Otium dla mas

Sejm metasarmackiej kontrrewolucji

I tura I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ „Solidarność” była świętem Złotej Wolności w skali masowej.

Złota Wolność to ustrój, w którym decyzje podejmuje się w drodze jawnej, wolnej debaty i zawartego konsensusu. W uproszczeniu można powiedzieć, że proces decyzyjny polega na tworzeniu publicznej narracji wokół spraw państwa w atmosferze wolności słowa, lecz przy poszanowaniu kluczowych instytucji państwa, szczególnie zaś głowy państwa i parlamentu; w mniejszym zaś stopniu sądów i prawa. Narrację prowadzi zazwyczaj rząd, aktywnie uczestniczą w niej i oceniają ją obywatele. Proces decyzyjny trwa długo, wymaga wiele czasu poświęconego na politykowanie, negocjowanie, uzgadnianie i zwyczajne gadulstwo. Aby wszystko działało jak należy, obywatele z jednej strony muszą być wychowani patriotycznie, a z drugiej – nie mogą żyć w strachu przed policją i rządem (Neminem captivabimus nisi jure victum!). Powinni być ofiarni, ale budżet nie może być stały, zaś nałożenie podatków każdorazowo musi wymagać ich zgody. Ustrój także powinien posiadać niezbędne zabezpieczenia przed uzurpacją władzy; między innymi konieczna jest nieufność zarówno wobec rządu, jak i wobec zjawiska partyjności; rząd powinien dysponować niezbędnym minimalnym budżetem stałym, aby nie stać się zakładnikiem bogatszych obywateli. Uogólniając, taki ustrój istniał w Pierwszej Rzeczypospolitej przed 1652 rokiem i nazywany był monarchią mieszaną (monarchia mixta).

Degeneracja ustrojowa sprowadziła Złotą Wolność zaledwie do postulatu. Ideologia wolnościowa na papierze i w oratorstwie rozwijała się dalej, ale w XVIII wieku Złota Wolność najlepsze czasy miała już za sobą. W 1766 roku caryca Katarzyna II oszukała konfederatów radomskich iluzją Złotej Wolności. Od czasów Konfederacji Barskiej suwerenność narodu (rozumiana na sposób sarmacki) stała się podstawowym celem kilku pokoleń patriotów. Jeśli w XIX wieku Polacy bili się o Polskę, to tylko o Polskę Sarmacką, której siła pochodzić musi z „dobrych rad” sejmowych, mimochodem wspomnianych w narodowej kolędzie Bóg się rodzi. Taki ustrój był jeszcze łatwy do pojęcia dla romantyków, ale w miarę upływu czasu zaczynał obrastać epitetem „polskiej anarchii”.

Po upadku Powstania Styczniowego polscy patrioci (od lewa do prawa) odrzucili marzenie o Złotej Wolności. Stała się ona na długo synonimem pokręconego ustroju w którym nie ma rządu, nie ma stabilnej większości parlamentarnej1, nie ma procedur rozliczania decydentów, a w sądownictwie wszech obecnie panuje pieniactwo i ogólne zwyrodnienie obyczajów2. Dla ówczesnych patriotów sprawą pierwszorzędną było odzyskanie podmiotowości na arenie międzynarodowej, a więc odzyskanie państwa, cieszącego się uznaniem; drogą do tego było także poskromienie i „ucywilizowanie” polskiego głodu wolności poprzez napiętnowanie wad ustrojowych i wad charakteru narodowego, które do utraty Niepodległości (ich zdaniem) doprowadziły3.

Wiek XIX i XX to wiek partii politycznych – rzeczy z gruntu obcej dla sarmackiego rozumu, a wręcz mu wrogiej. Zjawisko partyjności było rezultatem umasowienia polityki. Środowiska pozbawione dawniej praw obywatelstwa (chłopi, najemnicy, uboga inteligencja) uzyskały potencjalne możliwości realizacji swoich aspiracji – często wzajemnie sprzecznych i wykluczających się programowo. Koszty tej wypaczonej, partyjnej „demokracji” okazały się bardzo wysokie w całej kontynentalnej Europie. W wielu krajach europejskich suwerenność narodu lub państwa różnymi drogami przekazano w ręce dyktatury – czy to w ręce jednostek, czy też dyktatorskich partii, których charakter zależny był od lokalnych warunków ustrojowych. Dyktatura nazistowska i sowiecka wspólnie doprowadziły do największych zbrodni w dziejach ludzkości. W Polsce wyniszczono elity. Można się było spodziewać, że ruchem, który odbuduje po wojnie polskie państwo będzie prawicowy ruch agrarystyczny – Polskie Stronnictwo Ludowe – ale po 1947 roku agraryzm został zdławiony i nie odrodził się po dziś dzień.

Nieoczekiwanie jednak w 1980 roku odrodziła się Złota Wolność. „Władza ludowa” nie doceniła bowiem wagi własnych posunięć dla świadomości i mentalności narodowej. Pierwszym z nich była reforma rolna. Wielu rolników z dnia na dzień zyskało swego rodzaju „prawo obywatelstwa”, wzmocniło poczucie własnej wartości. W przedwojennej Polsce głód ziemi był źródłem wielu niepokojów. W powojennej Polsce kolektywizacja się nie powiodła. Komuniści nieopatrznie nadali chłopu ziemię i chłop się na niej utrzymał. Drugi awans społeczny spotkał Polaków podczas gierkowskiej „modernizacji”. Mała klitka w bloku, ciepła woda w kranie, klozet spłukiwany wodą, kuchnia gazowa, lodówka, pralka i wiele innych przedmiotów masowej konsumpcji – to wszystko wydawało się niesamowitym podwyższeniem standardu życia. Praca w większych i mniejszych zakładach produkcyjnych, należących do komunistycznego państwa i obowiązująca ideologia socjalistyczna („wszystko jest wspólne”) nauczyły ludzi przynajmniej werbalnego zainteresowania sprawami publicznymi. Co prawda cenzura i strach przed SB skutecznie zamykały ludziom usta, ale „modernizacja” stworzyła niebezpieczne środowisko ewentualnego buntu. Ekranizacje znanych lektur szkolnych, jak Krzyżacy (1960) i Potop (1974) przypomniały Polakom zarówno o korzeniach rycerskich, jak i demokratycznych. Komunistyczny „nacjonalizm”, jak się zdaje, nie docenił rzeczywistej roli tych mitów dla polskiego patriotyzmu.

W dawnej Polsce zgodzie patronował Duch Święty. Gdy więc Jan Paweł II wygłosił na Placu Piłsudskiego słynne słowa „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”, potraktowano je jako praktyczną wskazówkę ustrojową i zastosowano na sposób sarmacki. Zasadą działania Solidarności było usilne dążenie do jedności, unikanie partyjności, maskowanie podziałów. I to do tego stopnia, że aby uniknąć rozłamu, nie ujawniano nawet znanej „mózgom” Solidarności agentury w kierownictwie Związku. Ale zasada zgody nie była jedyną cechą „Solidarności”. Gdy wybuchły strajki, ludzie zamiast wychodzić na ulicę (gdzie milicja mogłaby ich łatwo rozpędzić jak w grudniu 1970 roku) zamknęli się w zakładach niczym w kresowych fortecach i zawiązali pięć konfederacji regionalnych: MKS Gdańsk, MKS Szczecin oraz trzy konfederacje górnośląskie (w Jastrzębiu, Hucie Katowice i w Bytomiu). W miarę jak strajk się przedłużał, narastał swego rodzaju kapitał demokracji. Ludzie nie mieli co robić, nudzili się, grali w karty, czasem bali się stłumienia strajku siłą, więc żeby ich czymś zająć, przywódcy strajku w naturalny sposób nakłonili ich do debatowania nad sprawami państwa. Nieformalny sejmik trwał wiele dni. Komuniści próbowali zyskać na czasie, ale im dłużej trwał strajk, tym dłużej trwał czas wolny poświęcony sprawom państwa. Ten czas wolny był w rzeczywistości podstawowym warunkiem zaistnienia demokracji. W czasach renesansu określano go mianem otium, to znaczy wolnego czasu, który zamożni obywatele poświęcają na rozrywki intelektualne, a w tym – na politykowanie.

Ktoś ważny może ironicznie zapytać, w jaki sposób robotnicy są zdolni do rozrywek intelektualnych. Jak zapewnić otium dla mas, skoro masy wcale go nie pragną? Ano, ogłosić strajk. Tu właśnie jest sekret, dla którego Pierwsza Solidarność tak bardzo przypominała Pierwszą Rzeczpospolitą. Demosem demokracji nie są bowiem wszyscy formalni obywatele, ale obywatele choć trochę świadomi swego obywatelstwa, poświęcający wolny czas nie tylko na grillowanie czy oglądanie meczu – ale również na aktywne politykowanie. Latem 1981 roku demos, lub – jeśli ktoś woli – naród w Polsce liczył 9 476 584 dorosłych, co stanowi około 1/3 ogółu mieszkańców.

Zatrzymajmy się nad sześcioma dniami lata 1981 roku, podczas których najlepiej zobaczymy funkcjonowanie dobrze zorganizowanego demosu. W dniach 5-10 września odbywał się w hali sportowej Olivia Pierwszy Krajowy Zjazd Delegatów. Stenogram zjazdu opublikowali ostatnio Grzegorz Majchrzak i Jan Marek Owsiński4. Jak we wstępie do tego wydawnictwa stwierdza Bartosz Kaliski, Zjazd był autentyczną, demokratyczną reprezentacją „nie tyle dużego związku zawodowego, ile po prostu narodu polskiego”5. Uważne wsłuchanie się w atmosferę zjazdowej sali potwierdza tę opinię (do książki załączono nagrania obrad). Pójdźmy o krok dalej. Moim zdaniem, Zjazd był Sejmem Niepodległej Rzeczypospolitej, ale bez pełnej kontroli nad terytorium państwa. A więc jego faktyczną rolę można porównać do roli Walnej Rady Konfederackiej, to znaczy takiego Sejmu, którego uchwały stać się mogły prawem dopiero w wyniku bądź kompromisu z wrogiem wewnętrznym bądź pełnego zwycięstwa nad wrogim mocarstwem6.

Pozostaje tylko jeszcze poboczna wątpliwość jak Solidarność definiowała przeciwnika. Ponieważ w latach 1980-1981 powstanie zbrojne nie było możliwe, Solidarność początkowo nie ogłaszała jednoznacznej deklaracji, że wróg wewnętrzny jest w istocie wrogiem zewnętrznym. „Mózgom” Solidarności brakowało rozeznania jakimi atutami (poza aparatem przymusu) dysponuje jeszcze przeciwnik. Ale mimo klapy strajku generalnego (marzec 1981), z każdym miesiącem stawało się widoczne, że komunizm w Polsce topnieje w oczach. Działacze Solidarności stawali się coraz śmielsi w swoich celach i – jak stwierdzała w swej ocenie Służba Bezpieczeństwa – większość podjętych przez Zjazd uchwał miała jednoznacznie polityczny charakter i podkopywała kierowniczą rolę PZPR w państwie. Co więcej, dzięki interwencji Andrzeja Gwiazdy, Zjazd dokonał propagandowej „wycieczki” na terytorium wroga, uchwalając Posłanie I Zjazdu Delegatów do ludzi pracy Europy Wschodniej. W rezultacie „Solidarność” jawnie, choć delikatnie, zdefiniowała wroga wewnętrznego jako wroga zewnętrznego. Dlaczego o tym piszę? Bo chcę pokazać, że I KZD przejął wszystkie możliwe wówczas do przejęcia kompetencje suwerennego polskiego Sejmu, w tym również reprezentowanie narodu na zewnątrz w takim zakresie, w jakim było to realne.

Skoro był to Sejm Niepodległej Rzeczypospolitej, to warto w specjalny sposób przyjrzeć się jego procedurze obrad. Gdy mówimy o Sejmie, mamy na myśli zwykle coś w rodzaju amfiteatru z 460 medialnymi gladiatorami, odgrywającymi różne batalie ku uciesze zbaraniałych konsumentów. W lepszej wersji nasze wyobrażenie Sejmu pochodzi z okresu międzywojennego – jest to wyobrażenie parlamentu rozdrobnionego przez wybujałą partyjność oraz interesy środowiskowe, klasowe i mniejszościowe. Pierwszy Krajowy Zjazd Delegatów nie daje się porównać ani do pierwszego (cyrkowego) ani do drugiego (partyjnego) wyobrażenia polskiego Sejmu. Ale z powodzeniem można go porównać do izby poselskiej Sejmu Pierwszej Rzeczypospolitej sprzed pierwszego liberum veto w 1652 roku; wykazać wszelkie podobieństwa i istotne różnice.

Dlaczego do izby poselskiej, a nie do całego Sejmu? Bo wbrew obiegowym mitom, staropolski Sejm nie składał się wyłącznie z posłów, ale z trzech tzw. „stanów” sejmujących: stanu poselskiego, stanu senatorskiego oraz jednoosobowego stanu królewskiego. Była to więc jawna formuła mieszanej formy ustrojowej7, łączącej cechy demokracji, arystokracji i monarchii; często też określano ją monarchia mixta (monarchia mieszana). Piszę „jawna”, bo w rzeczywistości mieszana forma ustrojowa jest obecna w wielu ustrojach na całym świecie, ale jej istnienie często „ukrywa się” pod innymi nazwami. Epoka rewolucji i rozbiorów, epoka mas, formalnie wykluczyła arystokratów i monarchów z udziału w rządach, przenosząc kompetencje dawnego Sejmu na jedną tylko jego izbę – izbę poselską.

