Portal taraka.pl zapewne nie znajdzie wielu zwolenników wśród prawicowej publiczności, gdyż zajmuje się szeroko pojętą tematyką „New Age” (choć sami publicyści taraki zapewne byliby oburzeni takim niesmacznym porównaniem). Tak w każdym razie tę tematykę definiują zazwyczaj prawicowi konserwatyści.
(blog-n-roll.pl, 12.07.2016)
Trzeba jednak powiedzieć, że standardy tworzone przez prawicowy mainstream są często nadzwyczaj nudne. Polska prawica cieszy się, że wśród młodzieży pojawiła się moda na wszystko co „narodowe”, prawicowe, chrześcijańskie, bo to siłą rzeczy spycha środowiska Gazety Wyborczej na zasłużony margines polskiego życia politycznego. Nie oznacza to jednak, że polska prawica będzie dysponowała odpowiednim potencjałem intelektualnym do realizacji wielkich projektów. Trzeba do nich bowiem czegoś więcej, niż tylko standardy i normalność, za którą prawica tęskni od 26 lat. Trzeba do tego iskry geniuszu i spojrzenia na świat okiem artysty.
Iskierki geniuszu zwykle łatwo wchłania lewicowy ogień, gdyż lewica programowo i standardowo otwiera szeroko ramiona dla „dziwaków” i „fantastów”. W przeciwieństwie do prawicowców, którzy jak diabeł święconej wody lękają się wszystkiego, co zda im się dziwaczne, lewica standardowo przyciąga ludzi nietypowych, jednocześnie zabierając im ich moce twórcze, pakując je w pojemne szufladki lub łatwe ideologie typu marksizm-lesbianizm, w których tkwią często całymi latami i z których trudno im się wyzwolić do końca życia.
Dlatego z satysfakcją przyjmuję wszelkie objawy samoorganizacji zarówno „dziwaków”, jak i „fantastów”, próby tworzenia własnych środowisk, własnego języka i własnej ideologii. Takim portalem wydaje mi się być portal taraka.pl, a zwłaszcza jego patron Wojciech Jóźwiak. W tekściku z 13.06 pt. Odkrywanie Międzymorza, autor proponuje, byśmy spojrzeli na ABC w taki sposób, jakby północ leżała na wschodzie (przypomina się słynna mapa Ukrainy Beuplana, zorientowana z południa na północ!). Patrząc w ten sposób możemy lepiej zobaczyć pewne ciekawe zjawiska, takie jak niezwykłe symetrie geograficzne, sąsiedztwo trzech stolic imperialnych (Moskwa-Berlin-Stambuł) oraz czwartej – Rzymu, skąd Międzymorze uczyło się cywilizacji, próbując iść swoją drogą. Słusznie też Jóźwiak zwraca uwagę, że Międzymorze miało odwieczny problem z dostępem do mórz, bo wybrzeża zawsze trzymał ktoś inny (Bałtowie i Krzyżacy nad Bałtykiem, Dzikie Pola nad Morzem Czarnym, Wenecja nad Adriatykiem). Jak pisze, „Coś jest w Międzymorzu, że do morza z interioru dostać się trudno… Jakieś przeszkody, zapory, obce rygle wyrastają. Po rozpadzie Sowietów został upiorny >Kaliningrad<, po niedawnej agresji rosyjskiej – Festung Krym. Dwie rosyjskie ostrogi wbite w ciało Międzymorza wcinają się dokładnie w najwęższą talię kontynentu, obok linii Gdańsk-Odessa; drugą jest Naddniestrze.” Celna uwaga, oby udało się nam przełamać to fatum.
W notatce Międzymorze więcej patron taraki wskazuje na to, w jaki sposób Międzymorze było okupowane oraz „okupowane” przez konkurencyjne projekty cywilizacyjne: rzymski, bizantyjski oraz islamski. Tu znowu istotne stwierdzenie: „Międzymorze jest właściwie nieustanną strefą zgniatania pomiędzy zewnętrznymi węzłami energii czyli politycznymi czakramami.” Tu Jóźwiak nawiązuje do popularnej w pewnych kręgach czakramów geograficznych, ale nadaje im nowy sens. Międzymorze otoczone jest bowiem przez trzygłowego smoka – bardzo ładna metafora! Trzy głowy to Moskwa, Berlin i Stambuł.
W tekście tym również podważa ideę, jakoby zjednoczenie Międzymorza mogło wyjść z Polski, gdyż Polska jest na to pod każdym względem za słaba i brakuje jej siły uwodzenia. No cóż, skoro tak, to siłę te zbudujmy korzystając z zasobów innych państw regionu, tak jak to kiedyś zrobiło Wielkie Księstwo Litewskie!
W tekściku Cztery ćwierci Międzymorza Jóźwiak zastanawia się nad „potencjalnym potencjałem” Międzymorza. Pod względem terytorium byłoby to dziesiąte miejsce na świecie – całkiem nieźle. Ludności 203 miliony, a PKB daje statystycznie siódme miejsce na świecie (pomijając fakt, że Międzymorze w znacznej mierze jest obecnie montownią podzespołów i żerowiskiem obcych oraz rodzimych pasożytów). Tak to wygląda w całości, ale rozwój Międzymorza jest nierównomierny. Jóźwiak dzieli je na cztery ćwiartki: ćwiartkę z grubsza rzecz biorąc „wyszehradzką”, ćwiartkę bałkańską, ćwiartkę „litewsko-bałtycką” oraz ćwiartkę ukraińską. Ze wszystkich ćwiartek najbogatsza jest oczywiście ćwiartka „wyszehradzka” (Polska, Czechy, Węgry, Słowacja, Słowenia, Chorwacja plus ewentualnie Austria), ale jej podstawową słabością jest peryferyjność gospodarcza względem Niemiec. Jóźwiak nie zraża się jednak tym i sądzi, że ewentualne polityczne zjednoczenie Międzymorza może wyjść tylko z tego regionu. Pozostawiam to jako rzecz do dyskusji, bo przecież o sile państwa decyduje przede wszystkim „wola mocy”, nie zaś tylko gęstość zaludnienia czy siła gospodarki – w historii mamy na to wiele dobitnych dowodów.
Nie jest to pierwszy i nie jest to zapewne ostatni tekst Wojciecha Jóźwiaka. Rzecz jasna większość myśli Jóźwiaka nie jest oryginalna i pojawia się w tekstach innych autorów, ale do każdej przeczytanej książki, do każdego przeczytanego artykułu, patron taraki dodaje swoje trzy grosze i swoje metafory, i oby tak dalej. Wizje snuć trzeba, pracować dla Międzymorza każdy w swojej dziedzinie i w końcu doczekać czasów, gdy głowy hydry wypali nasz sarmacki Herakles.
Jakub Brodacki