone i na ich gruzach wyrasta prawo zwyczajowe, silnie korespondujące z prawem zwyczajowym staropolskiej izby poselskiej76.
Konkluzja zjazdowa. Kryzys parlamentarny faktycznie zapoczątkował rytuał konkluzji zjazdowej, żywo przypominającej staropolskie konkluzje sejmowe. Dzięki ustępstwom większości, kryzys został zażegnany i delegaci w zasadzie zgodnie przystąpili do „ucierania” ostatecznych wersji uchwał. Dłuższa batalia toczyła się jednak nad sprawą zakazu łączenia stanowiska członka prezydium komisji krajowej z funkcją przewodniczącego zarządu regionu. Bugaj obawiał się, że wiceprzewodniczący Związku będą konkurować z przewodniczącym Związku. Szymanderski wzywał do tego, by zaufać komisji krajowej i „by Komisja Krajowa wyłoniła z siebie Prezydium bez żadnych ograniczeń”. Jerzy Modrzejewski obawiał się kumulacji władzy. Lech Kaczyński uważał, że jeśli w prezydium będą przewodniczący zarządów regionów, to organ ten zdominuje komisję krajową i sprowadzi jej rolę do zera. „Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie” – podsumował przyszły Prezydent – „czy Prezydium będzie podlegało Komisji Krajowej, czy Komisja Krajowa będzie podlegała Prezydium?”. Jan Moska uważał, że przewodniczący Związku powinien być przewodniczącym jakiegoś regionu, bo inaczej to będzie „malowany król”. Zauważył też wprost: „Siedzimy tu już długo, długi czas i ciągle wałkujemy tę samą sprawę. Powiedzmy sobie na sali personalnie, ja jestem robotnikiem… I ciągle się mówi: wygra Lech, czy wygra Gwiazda?”77. Chwilę potem wystąpił też Wałęsa, który najpierw przeprosił za swe poprzednie wystąpienie, w którym wzywał „żebyśmy nie byli pajacami”. Bronił swojej koncepcji prezydium złożonego w połowie z ludzi przewodniczącego Związku i przewodniczących zarządów regionalnych. Zapowiedział swoją dyktaturę. Przyznał, że zrobił się opryskliwy i chamowaty. Stanisław Szymkowiak stwierdził, że ma zaufanie do Lecha Wałęsy, ale zaufanie musi mieć pewne granice i być podbudowane kontrolą. Patrycjusz Kosmowski radził, aby na wzór krajów demokratycznych, a zwłaszcza Francji i Stanów Zjednoczonych, wybrać silną, operatywną władzę. Poparł Wałęsę. Ale jednocześnie w jego wystąpieniu pojawił się ciekawy wątek. „My jesteśmy tym największym parlamentem demokratycznym” – stwierdził Kosmowski – „Polska w przeszłych wiekach miała te tradycje demokratyczne i wybierała sobie te silne, operatywne władze”78. Rulewski oświadczył, że uznaje dyktaturę Wałęsy i polemizował z Bugajem. Wałęsę poparł też Zbigniew Zdanowicz, bo jego przeciwnicy to „tendencja ideowa, dążąca do ultrademokracji, dłubiąca i poprawiająca w nieskończoność statut”. Dodał, że „na dziś się w demokracji nie możemy za bardzo bawić, bo nie wiadomo, czy do jutra dożyjemy”. Stanisław Fudakowski poparł Wałęsę; podobnie wypowiadał się Stanisław Huskowski, Lesław Buczkowski natomiast wypowiadał się przeciwko poprawce o zakazie łączenia funkcji. Kazimierz Parowicz złożył wniosek: „ze względu na naciski psychologiczne, wywierane na delegatów, wnioskuję o przeprowadzenie tajnego głosowania w sprawie wyboru przez zjazd krajowy lub komisję krajową dwóch wiceprzewodniczących”. Wnioskowi sprzeciwił się Bronisław Geremek79. Większość delegatów sprzeciwiła się tajnemu głosowaniu. Następnie przytłaczającą większością głosów (729) zdecydowano, że przewodniczącego komisji krajowej wybierają delegaci na Zjazd Krajowy. Odrzucono wniosek o tym, aby Zjazd Krajowy wybrał dwóch wiceprzewodniczących; za tym wnioskiem opowiedziało się tylko 213 delegatów80. Podtrzymano jednak prawa regionów do ratyfikacji zmian w statucie; tylko 246 delegatów głosowało za wnioskiem81, o którym zresztą wcześniej wspominał Marek Janas. Gdy doszło jednak do głosowania nad niełączeniem funkcji przewodniczącego zarządu regionalnego z funkcją członka prezydium komisji krajowej, doszło znów do kontrowersji terminologicznych i ogłoszono dziesięciominutową przerwę. Po przerwie nieco zamieszania wprowadziło wystąpienie Michała Kurowskiego, ale większość zdecydowanie parła do rozstrzygnięcia w głosowaniu: tylko 343 delegatów opowiedziało się za niełączeniem funkcji. Wreszcie rozstrzygnięto sprawę powoływania komisji krajowej. Zdecydowaną większość (606)82 uzyskał wariant pierwszy w ramach którego w skład komisji wchodził przewodniczący, przewodniczący zarządów regionalnych oraz osoby wybrane przez zjazd, przy czym każdy region miał mieć z góry ustaloną liczbę miejsc w komisji zależną od liczby członków w regionie. Wyboru tych członków dokonywać miał nie cały zjazd, ale poszczególne delegacje regionalne na zjeździe (listy cząstkowe).