No dobrze, ale – powie wątpiący czytelnik – przecież w staropolskich izbach poselskich zasiadało około 180 posłów, a delegatów na I KZD było 898. Jak można porównywać zgromadzenia tak nieporównywalne pod względem liczebności? Tam mieliśmy elitarną szlachtę – tu mamy społeczeństwo masowe. Co uzasadnia zestawienie tak różnych także pod względem składu społecznego ciał parlamentarnych? Odpowiedź brzmi: przede wszystkim ich „wolny” charakter. Jak wykażę w toku dalszej analizy, podobnie jak Sejm I RP, także i I KZD nad wyraz swobodnie podchodził do spraw proceduralnych. Prace obu tych instytucji organizowane były raczej przez swoisty rytuał parlamentarny i stopniowo wypracowywany zwyczaj. Istotnym argumentem za porównywaniem tego ciała do dawnej izby poselskiej jest również specyficzna ordynacja wyborcza. W każdym regionie była inna8, ale miała jedną wspólną cechę: nadawała delegatom wysoki mandat społecznego zaufania, gdyż wybierani byli kwalifikowaną bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy uprawnionych do głosowania9. Zasady te przynajmniej teoretycznie stawiają autorytet delegatów bardzo wysoko10, zbliżają go do statusu części posłów w staropolskiej izbie poselskiej (wybieranych jednogłośnie), a w większości przypadków nawet przewyższając, gdyż poza kilkoma wspomnianymi wyjątkami sejmiki co prawda dążyły do jednogłośnego wyboru, ale w razie niezgody wybierały posłów zwykłą większością głosów11. W dodatku wybory sejmikowe odbywały się przy rozmaitej, w każdym razie niezbyt wysokiej frekwencji12, choć uczestnicy sejmiku zapewne uzbrojeni byli w opinię nieobecnych krewniaków, sąsiadów i znajomych. Autorytet delegatów na I KZD podwyższała ich równość: w przytłaczającej większości reprezentowali oni bowiem okręgi liczące sobie 10 tys. osób13. Autorytet delegatów wzmacniało i to, że choć wybierano ich w głosowaniu tajnym, jednak kontrolę nad jego przebiegiem sprawowali zgromadzeni na walnych zebraniach wyborcy. Jest to sytuacja nieporównanie lepsza, niż w przypadku całodniowych wyborów, kontrolowanych przez partyjne komisje wyborcze, które w lokalnych ośrodkach mogą się dopuszczać fałszerstw. Wprawdzie na walnym zebraniu może dojść do zaburzeń (jak wiemy sejmiki nie zawsze były wzorem kultury politycznej), utrudniających lub uniemożliwiających wybory, ale bez wątpienia nie ma lepszego sposobu kontroli, niż obecność wszystkich głosujących podczas głosowania.

Jest jeszcze i jeden niepośledni powód dla którego można porównywać I KZD i staropolską izbę poselską: publicznie wygłoszona z mównicy świadomość (wprawdzie dość ułomna), że istnieje jakaś osobliwa nić ciągłości między tamtą, wolną Rzecząpospolitą a NSZZ „Solidarność”. „My jesteśmy tym największym parlamentem demokratycznym” – stwierdził 10 września Patrycjusz Kosmowski – „Polska w przeszłych wiekach miała te tradycje demokratyczne i wybierała sobie te silne, operatywne władze”14. Trudno powiedzieć co dokładnie miał na myśli mówca, ale w przypadku wystąpienia Marka Janasa 9 września nie ma wątpliwości, że Janas w sensie negatywnym oceniał demokrację solidarnościową jako demokrację podobną do sarmackiej (sprawę szerzej omawiam w punkcie instrukcje wyborcze)15. A to jest sprawa której bagatelizować nie wolno.

Dla historyków XX wieku Zjazd „Solidarności” jest epizodem, wydarzeniem incydentalnym. W sensie ustrojowym Zjazd nic tu do historyka XX wieku „nie mówi”, co najwyżej sprawia wrażenie „dziecięcego etapu demokracji”, ewentualnie demokracji rewolucyjnej (choć pokojowej), po której oczywiście „musi” narodzić się „demokracja” partyjna typu zachodniego. Moim zdaniem to fałszywy determinizm, zwłaszcza, że z uważnej analizy stenogramów wynika wniosek, iż „metasarmackie” instytucje Solidarności zostały przez I turę zjazdu podtrzymane i rozszerzone. Piszę „metasarmackie” w nawiązaniu do używanego przez orientalistów określenia „metakonfucjanizm” (meta-confucianism lub neo-confucianism) w odniesieniu do obecnych cywilizacji Chin, Japonii i innych krajów będących od wieków w kulturalnej orbicie Państwa Środka. Tak, jeśli umiemy spojrzeć na świat z lotu orła, a nie kuricy, wówczas termin „metasarmatyzm” nie wyda się nam terminem naciąganym.

Ale najważniejsze jest to, że do mnie – jako historyka XVII wieku i zarazem demokraty – Zjazd „mówi” bardzo wiele. Polska boryka się od ponad dwustu lat z dramatycznym brakiem ciągłości prawno-zwyczajowej, bardzo przydatnej dla normalnego funkcjonowania. Nie chodzi tu o to, aby naginać fakty i tworzyć sztuczne zestawienia, ale o to, aby uczciwym demokratom czytelnie i w sposób zrozumiały zaprezentować systemowe działanie ustroju demokratycznego – przebieg I KZD jest doskonałym materiałem szkoleniowym w tym względzie.

Metoda badawcza. Zrezygnowałem świadomie z wątku działań służby bezpieczeństwa podczas I KZD (poza sprawami bezspornymi, jak sprawa TW „Bolek”16, „Święty”17, „Grażyna”18). Znacznie ciekawsze jest dla mnie działanie ustroju, ewentualnie na tle intryg politycznych, niż działania manipulacyjne w ramach takiej czy innej operacji „Zamulanie”. Takiemu „zamulaniu” bowiem poddawane były i są demokratyczne zebrania wielu krajów niemal od czasów starożytnych aż po czasy obecne, nie one jednak decydują o rozwoju i upadku państw i narodów. Decydujące są najczęściej reguły ustrojowe i niekorzystne zmiany ustroju. Natomiast dla nauki cennym wkładem byłoby, gdyby znawcy zagadnień „teczkowych” ocenili, na ile prawidłowo oceniłem postawy delegatów i wydarzenia na Zjeździe. Trudno jest bowiem zewnętrznemu obserwatorowi odróżnić postawy rzeczywiste od ich imitacji, a zjawiska spontaniczne – od „legendowania” agentury. Wykazanie np na ile naiwny jestem w swoich wnioskach mogłoby ujawnić cenne wskazówki, pomocne przy badaniu innych znanych źródeł dotyczących parlamentaryzmu, co do których nie dysponujemy żadną wiedzą o manipulacjach służb specjalnych. Odwrotnie też – gdyby się okazało, że moje wnioski są w zasadzie zbieżne z ustaleniami badaczy dziejów agentury – można by stworzyć „intuicyjną” metodę badawczą badania agentury na podstawie niepełnej bazy źródłowej (np w ogóle bez materiałów wytworzonych przez służby specjalne).

Stosowałem w zasadzie dwie metody interpretowania wydarzeń:

  • okiem „nieuzbrojonym”, to znaczy badając po prostu własne odczuwanie, własne emocje wobec wystąpień i wydarzeń na Zjeździe. Takie spojrzenie może być swego rodzaju symulacją spojrzenia na zjazd okiem jego uczestnika – czy to delegata, czy to dziennikarza z loży prasowej lub innego obserwatora. Korzystam tu z własnego doświadczenia parlamentarnego19 i wyrywkowej obserwacji obrad Sejmu III RP;

  • okiem „uzbrojonym”, to znaczy przyjmując założenie, że Zjazd reprezentował zmodernizowaną i ulepszoną wersję parlamentaryzmu staropolskiego. Założenie to wynikało ze znajomości źródeł staropolskich i opracowań naukowych, ale przede wszystkim wynikło z samej lektury stenogramu zjazdowego.

2 Władysław Łoziński, Prawem i lewem. Obyczaje na Czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII wieku, Wyd. Iskry, Warszawa 2005.

3Por. Władysław Smoleński, Szkoły historyczne w Polsce, Wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1952.

4I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność”. Stenogramy. T. 1 – 1 tura, wyd. Stowarzyszenie Archiwum Solidarności i Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2011. Dalej cytuję jako I KZD 1. Niektóre nagrania zjazdowe są także dostępne na stronie http://www.wszechnica.solidarnosc.org.pl/?page_id=1528.

5I KZD 1, s. 51.

6Po raz pierwszy wyraziłem tę opinię jeszcze w czasie studiów na seminarium prof. Marcina Kuli. Grupa studentów pod kierunkiem Profesora analizowała wtedy stenogramy posiedzeń Krajowej komisji Porozumiewawczej. Efektem pracy było wydawnictwo pt. Solidarność w ruchu 1980-1981, wyd. Niezależna Oficyna Wydawnicza NOWA, Warszawa 2000, s. 145-147, (dalej cytowana jako Solidarność w ruchu). Moją opinię poparła wtedy zdecydowana większość uczestników seminarium.

7Teoretykami tego ustroju w starożytności byli m. in. Polibiusz i Cyceron.

8Przypomina to sytuację panującą do tej pory w Stanach Zjednoczonych Ameryki; każdy stan ma tam odrębną ordynację wyborczą. W Pierwszej Rzeczypospolitej wyborów posłów dokonywały walne zgromadzenia wyborców (sejmiki przedsejmowe) również działające według lokalnych zwyczajów.

9I KZD 1, s. 18. Co ciekawe statut Związku nie określał jaką większością delegaci mają być wybierani. Decyzję o tym podjęła autonomicznie Krajowa Komisja Wyborcza na podstawie instrukcyjnej uchwały KKP pt. Wzorcowa ordynacja wyborcza z 28.10.1980 r. W skład komisji wchodzili Antoni Kopaczewski, Andrzej Cierniewski, Stanisław Chojecki, Andrzej Celiński (a potem w jego miejsce Krzysztof Seniuta) oraz stali członkowie oddelegowani przez zarządy największych regionów i niestali członkowie mniejszych MKZ-ów, w tym MKZ-u o oryginalnej nazwie Konfederacja Tarnobrzeska (por. Sprawozdanie Krajowej Komisji Wyborczej z dn. 31.08.1981 r., dostępne na stronie http://dlibra.karta.org.pl/dlibra.)

10 Szczegółowa analiza zasad ordynacji wyborczych poszczególnych regionów, jak i frekwencji, pomogłaby ustalić jaką faktycznie liczbą głosów delegaci byli wybierani. Wolno domniemywać, że wyborów dokonywano w okręgach jednomandatowych, na ogół w dwóch turach, i że prawie każdy delegat uzyskiwał minimum 2500+1 głos, gdyż przyjęto zasadę iż jeden mandat przypada na 10 000 wyborców, a wyborów dokonuje się w obecności co najmniej połowy uprawnionych do głosowania. W przypadku „ogona” – grupy wyborców mniejszej niż 10 000 – przyznawano regionowi dodatkowy jeden mandat. Takich delegatów nie mogło być jednak więcej, niż kilkudziesięciu. Podejrzewam, że w praktyce delegaci otrzymywali zwłaszcza w II turze o wiele więcej głosów, niż 2500+1, zwłaszcza przy wysokiej frekwencji, która z pewnością nie należała do rzadkości.

11Wojciech Kriegseisen, Sejmiki Rzeczypospolitej szlacheckiej w XVII i XVIII wieku, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 1991, s. 60 (dalej cytuję jako Kriegseisen Sejmiki); Izabela Lewandowska-Malec, Sejm walny koronny Rzeczypospolitej Obojga Narodów i jego dorobek ustawodawczy (1587-1632), wyd. Księgarnia Akademicka, Kraków 2009, s. 143 (dalej cytuję jako Malec Sejm). Edward Opaliński, Sejm srebrnego wieku 1587-1652. Między głosowaniem większościowym a liberum veto, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2001, s. 35-38 (dalej cytuję jako Opaliński Sejm).

12Por. np Andrzej B. Zakrzewski, Sejmiki Wielkiego Księstwa Litewskiego XVI-XVIII w. Ustrój i funkcjonowanie: sejmik trocki, Wyd. LIBER, Warszawa 2000, s. 50-54; Jolanta Choińska-Mika, Sejmiki mazowieckie w dobie Wazów, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 1998, s. 48-51; Opaliński Sejm, s. 31-33.

13Por. przypis 10.

14I KZD 1, s. 783.

15I KZD 1, s. 618, 631, 662-663. Wypowiedzi Janasa i jego działania świadczą wyraźnie o tym, że rozumiał on systemowe działanie instytucji czasów sarmackich i traktował je poważnie. Podobne opinie wygłaszał później Jerzy Stępień (por. Andrzej Sulima-Kamiński, wystąpienie w: Polska na tle Europy XVI-XVII wieku. Konferencja Muzeum Historii Polski Warszawa 23-24 października 2006, Warszawa 2007, s. 28, dalej cytowana jako Polska na tle Europy). Na marginesie można wspomnieć, że również SB złośliwie określała I KZD jako „sejmik”, co kilka lat temu ujawnił Sławomir Cenckiewicz (por. I KZD 1, s. 48 przyp. 88). Określenie to można jednak traktować wyłącznie jako lekceważący epitet, gdyż nawet z sejmikiem generalnym z czasów I RP Zjazd nie miał wiele wspólnego.

16Sławomir Cenckiewcz, Piotr Gontarczyk, SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii, wyd. Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2008.

17Tajny współpracownik „Święty”: dokumenty archiwalne sprawy Mariana Jurczyka, Wyd. Arwil, Warszawa 2005.

18Był nim Eligiusz Naszkowski. Opracowań nie podaję, gdyż sprawa jest powszechnie znana i nie jest to temat niniejszego artykułu.

19W latach 1996-1998 byłem posłem Instytutu Historycznego UW do uniwersyteckiego parlamentu studentów. Obserwowałem wówczas od środka wiele systemowych zjawisk ustroju demokratycznego w stadium jego legistyczno-proceduralnej degeneracji.

Część Pierwsza – Zasada zgody

W tej części zastanawiam się, jak to się stało, że w XX-wiecznej instytucji, jaką był I KZD narodziła się XVI-wieczna zasada zgody. Poruszone tematy: prawa regionów, instrukcje wyborcze, pierwsze precedensy, przewodniczący zjazdu, liczenie głosów, jawne głosowania, regulamin obrad.

Prawa regionów. Otwórzmy stenogramy I KZD na stronie 68. Widzimy tam schemat przedstawiający rozmieszczenie delegatów i mikrofonów na sali obrad. Delegaci posadzeni są według miejsc swojego wyboru. W każdym sektorze siedzi jedna lub więcej delegacji regionalnych. Czy tak dzisiaj rozmieszczeni są posłowie w Sejmie II czy III RP? NIE! Na Sejmie II i III RP posłowie zasiadają według przynależności partyjno-klubowej. Natomiast posłowie izby poselskiej Pierwszej Rzeczypospolitej siedzieli według terytoriów, które reprezentowali1.

Mogłoby się wydawać, że terytorialne rozmieszczenie delegatów na I KZD wynika z natury zjazdów organizacji pozarządowych – łatwiej jest delegatów zorganizować w grupy, bo łatwiej wtedy zorganizować budżet, transport, wydawać posiłki, materiały zjazdowe; trudno zaś te same czynności logistyczne robić dla klubów ogólnokrajowych, bo to wymagałoby powołania już stałego zaplecza logistycznego itp. To prawda, ale w tym wypadku wynikało to z czegoś innego, a mianowicie ze statutowo zapisanych „praw regionów”. Tymczasowa naczelna władza związku – Krajowa Komisja Porozumiewawcza – składała się (po licznych komasacjach) z przewodniczących 38 regionalnych MKZ-ów (międzyzakładowych komitetów założycielskich). Zazwyczaj na zjazdy KKP wraz z przewodniczącymi MKZ-ów przyjeżdżały liczne grupy działaczy z różnych regionów. Pilnie broniono praw poszczególnych MKZ-ów do samostanowienia. Gdy w kwietniu 1981 roku na zjeździe KKP podjęta została próba „odgórnego” skomasowania mniejszych regionów w większe, rozległy się gorące protesty, które nie ucichły przez kolejne miesiące2. Bo przecież to nie był „niezależny samorządny związek zawodowy”, ale „niezależne samorządne związki zawodowe”, czyli swego rodzaju federacja lub unia związków regionalnych. A więc posadzenie delegatów I KZD według przynależności regionalnej było ściśle związane z rozwojem struktury związku3 i bezsprzecznie może być porównywane z terytorialnym rozmieszczeniem w izbie poselskiej reprezentacji poszczególnych sejmików. Warto zaznaczyć, że w izbie poselskiej za Jagiellonów obowiązywała zasada zgody posłów ziem, która dopiero później przerodziła się w zasadę zgody wszystkich posłów4.

Istnienie „praw regionów” w sposób istotny utrudniało działanie w Związku oficjalnym „partiom politycznym”. Uniemożliwiało też „domyślną” dominację większości nad mniejszością. Podczas debaty statutowej 7 września Henryk Bąk zwrócił uwagę, że zasada proporcjonalnej (uzależnionej od liczby członków) reprezentacji regionów w komisji krajowej może mieć zastosowanie tam, „gdzie są jakieś rywalizujące ze sobą grupy. Natomiast związek nasz na pewno nie zawiera rywalizujących ze sobą grup. I regiony mają przede wszystkim współdziałać harmonijnie i dlatego też przy zasadzie proporcjonalności wydaje mi się, że byłyby nieco pokrzywdzone słabsze regiony”5. W tej wypowiedzi ujawnia się kolejny sekret ustrojowy Pierwszej Solidarności: równouprawnienie regionów mniejszych i większych wymuszało dążenie do zgody i konsensusu. Ale – jak wiadomo – regiony silniejsze liczebnie cieszyły się większym autorytetem i ciągnęły za sobą mniejsze. Tę szczególną cechę ustrojową można porównać do autorytetu reprezentacji „górnych województw” (krakowskiego, sandomierskiego, poznańskiego, kaliskiego i wileńskiego) w staropolskiej izbie poselskiej. Różnica polegała na tym, że autorytet „województw górnych” wynikał nie z ich liczebności (jak w epoce mas), ale z długotrwałej tradycji6.

Prawa regionów gwarantował, jak wspomniałem, statut Związku. Paragraf 18 pkt. 5 stanowił, że uchwały o zmianie statutu i o likwidacji związku stają się prawomocne z chwilą ich zatwierdzenia przez co najmniej połowę zarządów regionalnych, grupujących nie mniej niż połowę członków związku7. Nie było to dosłownie odesłanie do decyzji „sejmików”8, ale na tym przykładzie widzimy jaką pozycją ustrojową regiony dysponowały. Były one traktowane jako „członkowie-założyciele” związku o znaczeniu równorzędnym. Równouprawnienia regionów bronił Jan Brodzki9 i wielu innych. Podczas głosowań nad poprawkami do statutu Włodzimierz Blajerski zwrócił uwagę, że Związek funkcjonował na zasadzie federacyjnej. W związku z proponowanymi poprawkami do statutu mówca obawiał się, że związek zmierza „do układu centralizacyjnego, takiego, jaki ma Biuro Polityczne i Komitet Centralny rządzącej partii”10.

Instrukcje wyborcze dla delegatów. Z prawami regionów ściśle wiążą się pełnomocnictwa i instrukcje wyborców dla delegatów. I tak na przykład tenże Włodzimierz Blajerski poddał w wątpliwość prawo Karola Modzelewskiego do reprezentowania organizacji zakładowych Dolnego Sląska11. Władysław Biernat oświadczył, że reprezentuje stanowisko swoich wyborców z regionu12; Stanisław Alot referował natomiast stanowisko delegatów regionu rzeszowskiego13. Zjawisko to obserwujemy w wielu innych wystąpieniach. Ze szczególną mocą widzimy to 8 września, gdy trzy regiony zbuntowały się przeciw działaniom prezydium, a w uzasadnieniu oświadczenia czytamy, że jeśli ich żądania nie zostaną uwzględnione, „nie będziemy mieli z czym wracać do naszych wyborców”14. Gdy 8 września jeden z delegatów zaproponował, aby uchwalić wstępną wersję tez programowych Związku, uzasadniono to tym, „abyśmy mogli rozpocząć dyskusję programową w regionach między turami zjazdu i uwzględnić opinię rzesz członkowskich”15. Inny delegat narzekał: „nie mogę wrócić do swoich wyborców z kilkoma hasłami, że wspólnie z Lechem Wałęsą zbudujemy drugą Japonię”16.

Sprawa jest tym ciekawsza, że 9 września Marek Janas zgłosił poprawkę do paragrafu 11 podpunkt 3 statutu, mówiącego, że „Członek związku ma prawo uczestniczyć w ustalaniu instrukcji dla wybranych delegatów”. Janas proponował, aby odejść od „systemu instrukcji sejmikowych”, bo ten system „odrzuciła Konstytucja 3 maja”. Apelował, by nie nie tworzyć podstaw do wiązania delegatom rąk i przymuszania do „ślepego” głosowania zgodnie z instrukcją. Nowe brzmienie artykułu miało brzmieć: „członek związku ma prawo uczestniczyć w ustalaniu zaleceń dla wybranych delegatów”17. Poprawkę tę delegaci włączyli do zestawu poprawek poddanych pod głosowanie18, a następnie przegłosowali19. Świadczy to o świadomości roli precedensów w tworzeniu „solidarnościowego” prawa oraz o silnym zakorzenieniu umysłów w historii. Nie oznaczało to jednak całkowitego zerwania z systemem instrukcji; zmieniono bowiem tylko ich nazwę, aby nie kojarzyły się z instrukcjami sejmikowymi20, które w II połowie XVII wieku coraz częściej były dla posłów obligatoryjne. Warto tu wspomnieć, że mimo licznych zaklinań, przysiąg, nadawania ograniczonych pełnomocnictw (limitata potestas) instrukcje sejmikowe jeszcze w pierwszej połowie XVII wieku nie ograniczały możliwości konsensusu i nigdy nie były dostatecznym pretekstem do rozerwania Sejmu21. Były one jednak istotnym zabezpieczeniem przed narodzinami systemu partyjnego.

Pierwsze precedensy: zasada zgody. Przejdźmy do analizy stenogramów I KZD na stronie 77. Za stołem prezydialnym tymczasowo prowadzi obrady Marek Janas – przewodniczący Komisji Zjazdowej. Przeprowadza on en bloc głosowanie nad składem siedemnastoosobowego prezydium Zjazdu (każdy sektor zjazdowy ma mieć jednego członka prezydium). W pierwszej chwili Janas chce, aby delegaci liczący głosy w sektorach policzyli wyniki głosowania, ale po chwili orientuje się, że przytłaczająca większość jest „za”, więc oświadcza: „Ponieważ jest znaczna większość >za<, rozumiem, że wybraliśmy prezydium obrad”. Nie odzywają się żadne protesty przeciw tej tak wolnej „procedurze” głosowania. W rezultacie powstaje precedens, który utrzymuje się do końca pierwszej tury Zjazdu. I znów – czytelnik ma prawo zwrócić uwagę, że podobną procedurę stosuje się na wielu walnych zebraniach organizacji pozarządowych. To prawda, ale takiej procedury wyboru prezydium nie ma w Sejmie III RP. Tu głosy liczy maszyna licząca. Nie liczy się ich „na oko”. A tymczasem Janas – niczym w angielskim parlamencie – podaje wynik według oceny wzrokowej.

A co oznacza głosowanie en bloc? Wybór nie jest efektem otwartej konkurencji, lecz zawartego konsensusu. A w dodatku wybór dokonany jest przy zaledwie 10 głosach przeciwnych. Musimy mieć świadomość, że wszystko to razem jest swego rodzaju modernizacją staropolskiej definicji jednogłośności tak jak ją rozumiano przed pierwszym liberum veto w 1652 roku. Chodziło nie o jednogłośność idealną (jednomyślność). Jeśli w ostatnim czytaniu ustawa nie wywoływała sprzeciwów, uznawano ją za przyjętą. Sprzeciw musiał być albo merytorycznie uzasadniony albo poparty przez liczącą się grupę posłów, np reprezentację ważnej w hierarchii reprezentacji terytorialnej22. Pod słowem en bloc „kryje się” więc staropolska zasada zgody. Dążenie do jednogłośności było wyraźne przez cały okres trwania I tury Zjazdu23, a podjęta nachalnie próba „przykrycia czapkami” przeciwników doprowadziła do kryzysu parlamentarnego i buntu wobec przewodniczącego Zjazdu Tadeusza Syryjczyka24.

Dokonując wyboru en bloc całego zespołu prezydialnego, Zjazd de facto jednogłośnie wybrał kolektywnego marszałka obrad. Dlaczego kolektywnego? Oczywiste było, że jedna osoba nie podoła przewodniczeniu tak licznemu zgromadzeniu, a co więcej jego wybór i konkurencja kandydatów już na wstępie mogły wywołać niedobre emocje i zarzuty o manipulowanie obradami. Staropolska izba poselska nie znała instytucji wicemarszałka25; niewiele też wiadomo o instytucji prezydium26. A więc kompromis wokół osoby marszałka był niesłychanie ważnym rytuałem parlamentarnym. Teoretycznie dążono do tego, aby kierujący obradami był wybrany zgodnie; w praktyce często przeprowadzano głosowanie, które post factum bywało uznawane za sondażowe, gdyż kontrkandydaci wybranego marszałka „odstępowali” mu swoje głosy, aby wytworzyć atmosferę zgody i zaufania. W zasadzie jednak marszałek nosił na sobie niepodzielny autorytet całej izby poselskiej27. Ale gdy w izbie poselskiej panowała niezgoda, powstawał z tego powodu czasem kilkudniowy impas. I Krajowy Zjazd Delegatów zręcznie ominął tę rafę. Zasadę głosowania en bloc (czyli zgodnie) utrzymano również przy wyborze Komisji Mandatowo-Wyborczej28 oraz komisji do głosowań tajnych29 (wybranej zresztą niepotrzebnie, gdyż żadne głosowanie tajne podczas I tury Zjazdu się nie odbyło!). En bloc (zgodnie) wybrano także komisję uchwał i wniosków. Stało się tak na wniosek jednego z delegatów, który podkreślił, że „regiony najlepiej wiedzą kogo do tej komisji wytypować”30. Mimo, że 5 września większość delegatów opowiadała się w ogóle przeciwko powołaniu komisji programowej, wyborów tych 6 września dokonano, en bloc (zgodnie) akceptując cały skład komisji31. En bloc (zgodnie) wybrano również komisję statutową32. Co prawda początkowo nie było pewne czy delegaci zgodzą się na głosowanie en bloc, gdyż ocena wzrokowa nie wykazała wyraźnego wyniku i trzeba było liczyć głosy, przez co ujawniono istniejące podziały (346 głosów opowiedziało się za głosowaniem en bloc, 248 było przeciwnych, a 79 się wstrzymało)33. Sprawy statutu wiązały się ściśle z rozpoczynającą się kampanią wyborczą na przewodniczącego Związku. Tym bardziej należy więc docenić, że mimo wszystko tę ważną komisję wybrano zgodnie.