Delegaci mieli świadomość, że możliwości finansowania posiłków i noclegów są wyczerpane83. Gdy jeden z delegatów wnioskował, aby powtórzyć głosowanie nad jedną z poprawek, zdecydowanie ten wniosek odrzucono84. Dążono do jak najszybszego zakończenia, a w efekcie przepuszczono poprawkę, która zakazywała regionom strajków bez zgody komisji krajowej, a jednocześnie nie dano komisji krajowej prawa do ogłaszania strajków ogólnopolskich, co przytomnie wychwycił Karol Modzelewski i błąd natychmiast naprawiono85. Po serii głosowań padł wniosek, aby w związku z „trudnościami z wyżywieniem i zakwaterowaniem” zakończyć pierwszą turę po zakończeniu głosowań nad poprawkami do statutu i projektami uchwał oczekujących na głosowanie. Wniosek przyjęto86. Następnie uchwalono, aby nie robić do końca żadnych przerw, odrzucono wniosek o wznowienie dyskusji w sprawie poprawek do jednego z paragrafów. Delegaci byli do tego stopnia zdeterminowani, że odrzucono nawet wniosek o dopuszczenie do głosu Lecha Dymarskiego87.
A jednak duch sarmacki nie wygasał. Zgodnie ze staropolską tradycją sprzed 1652 roku veto grupy posłów (zwłaszcza z „górnego”, prestiżowego sejmiku) zgłoszone na konkluzji sejmowej miało moc szczególną i mogło w ostatniej chwili obalić już zawarty kompromis w kwestii przynajmniej jednej ustawy88. Okazało się, że jeden z delegatów złożył protest w sprawie podważenia autentyczności podpisów na liście osób popierających tajne głosowania, złożonej w dniu poprzednim. Prowadzący Antoni Fijałkowski wyjaśniał, że prezydium Zjazdu oceniło, iż podpisy są niezgodne z wzorami podpisów istniejących na liście obecności. Ale z oświadczenia oburzonego delegata wynikało, że prezydium chce „za wszelką cenę nie dopuścić do głosowania tajnego, bo [sic!] mógłby on być niepomyślny dla osób piastujących po kilka funkcji przewodniczących”. Zdecydowana większość delegatów zorientowała się jednak, że jest to manipulacja i postanowiła przejść nad sprawą do porządku dziennego89.
Uchwalono następnie kilka uchwał i znów odezwał się duch sarmacki na konkluzji. Wiktor Nagórski wnosił o odczytanie listy dyskutantów, którym uniemożliwiono wystąpienie przez zamknięcie dyskusji. Większość delegatów opowiedziała się przeciw90, ale kolejna sprawa pokazała, że są ciągle sprawy ważne dla wszystkich. Franciszek Kuźma zgłosił nieprzemyślany wniosek, aby w paragrafie 36 umieścić zapis „prasa związkowa jest niezależna” i większość delegatów zgodziła się, by raz jeszcze przedyskutować sprawę, co wywołało sporo zamieszania91, gdyż sformułowanie to istniało już w przegłosowanej uprzednio wersji. Zamieszanie to stało się powodem dwóch kolejnych wniosków: jednego o wybór nowego prezydium na drugiej turze zjazdu i drugiego o wybór nowej komisji wniosków i uchwał. Wreszcie na koniec okazało się, że Zjazd „zapomniał” uchwalić ordynację wyborczą do władz krajowych; zlecono to zadanie komisji statutowej92.