Nie ulega wątpliwości, że demonstracyjna zgoda delegatów podczas pierwszych dni obrad podyktowana była względami propagandowymi. Zjazdowi przyglądał się bowiem reprezentant wroga – Stanisław Ciosek, a także liczne grono reżimowych dziennikarzy oraz przedstawiciele związków zawodowych świata zachodniego. A więc Związek na zewnątrz – podobnie jak Pierwsza Rzeczpospolita – maskował wewnętrzne podziały. Bez wątpienia uniknięto w ten sposób sporów personalnych na samym początku Zjazdu i nadano mu odpowiedni rozpęd. Potem sprawy nieco się skomplikowały.

Przewodniczący Zjazdu i jego zastępca; trójki prowadzące. Kolejnym istotnym precedensem był wybór przewodniczącego Zjazdu. Po zgodnym wyborze prezydium, z jego składu zgłoszono dwóch kandydatów na przewodniczących, starając się zaspokoić ambicje obu zgłoszonych kandydatów. Gdy w głosowaniu jawnym większością 2/3 głosów przewodniczącym został Tadeusz Syryjczyk, a konkurent – Stanisław Kocjan – uzyskał 1/3 głosów, członek komisji zjazdowej Tadeusz Matuszyk ogłosił: „zastępcą w takim razie przewodniczącego będzie pan Stanisław Kocjan”34. Rozwiązanie to miało znaczenie precedensowe, gdyż nie uchwalono wówczas jeszcze regulaminu obrad. Tym sposobem przezornie zabezpieczono dzieło Zjazdu na wypadek buntu delegatów wobec przewodniczącego obrad. I jak się okaże nie była to troska bezpodstawna35.

Warto tu także wspomnieć o jeszcze jednym istotnym ulepszeniu: prowadzeniu obrad tak licznego zgromadzenia nie podołałoby dwóch przewodniczących, których obowiązki były zresztą znacznie szersze niż tylko porządkowanie obrad, toteż powołano trzyosobowe rotacyjne zespoły prowadzących spośród prezydium36. Trzeciego dnia obrad prezydium ustaliło, że zespoły te nie mogą prowadzić obrad dłużej niż 1,5 godziny, co pozwoli uniknąć znużenia i konfliktów z delegatami37.

Liczenie głosów: ocena wzrokowa a zliczanie głosów. Prowadzący w pierwszej kolejności Antoni Fijałkowski podtrzymał zwyczaj oceny wzrokowej jako podstawowy sposób obliczania wyników głosowania, co znacząco usprawniło przebieg obrad tak licznego i zarazem tak rozgadanego zgromadzenia. W gruncie rzeczy przetransponowano w ten sposób reguły wiecu strajkowego (a więc demokracji bezpośredniej) na reguły obrad parlamentarnych, odpowiednio je modyfikując. Fijałkowski stwierdził bowiem: „proponujemy następujące rozwiązanie: wyniki głosowania ustala Prezydium Komisji Skrutacyjnej na podstawie oceny wzrokowej. Musi być jednoznaczna decyzja Prezydium Komisji Skrutacyjnej (…). Dopiero w chwili powstania wątpliwości jakiejkolwiek z ich strony, będzie zarządzone zliczanie w sektorach”38. Wniosek ten poddał pod głosowanie, a wynik ocenił również na zasadzie oceny wzrokowej. Tym sposobem zręcznie zalegalizowano i uporządkowano pożyteczny dla sprawności obrad usus, choć nie było to rozwiązanie całkiem bezpieczne; komisja skrutacyjna mogła bowiem oceniać wynik głosowania niezgodnie ze stanem faktycznym i chyba skorzystała z tej prerogatywy przy okazji obalania przewodniczącego Tadeusza Syryjczyka39.

Interesująco przedstawia się również sprawa głosowań nad poprawkami do statutu 9 września. Cechą charakterystyczną tych głosowań było, że liczono wyłącznie głosy „za”40. Jeśli było ich minimum 449 (większość kwalifikowana), nie pytano ani „kto jest przeciw”, ani „kto się wstrzymał”. Ten trick niewątpliwie sprzyjał budowaniu atmosfery jedności. Mniejszość nie czuła się upokorzona i obnażona.

Zasada zgody a głosowania jawne. Zauważmy tu ex silentio jeszcze pewien aspekt praktyczny. Delegaci siedzieli w sektorach ustawionych jeden obok drugiego. Krzesła były ustawione na jednym poziomie. Głosowano prawie nad każdą sprawą, bez ustanku, na ogół w trybie zwykłej większości głosów. Siedząc w krzesłach na tym samym poziomie delegaci nie mogli zbyt precyzyjnie widzieć kto za czym głosuje, chyba że ktoś wstał i rozglądał się po sali lub jakaś reprezentacja regionalna zajmowała jednogłośne stanowisko albo jeśli wynik oceny wzrokowej nie był jednoznaczny i trzeba było liczyć głosy. Na siedząco żaden delegat nie mógł ocenić wzrokowo wyników wielu głosowań i był to dodatkowy czynnik chroniący całe zgromadzenie przed cyrkowo-sportowymi emocjami związanymi z upokarzaniem przegranych przeciwników, tak bardzo żenującymi w Sejmie III RP. Delegaci na ogół „nie wiedzieli” jaką i „czyją” większością podejmują uchwały. Ale doskonale widzieli, gdy od czasu do czasu las rąk oznaczał podjęcie uchwały niemal jednogłośnie. To z początku podtrzymywało atmosferę zgody.

Po kilku dniach obrad delegaci zorientowali się już kto jak głosuje, a debata statutowa ujawniła podziały personalne. Stąd też pojawiła się inicjatywa wprowadzenia głosowań tajnych, jednak nie znalazła ona powszechnego uznania41; wszystko miało się odbywać przy otwartej kurtynie, jak w czasach staropolskich42. Wobec otwarcia kampanii wyborczej Tadeusz Syryjczyk jawnie popierał decyzje większościowej koalicji. Doprowadziło to do kryzysu, który opisuję w punkcie oskarżenia o manipulacje.

Regulamin obrad: celebracja wolności. Staropolska izba poselska działała w zasadzie bez regulaminu, bardziej na zasadzie „obyczaju regulaminowego”, choć na niektórych sejmach taki regulamin doraźnie uchwalano43. I KZD taki uchwalił regulamin i stosował go zgodnie z zasadami metasarmackiego ustroju. Pierwszego dnia obrad Stanisław Kocjan ogłosił, że chętni do wypowiedzi w sprawie konkretnych punktów porządku obrad zgłaszają się na piśmie do sekretariatu Zjazdu, z podaniem nazwiska, imienia, numeru mandatu i regionu oraz którego punktu obrad względnie tematu sprawa ma dotyczyć44. Kocjan poprosił także, aby treść wystąpień mówionych była w formie pisemnej zgłaszana do sekretariatu Zjazdu, co umożliwi ich dokładne zaprotokołowanie45. Nie przyjmowano wniosków anonimowych46.

Właściwa dyskusja nad regulaminem odbyła się 5 września wieczorem. Rozpatrywano go nie w całości, ale rozdział po rozdziale, dopuszczano i przegłosowywano poprawki47. Na skutek rosnącego znużenia delegatów, sala zaczęła pustoszeć. Świadczyło to również o tym, że regulamin obrad nie jest dla delegatów sprawą najważniejszą. Prowadzący obrady Jerzy Buzek spotkał się z objawami buntu. Stanisław Łakomy zwrócił uwagę, że delegaci „żywcem śpią” bo jechali całą noc pociągiem i „jutro od nowa będziemy przerabiać, co dzisiaj robimy, bo pan przewodniczący tam jedzie jak elektrycznym pociągiem i nikt się nie zdąży nawet zastanowić, czy to jest dobre, czy niedobre”48. Inny delegat zarzucił prezydium, że chce delegatów doprowadzić do krańcowego wyczerpania i zażądał określenia czasu trwania poszczególnych obrad: „nie można paść na nos pierwszego czy drugiego dnia obrad i później wszystkiego głosować automatycznie, byle prędzej”49. Te reakcje delegatów żywo przypominają podobne reakcje posłów staropolskich, którzy zazwyczaj unikali obradowania po zmierzchu, obawiając się manipulacji50. 6 września Tadeusz Syryjczyk zadeklarował, że w miarę możliwości prezydium będzie unikać obrad dłuższych niż 10 godzin51.

Co więcej, delegaci obalili regułę umożliwiającą odebranie delegatowi głosu. Maciej Jankowski zaproponował, aby delegat, który przekroczy ustalony czas wypowiedzi, miał prawo mówić dalej jeśli delegaci się na to zgodzą (padł też wniosek, który rodzi podejrzenia o prowokację, mianowicie aby delegat miał prawo mówić dalej, jeśli pozostali dyskutanci się na to zgodzą)52. Buzek bez głosowania przyjął zasadę zgody pozostałych delegatów na przedłużanie wystąpień, których czas minął53. O regule tej przypomniał delegatom 7 września prowadzący Lesław Buczkowski54. Wprowadzono też jej odwrotność: podczas debaty programowej 6 września Jerzy Milewski zaproponował, aby „nie ograniczać formalnie, natomiast wprowadzić zwyczaj że jeśli gremium uważa, że jest za długo, to będziemy podnosili mandaty i nimi kiwali”. Syryjczyk skontrował, że „nie jest to najbardziej demokratyczny obyczaj przerywania wystąpień, bo jak ktoś akurat mówi gorzej, to mu przerywają wtedy wcześniej po prostu, bez względu na treść”55. Ale zwyczaj „kiwania mandatami” zaproponowany przez Milewskiego się utrzymał w głosowaniu 6 września, większością 314 delegatów przeciw 22556, a sam twórca zwyczaju skrócił swoje wystąpienie 7 września na widok podniesionych mandatów57 i z całą pewnością wiemy, że zwyczaj był dalej kontynuowany58. Z jednym tylko wyjątkiem – gdy na mocy decyzji większości dopuszczono do głosu Jana Olszewskiego i część delegatów próbowała odebrać mu głos poprzez podnoszenie mandatów, prowadzący Kocjan oświadczył: „przypomnijmy sobie elementarną zasadę demokracji, która mówi, że wolę większości należy szanować. Eksperta poprosiliśmy do głosu w wyniku głosowania i jest to wola większości, więc mandatów w górze ja nie zauważam”59. 8 września Janusz Pałubicki sam poprosił delegatów, aby podnosili mandaty, gdyby odczytany przez niego pewien tekst był nużący, z czego delegaci ochoczo skorzystali60. Nie ulega wątpliwości, że stworzono nowoczesną formę spontanicznego głosowania. Reguła ta zarówno w trybie zgody Jankowskiego, jak i w trybie niezgody Milewskiego jest swoistym ulepszeniem występującej w staropolskiej izbie poselskiej zasady, że marszałek poselski udziela głosu, ale nie ma prawa go odebrać; poseł może mówić dopóki nie zostanie „zakrzyczany” przez znudzoną lub oburzoną większość, ale też większość może go utrzymać przy głosie w razie próby zagłuszania przez mniejszość61.

W sprawach wniosków formalnych delegaci wykazali się czujną nieufnością. Z jednej strony obawiano się, że zgłaszanie wniosków na piśmie umożliwi prezydium przetrzymywanie wniosków i niepoddawanie ich pod głosowanie. Sugerowano, aby wnioski formalne zgłaszać do mikrofonu (w każdym sektorze ustawiony był jeden mikrofon). Z drugiej strony obawiano się zgłaszania wniosków formalnych w nieskończoność. Dopuszczono zgłaszanie wniosków formalnych zarówno na piśmie jak i przez mikrofon62, ale zasada ta 6 września była kwestionowana przez Waldemara Bana, który stwierdził, że „wpadliśmy w straszną matnię”63. Obawiano się obstrukcji parlamentarnej w postaci zgłaszania niezliczonej ilości wniosków formalnych. Antoni Fijałkowski zaproponował, aby wnioski merytoryczne sekretariat Zjazdu przekazywał do komisji wnioskowej, która będzie je przygotowywać w pewien pakiet i zgłaszać zbiorczo. Pozwoliłoby to na uniknięcie rozkładu obrad. Natomiast wnioski formalne zgłaszano by dopiero po konsultacji z szefem reprezentacji regionalnej, a prezydium uwzględniałoby je tylko na podstawie „parafy” tegoż szefa. Wniosek Fijałkowskiego został przyjęty64. Próba obalenia tej zasady (jako niezgodnej z regulaminem obrad) nie powiodła się, gdyż uchwała zjazdu miała z regulaminem równorzędny charakter65. Argumenty Krzysztofa Jagielskiego za tym, aby nie zmieniać regulaminu tylnymi drzwiami66 były raczej demonstracją bezsiły wobec huraganu wolności67.

Problemy z regulaminem obrad były zresztą wynikiem nazbyt „ambitnego” prowadzenia obrad w dniu 5 września przez Jerzego Buzka, w wyniku czego doszło do omyłkowego przegłosowania zapisów niezgodnych ze statutem. Czesław Kujszczyk zgłosił wniosek o zamknięcie dyskusji nad rozdziałem IV regulaminu, bo „pan dusi, dusi, no i jeszcze pan wydusi następną godzinę czasu”68. Stanisław Krukowski zakwestionował zapis regulaminu, stanowiący iż zmiana uchwały podjętej przez zjazd wymaga 2/3 głosów, gdyż był on sprzeczny ze statutem69. Inny delegat oskarżył Buzka o to, że „zajeżdża zebranie. Nie można robić takiego tempa (…). Nie takie tempo, jest 22:36”70. Wniosek o zakończenie obrad zgłosił między innymi Jan Jędrzejewski, bo „nie wymusimy na chama pewnych rzeczy, które pan chce przeprowadzić”71. Mimo to prezydium próbowało realizować z góry narzucony program. Wreszcie Krzysztof Szeglowski stwierdził: „Szanowne Prezydium (…) cały czas próbujecie manipulować salą (…). Był wniosek formalny o zakończenie obrad. Proszę poddać ten wniosek pod głosowanie”. Na koniec zaś Stanisław Krukowski po raz drugi zwrócił uwagę, że w regulaminie znalazł się zapis sprzeczny ze statutem72. Zdesperowany tym Jerzy Buzek przeprowadził głosowanie i obrady zostały 5 września zakończone. Nazajutrz zaś za radą ekspertów obalono wspomniany zapis że zmiany uchwał dokonuje się większością 2/3 delegatów73. Oczywistym jest, że było to kolejne wzmocnienie wolności debaty, bowiem na tej zasadzie można było zmienić każdą podjętą wcześniej uchwałę – i jak pokazały dalsze obrady – z możliwości tej skwapliwie korzystano, co przywodzi na myśl czasy staropolskie. Mało tego, 8 września przegłosowano zasadę, że podczas drugiego czytania uchwały, obok referenta z komisji uchwał i wniosków może się pojawić osoba, która brała udział w pracy i ma odmienne zdanie na temat tekstu uchwały74.

Chcę tu wspomnieć o jeszcze jednym ważnym zwyczaju regulaminowym, by pokazać zasadniczą różnicę między I KZD a izbą poselską. Otóż delegaci robili przerwy na posiłki, co bez wątpienia nieco dezorganizowało obrady. W stenogramach często czytamy o wezwaniach do powrotu na salę z przerwy obiadowej i o tym, że wielu delegatów chętniej przebywa w kuluarach, niż na sali obrad. Trzeba powiedzieć, że posłowie staropolscy byli pod tym względem nieporównanie bardziej zdyscyplinowani. Obradowano od świtu do zmierzchu bez przerw na posiłki, a w razie konieczności obradowano też w nocy75, choć bardzo tego nie lubiano. Obradowanie bez jedzenia to proceder, odkryty również na I KZD, ale dopiero ostatniego dnia obrad, gdy na wikt i opierunek nie starczyło już środków. Zdaje się, że głód znacząco przyśpieszył obrady, ale i poprawił działanie umysłów, gdyż wygłodzeni delegaci uważniej czytali projekty uchwał i wychwycili liczne błędy i braki.

1Stefania Ochmann-Staniszewska, Zdzisław Staniszewski, Sejm Rzeczypospolitej za panowania Jana Kazimierza Wazy. Prawo-doktryna-praktyka, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2000, t. 2, s. 68-70. Dalej cytuję jako Ochmann Sejm.

2Solidarność w ruchu, s. 24-28.

3Prawa regionów podkreślano zresztą na każdym kroku. Por. chociażby I KZD 1, s. 158, 175, 183, 221 i 234 (sprawa wniosków formalnych)

4Wacław Uruszczak, In Polonia lex est rex. Niektóre cechy ustroju Rzeczypospolitej w XVI-XVII w., w: Polska na tle Europy, s. 20.

5I KZD 1, s. 333.

6Kriegseisen Sejmiki, s. 27; Opaliński Sejm s. 29; Przemysław Paradowski, W obliczu „nagłych potrzeb” Rzeczypospolitej. Sejmy ekstraordynaryjne za panowania Władysława IV Wazy, wyd. Adam Marszałek, Toruń 2005, s. 128-129 (dalej cytuję jako Paradowski W obliczu).

7I KZD 1, s. 335, 971.

😯 sejmikach posejmowych oraz generalnych i ich roli ustrojowej czytaj w Opaliński Sejm s. 40-48, 64, 103-105.

9I KZD 1, s. 335.

10I KZD 1, s. 674.

11I KZD 1, s. 338-339.

12I KZD 1, s. 340.

13I KZD 1, s. 345.

14I KZD 1, s. 461.

15I KZD 1, s. 489.

16I KZD 1, s. 491. Nota bene próbowano instrukcje poselskie pisać posłom na sejm PRL, por. Solidarność w ruchu s. 84-85.

17I KZD 1, s. 618.

18I KZD 1, s. 631.

19I KZD 1, s. 662-663.

20O instrukcjach i ich stosowaniu przed 1652 rokiem czytaj Malec Sejm, s. 143-153.

21Opaliński Sejm s. 159-161 (także s. 38-39); Malec Sejm, s. 150-153.

22Opaliński Sejm, s. 162-166; Malec Sejm s. 477, 482-488, 534-535.

23„Uważam, że zjazd powinien przegłosować niemalże jednomyślnie…” (Patrycjusz Kosmowski, I KZD 1, s. 141).

24I KZD 1, s. 769.

25Ochmann Sejm, t. 2, s. 303-307; Malec Sejm s. 233.

26Marszałkowi pomagali niekiedy dobrani przez niego doświadczeni parlamentarzyści, ale zdarzało się, że marszałek korzystał tylko z pomocy własnego pachołka, por. Malec Sejm s. 168.

27O roli marszałka i trybie jego wyboru czytaj w Opaliński Sejm s. 124-139; Paradowski W obliczu s. 97-105.

28I KZD 1, s. 87-89.

29I KZD 1, s. 683 i 738.

30I KZD 1, s. 158.

31I KZD 1, s. 273.

32I KZD 1, s. 218.

33I KZD 1, s. 218.

34I KZD 1, s. 84.

35I KZD 1, s. 769.

36I KZD 1, s. 84.

37I KZD 1, s. 308.

38I KZD 1, s. 85-86.

39I KZD 1, s. 766-769.

40I KZD 1, s. 603 (wyjaśnienie Stanisława Kocjana).

41I KZD 1, s. 602, 734, 790, 876.

42Malec Sejm, s. 232.

43Opaliński Sejm s. 147-150.

44 I KZD 1, s. 101.

45 I KZD 1, s. 103-104, por. I KZD 1, s. 85.

46 I KZD 1, s. 159.

47 I KZD 1, s. 161-189.

48 I KZD 1, s. 172.

49 I KZD 1, s. 173.

50O nocnych konkluzjach czytaj Opaliński Sejm s. 224, 235.

51 I KZD 1, s. 221.

52 I KZD 1, s. 175

53 I KZD 1, s. 175. Natomiast wniosek w sprawie zgody pozostałych dyskutantów został obalony w głosowaniu, por. I KZD 1, s. 184.

54 I KZD 1, s. 347.

55 I KZD 1, s. 267-269.

56 I KZD 1, s. 277 i 281.

57 I KZD 1, s. 422.

58 I KZD 1, s. 277, 281, 428, 434, 565.

59 I KZD 1, s. 437.

60 I KZD 1, s. 552.

61O rytuale zakrzykiwania patrz Opaliński Sejm s. 158, 164, 234; Malec Sejm, s. 481-483 (także s. 195-198).

62 I KZD 1, s. 182.

63 I KZD 1, s. 215.

64 I KZD 1, s. 221-222.

65 I KZD 1, s. 269.

66 I KZD 1, s. 280-281.

67 Nota bene tryb uchwalania poprawek do regulaminu obrad jako odrębnych uchwał przypominał troszkę amerykański tryb poprawek do ustaw przemycanych w innych ustawach. W Sejmie III RP jest to rzeczą zupełnie nie do pomyślenia, choć podobno zdarzało się to czasem za sprawą posłów PSL, natomiast w Sejmie I RP zdarzało się właściwie nagminnie, gdyż nikt nie panował nad ogólną konstrukcją prawa (brak ustawy zasadniczej).

68 I KZD 1, s. 185.

69 I KZD 1, s. 187.

70 I KZD 1, s. 192.

71 I KZD 1, s. 193.

72 I KZD 1, s. 195.

73 I KZD 1, s. 209.

74 I KZD 1, s. 540.

75Opaliński Sejm s. 154.

Część Druga: podejmowanie decyzji

W tej części analizuję sposób dochodzenia do decyzji. Definiuję pojęcie wolnej debaty, rekonstruuję porządek obrad wszystkich dni zjazdu, ujawniam zjawisko „konkluzji sejmowej”, opisuję przebieg i znaczenie głosowań wstępnych w procesie decyzyjnym.

Porządek obrad i wolna debata. Porządek obrad jest świętością proceduralnej „demokracji” III RP. W czasach staropolskich porządek obrad sensu stricto nie istniał, choć obrady toczyły się według pewnego ramowego porządku wypracowanego przez tradycję. Pominę tu relacje między posłami a królem i senatem, gdyż to do tematu nie należy. Omawiam wyłącznie rytuał parlamentarny w izbie poselskiej, gdzie toczono wolną debatę.

Wolny charakter tej debaty polegał na tym, że obradowano na ogół jawnie i w zasadzie nie było zwyczaju narzucania sztywnego porządku obrad, miał on charakter ruchomy. Niekiedy uchwalano, że poszczególne dni sejmowania będą poświęcone poszczególnym sprawom (np soboty – sprawom prywatnym). Częściej jednak rozpoczynano debatę od zgłaszania różnorakich spraw do załatwienia1 i jednocześnie toczono nad tymi sprawami wstępną, sondażową dyskusję (w efekcie toczono kilka debat jednocześnie, co jednak nikomu nie przeszkadzało). Do uświęconego zwyczaju należało aby w sprawach ogólnopaństwowych nie zgłaszać na tym etapie wstępnych projektów ustaw, gdyż mogłoby to obrazić pozostałych posłów2. Tak bowiem rozumiano hasło „nic o nas bez nas”: w założeniu ustawy miały się narodzić w ogniu wolnej i nieskrępowanej dyskusji, bez narzucania przez mniejszość jakichkolwiek gotowych rozwiązań na samym początku. Dopiero po wstępnej debacie sprawę oddawano do wstępnej redakcji marszałkowi poselskiemu lub wybranym do tego celu deputatom3 (choć nie zawsze chętnie, bo z zasady debatowano in gremio, czyli plenarnie). Wstępny projekt ustawy poddawano znów pod dyskusję, w wyniku której miał powstać projekt poselski, prezentowany następnie królowi i senatorom podczas ostatnich dni Sejmu, czyli tzw. Konkluzji sejmowej. A więc poselski projekt ustawy musiał być poddany rytuałowi „ucierania”, musiał niejako stać się własnością wspólną. Było to ważne zabezpieczenie przed instytucjonalizacją partyjności. Poprzez wolność debaty umacniało się też poczucie wspólnoty w realizowaniu obywatelskiego patriotyzmu.

Oczywiście poszczególne grupy nacisku dysponowały gotowymi tekstami ustaw, które niekiedy „podtykano” sejmującym stanom na konkluzji dosłownie w ostatniej chwili i w wielkim zamieszaniu; nierzadko były to ustawy bardzo ważne. A jednak zwyczaj wolnego debatowania możemy traktować za ważny i traktowany z całą powagą rytuał legitymizujący działania wszystkich uczestników sejmowania przed wyborcami. Wolna debata właściwie angażowała emocje i dawała realne uczestnictwo w podejmowaniu jeśli nie wszystkich, to przynajmniej części decyzji. Wolna debata umożliwiała też wyczerpanie wszelkich możliwych argumentów i tricków parlamentarnych w konkretnych sprawach. Jednym słowem była to droga do tworzenia takiego prawa, które jest akceptowane przez wszystkich i przez to ma rangę sakralną. Zgodzie patronował Duch Święty, Sejm rozpoczynano mszą do Ducha Świętego4. Jak to czytelnie wyraził biskup płocki Stanisław łubieński w 1629 r.: „przy zgodzie wszytkich przy zniesieniu do jedności wszytkiej Rzptej rad pożytecznych, bywa assistentia Ducha Świętego, i czego rozumy ludzkie w priwatnych discursach dokazać nie mogą, zgromadzona wespół wszytka Rzpta potrafi to”5.

Przyjrzyjmy się teraz ruchomemu porządkowi obrad I KZD. 5 września w punkcie „pozdrowienia dla zjazdu” Stanisław Kocjan nieoczekiwanie dopuścił do głosu Mirosława Krupińskiego, który zreferował napiętą sytuację w Olsztyńskich Zakładach Graficznych w Olsztynie. Uchwalono uchwałę w tej sprawie. Oburzony Władysław Frasyniuk złożył protest przeciwko prowadzeniu zjazdu bez przyjęcia porządku obrad (miał na myśli porządek obrad wg rozumienia XX-wiecznego). Kocjan wyjaśnił, że uchwalenie porządku obrad jest przewidziane w tymczasowym porządku obrad w punkcie dziewiątym, ale pojawił się wniosek, aby jak najszybciej wybrać rzecznika prasowego Zjazdu i wobec tego Kocjan przeprowadził w głosowaniu ten wniosek oraz wniosek o uchwalenie porządku obrad6. Do 19:00 trwały jednak ciągle kolejne wystąpienia gości i pozdrowienia dla Zjazdu. Obrady wznowiono po kolacji i większością 502 głosów wybrano rzecznikiem Zjazdu Janusza Onyszkiewicza. Następnie zakazano udziału w zjeździe pracownikom reżimowej telewizji, przyjęto porządek obrad oraz en bloc (zgodnie) wybrano komisję uchwał i wniosków. Stało się tak na wniosek jednego z delegatów, który podkreślił, że „regiony najlepiej wiedzą kogo do tej komisji wytypować”7. Zwraca uwagę fakt, że działano bez pośpiechu, jakby w myśl znanego polskiego powiedzenia, że tylko chamy się śpieszą.