Ponowne „veto na konkluzji” złożył Lech Sobieszek, który domagał się aby mu udzielono głosu; większość delegatów odrzuciła ten wniosek. Po chwili jednak padły dwa wnioski o zmianę prowadzącego Syryjczyka z powodu „braku kompetencji” oraz „zamieszania”. Wobec tego zdruzgotany Syryjczyk oddał prowadzenie Kocjanowi, który poprosił komisję uchwał i wniosków o odczytanie deklaracji o podstawowych celach związku (zgłoszonej przez region Dolny Śląsk i znacznie przeredagowanej). Odrzucono tu zgłoszoną poprawkę, zawierającą wyrazy uległości pod adresem „układu sojuszy” i „polityki zagranicznej”93. Następnie przegłosowano wniosek Grzegorza Palki o zaniechaniu wniosków formalnych94. Protest przeciwko nie dopuszczeniu do głosu złożył Lech Sobieszek95. Deklarację wreszcie uchwalono, choć tekst jej został znacznie zmieniony96, a następnie veto do niej zgłosił Piotr Stomma, bo jest ona „przyciężką deklaracją, niedowarzoną deklaracją o charakterze politycznym, w której znajdują się stwierdzenia absurdalne”97. Delegaci Dolnego Śląska postulowali, aby przeczytać wszystkie trzy projekty uchwały raz jeszcze98. Delegaci przyjęli ten wniosek. Po odczytaniu trzech projektów w wyniku głosowania wygrał projekt Dolnego Śląska w wersji pierwotnej99. Jak widać nic nie było niezmienne i do ostatniej chwili wszystko mogło się zmienić, podobnie jak w dawnej Polsce100. Pierwszą turę Zjazdu zakończyło wystąpienie Wałęsy oraz odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego i Boże coś Polskę101.
Kwestie wyznaniowe. Na sejmach staropolskich istotnym elementem rozbijającym osiągnięty konsensus bywały spory wyznaniowe. Toteż warto wspomnieć o osobliwym wniosku, złożonym przez Kazimierza Świtonia, aby każdy dzień obrad rozpoczynać mszą świętą polową w Hali Olivii. Nie przeszkadzałoby to obradom, gdyż msza odbywała się na godzinę przed ich rozpoczęciem. Głosy w tej sprawie rozłożyły się niemal po równo i musiano zarządzić liczenie: 206 głosów poparło wniosek Świtonia, a 222 było przeciw102. Ale wkrótce ktoś zwrócił uwagę, że to głosowanie nie miało specjalnego sensu, gdyż msza nie stanowiła żadnej przeszkody dla prowadzenia obrad. „Jak może ktoś decydować, nakazywać mi, żebym ja poszedł do kościoła lub nie” – perorował delegat – „Jak ktoś, kto nie przychodzi na msze, ma decydować, czy ta msza ma tu być czy nie?!”. Prowadzący Syryjczyk przyznał, że istotnie niezręcznością było głosowanie sprawy nienależącej do jurysdykcji związku („niestatutowej”). W kolejnym głosowaniu obalono więc wynik poprzedniego głosowania103, pozostawiając sprawę urządzenia mszy jako zadanie o charakterze organizacyjnym. Syryjczyk wybrnął z tej sprawy, ale niezręcznie, bo popadł w kolizję z powszechnie akceptowanym przez delegatów Prawem Naturalnym, dwukrotnie poddając je pod głosowanie!
5 Posłowie staropolscy debatowali z reguły plenarnie; wynikało to z zasady jawności. W obawie przed wyprowadzaniem ich w pole posłowie często domagali się debaty in gremio. Por. Malec Sejm s. 193, 205. Warto przypomnieć, że zbrodni pierwszego rozbioru dokonała wybrana przez izbę poselską komisja, wyposażona w zupełne pełnomocnictwa Sejmu.
51 Jan Dzięgielewski, Sejmy elekcyjne, elektorzy, elekcje 1573-1674, wyd. Wyższa Szkoła Humanistyczna im. A. Gieysztora, Pułtusk 2003, s. 186; Malec Sejm, s. 207-211; Opaliński Sejm s. 174-179. Na sejmach nadzwyczajnych zasada przychodzenia 5 dni przed końcem obrad na konkluzję nie była stosowana, por. Paradowski W obliczu s. 160.