6 września wybrano komisję statutową, rozstrzygnięto wątpliwości odnośnie regulaminu obrad, wysłuchano przedstawiciela austriackich związków zawodowych i uchwalono kilka uchwał.

7 września (3 dnia zjazdu) stało się jasne, że Zjazd może się znacznie przedłużyć i nikt nie umiał przewidzieć daty jego zakończenia. Nie zdołano przeprowadzić ani debaty statutowej ani całej debaty programowej. Syryjczyk zaproponował, aby przerwać debatę programową i zająć się poprawkami do statutu. Poparli go Jerzy Zieleński i Jan Brodzki; przeciwnego zdania byli Jerzy Łysiak i Karol Modzelewski. Brodzki argumentował, że Zjazd prędzej upora się ze zmianami w statucie, niż z opracowaniem programu. Narzekał na to, że przeciwnik manipuluje zjazdem, podrzucając mu sprawy bieżące i uniemożliwiając realizację porządku obrad. Argumenty te trafiły na podatny grunt. Większość delegatów opowiedziała się za debatą statutową8. Nie oznaczało to jednak odstąpienia od wolności debaty, bo wkrótce na chwilę znów przerwano debatę statutową i uchwalono treść telegramu do Papieża, jak się zdaje niemal jednogłośnie9. Powrócono znów do debaty, którą jednak po pewnym czasie przerwano, aby odczytać list od instruktorów Kręgu Instruktorów Harcerskich im. Andrzeja Małkowskiego (KIHAM), ogłoszenie przewodniczących regionalnych grup delegatów oraz oświadczenie Społecznego Komitetu Budowy Pomników Ofiar Grudnia 1970 roku10. Powrócono do ciągnącej się bez końca debaty statutowej. Jerzy Pilecki zgłosił wniosek o rozpoczęcie dyskusji nad kolejnymi problemami, uporządkowanymi według listy pytań, przygotowanej przez komisję statutową. Dyskusja – zdaniem Pileckiego – każdorazowo powinna kończyć się głosowaniem. Wniosek przegłosowano11. I znów: niby odstąpiono od toczącej się spontanicznie wolnej debaty, ale niezupełnie, gdyż prowadzący Lesław Buczkowski zinterpretował wynik głosowania tak, że obowiązuje ono dopiero po przerwie, aby uszanować delegatów, którzy na nowy tryb obradowania nie byli przygotowani. Zniecierpliwiony tym Roman Kloc wnioskował, aby natychmiast przystąpić do głosowań, jednak delegaci postanowili dalej słuchać wystąpień12. Ponownie ten sam delegat zgłosił wniosek o zamknięcie listy zgłoszeń do dyskusji, co delegaci poparli13. Jako krótki przerywnik Lesław Buczkowski odczytał teleks od Jerzego Urbana, informujący, że cenzura wydała zgodę na doraźne zwiększenie nakładu „Tygodnika Solidarność” na czas trwania Zjazdu14. Po kilku następnych wystąpieniach już miano zarządzić przerwę, ale najpierw przegłosowano porządek obrad po przerwie: dyskusja wraz z głosowaniem według punktów proponowanych przez komisję statutową15. Następnie podjęto nieoczekiwanie dyskusję nad dwoma projektami uchwał w sprawie samorządu16. Dyskusję nad projektami toczono również po przerwie, ale wobec niedostarczenia delegatom tekstu projektów w formie pisemnej, mimo wniosków o czytanie projektów i natychmiastowe głosowanie, większością głosów postanowiono sprawą zająć się nazajutrz17. Potem przedstawiono również nagle kilka projektów uchwał, ale zaprotestował Ryszard Bugaj, argumentując, że to nie są sprawy priorytetowe i mogą się nimi zająć statutowe władze związku po wyborach18. Tym razem nie pomogło odwoływanie się do autorytetu regionu Mazowsze, bydgoskiego i łódzkiego, które popierały projekt uchwały w sprawie powołania zespołu ds. środków społecznej komunikacji; prowadzący Benedykt Nowak wymusił kontynuowanie debaty statutowej19. Debatę więc kontynuowano, ale w dalszym ciągu w trybie zupełnie wolnym, nie odnosząc się do pytań zredagowanych przez komisję statutową, na co zwrócił uwagę prowadzący Antoni Fijałkowski20. Delegaci pro forma zastosowali się do tej wskazówki, kontynuując jednak przede wszystkim sprawę organizacji władz naczelnych Związku i praw regionów. Czesław Jezierski uważał, że powinno się po kolei dyskutować nad punktami ankiety przygotowanej przez komisję statutową i od razu głosować. Fijałkowski wyjaśnił, że wypowiedzi dyskutantów mają być uszeregowane według punktów ankiety; nikt nie wnioskował o każdorazowe głosowanie. Wobec tego Jezierski przemawiał w trybie wolnym, podobnie czynili kolejni mówcy, konsekwentnie ignorując ankietowe pytania komisji statutowej21. Do ankiety tej odnosili się jednak kolejni trzej mówcy; następni jednak – Krzysztof Rajpert i Bronisław Lachowicz – powrócili znów do trybu wolnego22. Potem rozpoczęto czytanie pierwszego pytania ankietowego, ale ponieważ prezydium uznało, że komisja statutowa nie jest do tego należycie przygotowana, przegłosowano aby sprawą zająć się po kolacji23. Powołano osobny zespół programowy „Związek a środki masowej komunikacji”. Otwarto spontaniczną dyskusję w sprawie zespołów problemowych komisji programowej24. Janusz Onyszkiewicz zreferował echa Zjazdu w krajowych massmediach. Po przerwie zgłoszono wniosek, aby obrady zjazdu toczyły się w godzinach 9-13 i 15-19 i ich przedłużenie wymagało za każdym razem zgody delegatów. Wniosek ten odrzucono25. Andrzej Cierniewski poprosił o przegłosowanie wniosku Krajowej Komisji Wyborczej o ważności wyborów delegatów na Zjazd. Mimo protestów (bo wniosek przedłożono dopiero trzeciego dnia obrad!), delegaci zatwierdzili wybory jako ważne26. Jerzy Milewski zaprezentował proponowany tryb pracy komisji programowej27. Następnie odbyły się głosowania wstępne w sprawie zmian w statucie (patrz rozdział głosowania wstępne). Gdy podczas dyskusji nad jednym z pytań jeden z delegatów postawił wniosek o przejście do głosowania, prowadzący Stanisław Kocjan powiedział: „bardzo mi pan pomógł, dziękuję. Ja jako prowadzący nie mogę tego wniosku przedłożyć”28. Jak zatem widzimy porządek obrad nie był narzucany i trzymano się ciągle zasady wolnej debaty. Po zakończeniu głosowań wstępnych minutę przed 22:00 zgłoszony został wniosek o zakończenia obrad ze względu na znużenie delegatów. Większością głosów zdecydowano obrady zakończyć.

8 września nastąpiła pierwsza faza buntu delegatów przeciwko prezydium. W wyniku tego buntu Tadeusz Syryjczyk postanowił zmienić porządek obrad i zająć się sprawami uchwał, które „wszyscy już uznali za ważne”29. Był to projekt uchwały zgłoszony przez delegatów Dolnego Śląska w sprawie nadrzędnych i doraźnych celów Związku oraz projekt uchwały w sprawie działań prokuratury dotyczących prowokacji bydgoskiej. Kolejne uchwały dotyczyły represji dla członków Związku w radiu i telewizji, prób wyłączenia pracowników cywilnych MON i MSW oraz pracowników mianowanych administracji z możliwości zrzeszania się w Związku oraz projektu powołania funduszu inwalidzkiego. Następnie Karol Modzelewski i Mieczysław Gil upomnieli się o uchwalenie uchwały o samorządzie pracowniczym. Ponownie zmieniono porządek obrad, odczytano projekt i otwarto dyskusję. Zjazd Krajowy podjął uchwałę w tej sprawie30. Otwarto dyskusję w sprawie przygotowania wstępnych tez programowych. Buzek proponował, by zobowiązano komisję programową do przedstawienia przed zakończeniem pierwszej tury wstępnej wersji tez programowych, ale delegaci Dolnego Śląska zamiast tego forsowali swój projekt wspomnianej uchwały w sprawie nadrzędnych i doraźnych celów Związku, co wywoływało liczne kontrowersje, gdyż w uchwale tej sformułowano postulaty, których Solidarność nie była w stanie spełnić (m. in. zagwarantowanie ludności dostaw węgla). Generalnie inicjatywa uchwałodawcza regionu dolnośląskiego nie została dobrze przyjęta przez delegatów, a jej uchwalenie „wymęczono” dosłownie w ostatnich minutach pierwszej tury Zjazdu. Jacek Bukowski stwierdził na przykład, że „dokument tego typu musi być napisany niesłychanie zręcznie (…). W związku z tym apeluję o rozważne napisanie tego dokumentu i nieforsowanie jednej platformy”. Ostatecznie Frasyniuk w imieniu Dolnego Śląska zrzekł się „praw autorskich” do projektowanego tekstu uchwały i przekazał ją do komisji uchwał i wniosków dla dalszego opracowania31. Następnie nieoczekiwanie przewodniczący tejże komisji Tadeusz Matuszyk przedstawił projekty dwóch „posłań” zjazdu: pierwsze było adresowane do „narodów, parlamentów i rządów świata”, a drugie do „ludzi pracy Europy Wschodniej”. Tekst już w trakcie czytania wywołał euforię (szerzej omawiam sprawę w punkcie Debata programowa i komisja programowa).

Po obiedzie prowadzący Antoni Fijałkowski ujawnił, że odbyło się zapowiadane spotkanie prezydium z przewodniczącymi regionalnych grup delegatów. Dokonano reformy nie tyle procedowania, ile doraźnej reformy ruchomego porządku obrad. Przyjęto, że priorytetowe w porządku obrad są sprawy związane ze statutem, tak więc jeśli komisja statutowa będzie miała gotowe opracowania, wówczas Zjazd będzie głosował. Wnioski merytoryczne podzielono również według ważności. Wnioski typu nagłego lub awaryjnego (prowokowane przez zjawiska zewnętrzne), będą kierowane bezpośrednio do komisji wnioskowej. Komisja wnioskowa będzie zgłaszała propozycję uchwały w dotychczasowym trybie, czyli będzie się odbywało pierwsze czytanie. Nie będzie żadnej dyskusji, tylko osoby pragnące wnieść poprawki, będą wnosić je do komisji uchwał i wniosków. Wyznaczono 2-godzinny czas wnoszenia takich wniosków. Następnie odbywać się będzie drugie czytanie uchwały i przegłosowanie przez Zjazd. Wnioski dotyczące spraw programowych będą kierowane do komisji programowej jeśli należą do tej grupy wniosków, które można przenieść na drugą turę Zjazdu. Gdyby się okazało, że podstawowy temat obrad – czyli sprawy statutowe – nie mogą być wniesione pod obrady, będzie kontynuowana debata programowa. Delegaci zatwierdzili reformę32. Uchwalono kilka pomniejszych uchwał oraz wniosek formalny w brzmieniu „Przed czytaniem każdej propozycji uchwały należy przegłosować, czy w ogóle uchwała na dany temat jest potrzebna”33. Powrócono do debaty programowej: regiony prezentowały swoje stanowiska34. Uchwalono uchwałę w sprawie prowokacji bydgoskiej. Nieoczekiwanie Krzysztof Makowski z regionu pilskiego postawił wniosek o zmianę prowadzącego Lesława Buczkowskiego „ponieważ nie zna ustaleń, jakie myśmy podjęli wcześniej i wprowadza zamęt”, ale delegaci utrzymali Buczkowskiego przy prowadzeniu35; najwyraźniej powstała wśród nich determinacja w utrzymaniu obranego kursu obrad. Otwarto dyskusję nad projektem uchwały dolnośląskiej. Ze względu na liczne kontrowersję uchwałę skierowano do dalszej redakcji w doraźnie powołanej grupie redakcyjnej, w skład której wejść mieli delegaci proponujący różne jej warianty. Nad pracami grupy miała czuwać komisja uchwał i wniosków36. Uchwalono list do Polonii oraz uchwałę o wydawaniu zeszytów historycznych. Ujawniono zbiorowe autorstwo Posłania do narodów Europy Wschodniej37, odesłano do dalszej redakcji trzy projekty uchwał i powrócono do debaty programowej, którą podsumował Eligiusz Naszkowski (szerzej o tym patrz punkt debata programowa i komisja programowa). Przed wystąpieniem Naszkowskiego prowadzący Syryjczyk ostrzegł delegatów, że organizatorzy są przygotowani tylko na kontynuowanie obrad w dniu następnym i na nocleg po nim „i na tym koniec. Czyli ten ostatni dzień musielibyśmy obradować już w warunkach bardzo chędogich i [sic!] wieczór wyjeżdżać, bo noclegi nie są niestety, możliwe”38. Tym samym przed delegatami ukazała się niewesoła perspektywa konieczności szybkiej konkluzji. Sprawa marnych gospód dla posłów zaburzała obrady niejednego z sejmów staropolskich39, tak i teraz wzmogło to ogólną nerwowość, a niezręczne prowadzenie obrad przez Syryjczyka doprowadziło ostatniego dnia obrad do kryzysu parlamentarnego (patrz punkt oskarżenia o manipulacje).

9 września podjęto znów debatę nad zmianami w statucie. Henryk Bąk postulował, aby określić Związek jako „ruch społeczny” (w czym mieści się pojęcie związku zawodowego) grupujący ludzi pracy (a nie tylko „pracowników”). Lech Sobieszek domagał się, aby uwzględniono jego wniosek o tajne głosowanie w sprawie „czy wypowiadać się na temat polityczny”, ale wybuchła wrzawa i Tadeusz Syryjczyk zwrócił uwagę, że Zjazd wcześniej postanowił, aby w ogóle nie dyskutować nad tym tematem40. Następnie przeprowadzono serię głosowań nie tyle nad poprawkami do statutu, ale w ogóle na tym, czy poprawki wprowadzać pod głosowanie. Na wniosek Andrzeja Rozpłochowskiego zrezygnowano z głosowań wstępnych na rzecz głosowań właściwych. Odstąpiono od tej zasady przy omawianiu nader licznych poprawek do rozdziału IV statutu (władze naczelne). W trakcie obrad uchwalono, że prezydium rozpatruje wyłącznie takie poprawki i warianty, które zostały uprzednio odrzucone przez komisję statutową, a były złożone w terminie do godz. 20:00 dnia 6 września41. Podczas głosowań sondażowych zamknięto też listę dyskutantów nad rozdziałami V, VI, VII, VIII i IX statutu42. Wprowadzono pod głosowanie poprawkę w sprawie członkostwa w związku rolników indywidualnych. Padł wniosek dotyczący „szalonego zmęczenia delegatów” i przerwania obrad, by je kontynuować rano. Mimo to delegaci zdecydowali obradować dalej. Wybuchła awantura w sprawie nieuwzględnienia wniosku o tajność głosowania. Syryjczyk wyjaśnił, że głosowanie tajne może nastąpić nazajutrz, bo trzeba wydrukować karty do głosowania43. En bloc (zgodnie) powołano komisję skrutacyjną do głosowań tajnych44. Kontynuowano prezentację poprawek, gdy padł wniosek o zakończenie obrad, ale delegaci postanowili obradować dalej45. Po północy Antoni Fijałkowski powitał „w dniu dzisiejszym” i zauważył, że niektórym delegatom „powieki się zamykają, widać stąd. Dobudzać, dobudzać sąsiadów”46. Wkrótce potem zamknięto obrady.

Kolejny dzień obrad opisuję w punkcie konkluzja zjazdowa w części trzeciej.

Głosowania wstępne. Na zjeździe wypracowano rytuał specjalnych głosowań wstępnych (zwanych też „orientacyjnymi”47). Były one rozwinięciem innego ważnego zwyczaju, a więc poddawania pod głosowanie decyzji czy w ogóle warto nad czymś głosować. Jednak głosowania wstępne miały głębsze znaczenie rytualne. Dawały możliwość taktownego uświadomienia przeciwnikom, że nie powinni wchodzić w spory w sprawach, które wydają się przesądzone jeszcze przed właściwym głosowaniem. Jak to w praktyce wyglądało? Przyjrzyjmy się głosowaniom wstępnym w konkretnych przypadkach.

Debata statutowa część pierwsza – miała zostać otwarta głosowaniami wstępnymi nad przygotowanymi przez komisję statutową ośmioma głosowaniami sondażowymi, ale wcześniej otwarto dyskusję „nad ogólnymi pryncypiami statutu”, zawartymi w ośmiu pytaniach sondażowych48. W praktyce 7 września delegaci wikłali się w szczegółowe sprawy (szerzej patrz o tym debata statutowa w części czwartej). Wobec tego Jerzy Pilecki zgłosił wniosek o rozpoczęcie dyskusji nad kolejnymi problemami, uporządkowanymi według listy pytań, przygotowanej przez komisję statutową. Dyskusja – zdaniem Pileckiego – każdorazowo powinna kończyć się głosowaniem. Wniosek przegłosowano49, odstępując tym samym od toczącej się spontanicznie wolnej debaty, ale dopiero po przerwie, aby uszanować delegatów, którzy na nowy tryb obradowania nie byli przygotowani. Zniecierpliwiony tym Roman Kloc wnioskował, aby natychmiast przystąpić do głosowań, jednak delegaci postanowili dalej słuchać wystąpień50. Ponownie ten sam delegat zgłosił wniosek o zamknięcie listy zgłoszeń do dyskusji, co delegaci poparli51. Po długotrwałej debacie Antoni Fijałkowski zarządził czytanie pierwszego pytania ankietowego: „czy zachodzi konieczność rozdzielenia funkcji wykonawczych od uchwałodawczych na szczeblu władz krajowych”. Chodziło, naturalnie, o powołanie rady naczelnej52. Sprawę tę znów przerwano.

Do właściwych głosowań wstępnych doszło dopiero wieczorem 7 września. Pierwsze pytanie brzmiało: „czy zachodzi konieczność całościowej zmiany statutu?”. Sugerowano odpowiedzi: ”nie, należy dokonać wyłącznie koniecznych poprawek i uzupełnień” lub „tak”, przy czym ułożone były ona właśnie w takiej kolejności, co wydaje się zabiegiem celowym. W efekcie nieznany członek komisji skrutacyjnej dokonując oceny wzrokowej, popełnił lapsus: „zdecydowana większość głosów powiedziała >tak<, to znaczy >nie<”, czym wywołał wesołość delegatów. Drugie pytanie brzmiało: „Czy statut powinien uwzględniać szczegółowe zasady regionalizacji?”. Znowu pierwsza podpowiedź brzmiała „nie”, a druga „tak”. Większość delegatów sprzeciwiła się opisywaniu szczegółowych zasad regionalizacji w statucie. Kolejne pytanie – „czy należy w statucie wprowadzić szczebel pośredni pomiędzy organizacją zakładową a regionalną?” – zawierało podpowiedzi tym razem w odwrotnej kolejności: tak-nie. Zdecydowana większość delegatów wybrała odpowiedź „tak”, ale głosy były na tyle rozproszone po sali, że musiano je liczyć. Kazimierz Helebrandt zgłosił więc wniosek, aby wstrzymać się od liczenia głosów w przypadku, gdy werdykt jest na oko niejasny i uznać, że nad danym zagadnieniem trzeba dalej pracować, uwzględniając życzenia zainteresowanych stron, zarówno tych głosujących na „tak”, jak i na „nie”. Wniosek Helebrandta delegaci obalili53. Najwyraźniej rytualne głosowanie wstępne przypadło delegatom do gustu i uznali je za poręczną metodę procedowania.

Następne pytanie brzmiało: „czy należy wprowadzić zmiany w strukturze władz krajowych?”. Lider komisji statutowej Stanisław Krukowski uwikłał się w wyjaśnianie co oznacza to pytanie, co wywołało niemałe zamieszanie54. Mimo, że pierwszą sugerowaną odpowiedzią było „nie”, większość delegatów opowiedziała się za zmianami w strukturze władz krajowych. Przystąpiono więc do głosowania podpunktu 4a: „czy należy oddzielić władzę uchwałodawczą od wykonawczej?”. Prowadzący Stanisław Kocjan zarządził jednak wcześniej głosowanie nad dopuszczeniem do głosu Jana Olszewskiego. Na podstawie oceny wzrokowej ustalono, że delegaci są za, ale rozległy się okrzyki i gwizdy. Kocjan poprosił o powściągnięcie emocji. Olszewski przedstawił argumentację za powołaniem rady naczelnej, choć wielu delegatów podnoszeniem mandatów i złośliwymi oklaskami („wyklaskaniem”) próbowało odebrać mu głos. Karol Modzelewski nazwał wystąpienie Olszewskiego „agitacyjnym”, inni dwaj delegaci prosili, aby eksperci byli obiektywni, pomagali komisji statutowej, a nie dokształcali delegatów. Kolejne wystąpienia wyrażały konfuzję delegatów. Ryszard Kotarski, który sam siebie nazwał „zwykłym robolem”, był zdziwiony, że „do zjazdu nie przygotowano i nie ustosunkowano się, jakiegoś wspólnego stanowiska nie wyciągnięto. Ja w tej chwili nie wiem, za kim mam głosować – czy za grupą pana Modzelewskiego, czy pana profesora” (w rzeczywistości Olszewski jest mecenasem, co pokazuje skalę dezorientacji). Sugerował, aby się pozbyć ekspertów, bo robotnicy założyli Związek i sobie bez nich poradzą. Kontrował mu Stanisław Krukowski: „nasz związek powstając, założył sobie jako cel walkę o pluralizm poglądów między innymi i nie każda różnica poglądów to jest manipulowanie”. Jeden z delegatów podważył sens głosowania sondażowego, bo „większość delegatów chciałby mieć rozeznanie, który z poszczególnych wariantów, które z poszczególnych personalnych koncepcji reprezentuje.(…) Wnosiłbym (…) o taką redakcję, która by zrezygnowała ze sformułowań górnolotnych, stylistycznie doskonałych, bardzo inteligentnie i logicznie sformułowanych, ale po prostu niekomunikatywnych, nieczytelnych”. Wobec wniosku o dalsze czytanie pytań ankietowych, Kocjan poddał go pod głosowanie i powrócono do czytania. Ostatecznie większość delegatów sprzeciwiła się koncepcji oddzielania władzy wykonawczej od uchwałodawczej55. Kolejne pytanie brzmiało „czy istnieje konieczność powołania w statucie sądu związkowego?”. Pierwsza odpowiedź brzmiała „nie”, druga zaś „tak”. Zirytowany tym Ryszard Helak złożył wniosek, aby pytać zawsze w kolejności tak-nie. Inny delegat podważał kompetencje komisji. Andrzej Kozicki złożył wniosek o natychmiastowe głosowanie, w wyniku którego większość opowiedziała się w statucie za powołaniem sądu56. Szóste pytanie brzmiało: „Czy przewodniczący krajowej komisji powinien być wybierany bezpośrednio przez zjazd?”. Sugerowane odpowiedzi: najpierw „tak”, potem „nie”. Zdecydowana większość delegatów opowiedziała się za wyborem przewodniczącego przez zjazd57, co oznaczało właściwie otwarcie kampanii wyborczej. Pozostałe głosowania nie wywoływały już większych emocji.

Debata statutowa część druga. W drugiej części debaty statutowej 9 września kontynuowano głosowania wstępne, tym razem jednak nie nad pytaniami ankietowymi, lecz nad tym czy poddać pod głosowanie wnioski zgłaszane przez delegatów. Było ich tak wiele, że nie ma potrzeby wszystkich wymieniać. Faktem jest, że nie wszyscy delegaci do końca rozumieli sens „głosowania przed głosowaniem”58. Bez wątpienia głosowanie nad poprawkami przebiegłoby sprawniej, gdyby poprawki delegatów przegłosowywano na zebraniach komisji statutowej. Rzecz jednak w tym, że zgodnie z zasadami sarmackiej nieufności wobec ciał przedstawicielskich, komisja nie miała takich uprawnień i wszystkie pojedyńcze wnioski tak czy inaczej wracały na salę plenarną. W rezultacie postanowiono przejść natychmiast do właściwego głosowania59. Do trybu głosowania wstępnego powrócono przy prezentacji poprawek do rozdziału IV statutu (władz naczelne Związku)60. W wystąpieniach delegatów słyszymy obawę przed nadmierną centralizacją władzy i dominacją większych regionów nad mniejszymi. Wyraźnie zaznaczyła się też obawa przed wzmocnieniem prezydium kosztem komisji krajowej61. W wyniku serii głosowań przyjęto do dalszego rozpatrzenia wniosek Tomasza Szałeckiego, aby członkami prezydium komisji krajowej nie mogli być przewodniczący zarządów regionalnych; również wstępnie przyjęto, że przewodniczącego i dwóch zastępców ma wybierać Zjazd Krajowy62. Odrzucono pomysł wybierania części członków Komisji Krajowej na regionalnych walnych zebraniach delegatów63, a więc odrzucono uboższą wersję powołania rady naczelnej (szerzej o tym patrz punkt debata statutowa). Właściwe jednak starcie nastąpiło podczas głosowania nad czterema wariantami wyboru komisji krajowej. Ponieważ sprawa jest dość istotna, wymienię wszystkich pięć wariantów, wraz z wynikami wstępnego głosowania:

  1. „w skład komisji krajowej wchodzą: a) przewodniczący zarządów regionów, b) osoby wybrane przez zjazd krajowy spośród delegatów na ten zjazd. Każdy region ma z góry ustaloną liczbę miejsc w komisji. Liczbę tę ustala uchwała zjazdu proporcjonalnie do liczby członków związku w regionie. Głosuje się na listy cząstkowe” – 259 głosów;

  2. „komisję krajową wybiera w całości zjazd krajowy spośród delegatów na zjazd. Każdy region ma z góry ustaloną liczbę miejsc w komisji. Liczbę tę ustala uchwała zjazdu proporcjonalnie do liczby członków w regionie, z tym, że każdy region ma co najmniej jeden mandat. Głosuje się na listy cząstkowe” – 107 głosów;

  3. „krajową komisję wybiera w całości zjazd spośród delegatów na zjazd krajowy” – 38 głosów;

  4. „w skład komisji krajowej wchodzą: a) przewodniczący zarządów regionów, b) osoby wybrane przez walne zebrania delegatów regionu spośród delegatów regionu na zjazd. Liczbę osób wybieranych przez walne zebrania delegatów regionu ustala zjazd proporcjonalnie do liczby członków związku w regionie” – 257 głosów;

  5. krajową komisję wybierają walne zebrania delegatów regionów spośród delegatów regionu na zjazd. Liczbę osób wybieranych przez walne zebrania delegatów regionu ustala zjazd proporcjonalnie do liczby członków związku w regionie – 74 głosy64.

Jak widać głosowanie nie przyniosło jednoznacznego rozstrzygnięcia. Przystąpiono więc do głosowania nad wariantem pierwszym i czwartym, które uzyskały odpowiednio 403 i 361 głosów (żaden nie uzyskał kwalifikowanej większości). Stanisław Krukowski zapytał, czy wynik głosowania oznacza pozostanie przy wariancie statutowym. Syryjczyk odebrał mu głos i wyjaśnił, że pod głosowanie zostanie poddany wariant pierwszy, gdyż uzyskał najwięcej głosów. Gdyby jednak nie uzyskał kwalifikowanej większości, pozostaną w mocy zapisy statutowe65. Decyzja Syryjczyka stała się źródłem kryzysu parlamentarnego (omówionego w punkcie konkluzja zjazdowa). Przegłosowano, że przewodniczący regionów nie mogą być członkami prezydium komisji krajowej66. Niestety wielu delegatów nadal nie rozumiało o co chodziło z głosowaniami wstępnymi i – jak się wyraził Antoni Fijałkowski – na czym „cały dowcip polegał”. Wyjaśnił, że poprawki które uzyskały największą liczbę głosów, będą kierowane do ostatecznej redakcji. Jeśli uzyskają kwalifikowaną większość głosów, zostaną wprowadzone do statutu, jeśli nie – statut pozostanie niezmieniony67. Kontynuowano głosowania sondażowe, tym razem na temat zapisów o sposobie powoływania komisji rewizyjnej. Mimo, że poprawka uzyskała 475 głosów, a więc większość kwalifikowaną, nie uznano wyniku tego głosowania za ostateczne68. Kontynuowano głosowania sondażowe nad zapisami statutu dotyczącymi kadencji i sposobów zwoływania zjazdu krajowego i zjazdów regionalnych. Następnie Bogumił Gospodarek przedstawił propozycje komisji statutowej do rozdziału V i VI. Szczególne kontrowersje wywołał problem kto ma podejmować decyzję o strajku: komisja zakładowa czy prezydium zarządu regionu. Delegaci zdecydowanie opowiadali się za tym, aby ostateczną decyzję zawsze podejmowała załoga69. Pochopnie oddalono możliwość członkostwa członków zawodowych rolników indywidualnych w Związku, ale grupa delegatów zgłosiła wniosek o powrót do tej sprawy i zjazd powrócił do sprawy, po czym wstępnie dopuszczono możliwość członkostwa rolników indywidualnych70. Powrócono do prezentacji i wstępnego głosowania poprawek dotyczących sekcji branżowych. Przerwano to jednak w związku z awanturą w sprawie głosowań tajnych. Prezentowano następnie autopoprawki komisji statutowej do rozdziału V i kolejnych rozdziałów statutu.

Rytuał głosowań sondażowych okazał się nieskuteczny w ostatnim dniu obrad, kiedy to komisja statutowa uparła się, aby powrócić do kwestii związanych ze sposobem formułowania składu komisji krajowej (sprawę opisuję w punkcie oskarżenia o manipulacje). Okazało się, że metoda wstępnego wyłaniania jednego projektu, który uzyskał największą liczbę głosów, nie była zadowalająca dla delegatów. Większość ta była bowiem nieznaczna, a sprawa kontrowersyjna. Do ostatecznego głosowania dopuszczono więc dwa warianty71.

1Malec Sejm s. 194; Paradowski W obliczu s. 126-127.

2Malec Sejm s. 400, 459-465, 475. Bardziej tolerancyjnie podchodzono do projektów ustaw dotyczących spraw lokalnych.

3Malec Sejm, s. 198-199, 202-206, 235. Jedyną stałą komisją staropolskiego Sejmu była deputacja do słuchania liczby czyli komisja przed którą podskarbiowie składali sprawozdania finansowe. Często też powoływano deputacje ds. obrony, por. Opaliński Sejm s. 83, 151-152.

4Ochman Sejm, t. 2, s. 128-130; Malec Sejm, s. 170;

5Opaliński Sejm s. 194.

6 I KZD 1, s. 106-112.

7 I KZD 1, s. 158.

8 I KZD 1, s. 305-308.

9 I KZD 1, s. 332.

10 I KZD 1, s. 335-337.

11 I KZD 1, s. 349-350.

12 I KZD 1, s. 353-355.

13 I KZD 1, s. 359.

14 I KZD 1, s. 352.

15 I KZD 1, s. 367.

16 I KZD 1, s. 370.

17 I KZD 1, s. 370-379.

18 I KZD 1, s. 381.

19 I KZD 1, s. 384.

20 I KZD 1, s. 386.

21 I KZD 1, s. 388-393.

22 I KZD 1, s. 397-398.

23 I KZD 1, s. 410.

24 I KZD 1, s. 410.

25 I KZD 1, s. 418.

26 I KZD 1, s. 421.

27 I KZD 1, s. 422.

28 I KZD 1, s. 451.

29 I KZD 1, s. 461-462.

30 I KZD 1, s. 481.

31 I KZD 1, s. 506.

32 I KZD 1, s. 518.

33 I KZD 1, s. 524.

34 I KZD 1, s. 524-530.

35 I KZD 1, s. 560.

36 I KZD 1, s. 568.

37 I KZD 1, s. 573.

38 I KZD 1, s. 588.

39 Malec Sejm s. 85, 94-95, 107.

40 I KZD 1, s. 602.

41 I KZD 1, s. 691.

42 I KZD 1, s. 719.

43 I KZD 1, s. 734.

44 I KZD 1, s. 738.

45 I KZD 1, s. 749.

46 I KZD 1, s. 753.

47 I KZD 1, s. 305.

48 I KZD 1, s. 312

49 I KZD 1, s. 349-350.

50 I KZD 1, s. 353-355.

51 I KZD 1, s. 359.

52 I KZD 1, s. 399.

53 I KZD 1, s. 431.

54 I KZD 1, s. 432-435.

55 I KZD 1, s. 436-447.

56 I KZD 1, s. 451.

57 I KZD 1, s. 451.

58 I KZD 1, s. 639.

59 I KZD 1, s. 644.

60 I KZD 1, s. 686 – wyjaśnienie Jerzego Buzka.

61 I KZD 1, s. 670-681.

62 I KZD 1, s. 685-686.

63 I KZD 1, s. 690.

64 I KZD 1, s. 651 i 696.

65 I KZD 1, s. 697-698.

66 I KZD 1, s. 699 i 701. Ze względu na braki w nagraniu wyniki tych głosowań nie są do końca jasne.

67 I KZD 1, s. 702.

68 I KZD 1, s. 705.

69 I KZD 1, s. 712.

70 I KZD 1, s. 724-725.

71 I KZD 1, s. 775.

Część Trzecia – Gra parlamentarna i konkluzja zjazdowa

W części tej przedstawiam ścisły związek między sprawami personalnymi a procesem uchwalania zmian w statucie. Wyjaśniam zasady gry parlamentarnej i przyczyny kryzysu parlamentarnego podczas konkluzji zjazdowej oraz pokazuję sposób zażegnania kryzysu. Prezentuję debatę statutową jako pole rozgrywki między zwolennikami a przeciwnikami Lecha Wałęsy, oraz ideowymi centralistami i federacjonistami.

Stanowione prawo ma ścisły związek z toczącą się polityczną grą parlamentarną. Już pierwsze jawne głosowania personalne 5 września, w wyniku których wybrano na przewodniczącego I KZD Tadeusza Syryjczyka, zaś na rzecznika prasowego – Janusza Onyszkiewicza – miały charakter sondażowy. Wykazały one istnienie stabilnej koalicji ponad połowy delegatów (około 500 mandatów), skupionej wokół autorytetu Lecha Wałęsy i jego dotychczasowych współpracowników.

Otwartego starcia z opozycją, skupioną wokół dwóch liderów – Mariana Jurczyka i Andrzeja Gwiazdy – jednak ciągle unikano. Jak się zdaje, ani Wałęsa ani jego współpracownicy nie życzyli sobie jakiegokolwiek rozdwojenia Zjazdu, gdyż to znacznie obniżyłoby autorytet „wodza”, płynący z deklaratywnej zgody i mistycznej jedności delegatów posiadających mocny mandat społecznego zaufania. To jeden z wielu aspektów politycznego „metasarmatyzmu”. Umysł sarmacki i rozum solidarnościowy działały podobnie, zakładając, że tylko te decyzje personalne i uchwały mają rangę sakralną, które powstają na zasadzie zgody. Przeciwnicy Wałęsy również obawiali się rozdwojenia, gdyż chcieli przeprowadzić na Zjeździe szereg mniej lub bardziej antysowieckich uchwał, które miały ograniczyć Wałęsie swobodę manewru, utrudnić mu wszelkie konszachty z reżimem i poprzez jasne zdefiniowanie celów pośrednio ułatwić Związkowi obalenie rządów komunistycznych w Polsce. Z tych powodów jak ognia unikano ujawnienia podziałów i stronnictw kształtujących się wśród delegatów.

Bez wątpienia charakter sondażowy miało głosowanie nad statutowym kształtem naczelnych władz związku wieczorem 7 września (omawiam go niżej). W głosowaniu tym delegaci odrzucili projekt Jana Olszewskiego i Lecha Kaczyńskiego oddzielenia władzy uchwałodawczej od wykonawczej1. Trudno dokładnie ocenić co projektodawcy chcieli przez ten wniosek osiągnąć. Większość delegatów niejasno wyczuwała, że chodzi o osłabienie pozycji Wałęsy, ale wnioskodawcy nie potrafili przekonująco przedstawić swej argumentacji. Nie padły wprost ani oskarżenia pod adresem Wałęsy, ani też nie wyjaśniono na czym może polegać zagrożenie dla ustroju Związku. Moim zdaniem sprawa wyglądała następująco: wszystko wskazywało na to, że wyborów przewodniczącego dokona Zjazd Krajowy, cieszący się najwyższym w historii Polski autorytetem społecznym. W efekcie autorytet Zjazdu zostałby przelany na osobę przewodniczącego i to w sposób bezzwrotny. Ewentualna kompromitacja przewodniczącego mogłaby poważnie osłabić autorytet Związku i w ogóle sens istnienia instytucji demokratycznych. Co gorsza pomieszanie władzy wykonawczej (przewodniczący Związku, prezydium, przewodniczący regionów) z władzą uchwałodawczą (członkowie komisji krajowej wybierani przez Zjazd) mogłoby spowodować kompromitację całości naczelnych władz związku, które musiałyby utracić zaufanie. Ani Olszewski ani Kaczyński nie mogli o tym mówić otwarcie, gdyż zgodnie z zasadami solidarnościowego rozumu obawiali się wywołania rozłamu w związku.

Debata statutowa i komisja statutowa. 6 września powołano znowu en bloc (zgodnie) komisję statutową2. Co prawda początkowo nie było pewne czy delegaci zgodzą się na głosowanie en bloc, gdyż ocena wzrokowa nie wykazała wyraźnego wyniku i trzeba było liczyć głosy, przez co znów ujawniono istniejące podziały (346 głosów opowiedziało się za głosowaniem en bloc, 248 było przeciwnych, a 79 się wstrzymało)3. Jak wyraźnie stwierdził prowadzący obrady Antoni Fijałkowski, zadaniem komisji statutowej było jedynie „przetwarzać nasze propozycje”4. Zasada ograniczonego zaufania królowała zatem w pełni i jest to rzecz całkowicie zbieżna z postawą posłów staropolskich, którzy nad wyraz niechętnie przenosili swe uprawnienia na mniejsze ciała kolegialne, a komisje (tzw. deputacje) powoływali na czas określony5. Komisja statutowa wybrała ze swego grona prezydium. Prezydium zaprosiło także do konsultacji ekspertów: Wiesława Chrzanowskiego, Andrzeja Stelmachowskiego i Jana Olszewskiego6. Starano się ograniczyć zgłaszanie propozycji zmian statutu do 20:00 dnia 6 września7.

7 września rozpoczęto debatę statutową; wcześniej niż planowano i zamiast debaty programowej. Z wystąpienia Jana Brodzkiego można domniemywać, że niektórzy liderzy opinii – dostrzegając próby Służby Bezpieczeństwa rozbicia zjazdu – doszli do wniosku, iż należy skoncentrować się przede wszystkim na wzmocnieniu struktur związkowych8, a sprawy programowe rozpatrywać w warunkach niejakiego odprężenia i refleksji. Szczególnie, że duże emocje budziła kwestia dalszej „prezydentury” Wałęsy, należało więc ustalić jakim zakresem władzy miałby dysponować przewodniczący i jakie miałyby być organy kontroli. Jak się jednak okazało, otwarcie debaty statutowej bynajmniej nie przyśpieszyło działań, natomiast skutecznie rozpaliło przedwyborcze emocje.

W wystąpieniu Andrzeja Porawskiego ujawniony został pomysł Jana Olszewskiego powołania osobnej od komisji krajowej rady naczelnej9. Chodziło w zasadzie o to, aby oddzielić władzę uchwałodawczą od władzy wykonawczej, bowiem do tej pory komisja krajowa wyłaniała przewodniczącego i prezydium ze swego grona, co z kolei narażało ją na dominację prezydium nad całością Komisji Krajowej. Była to zresztą stara reguła ustrojowa obserwowana w wielu firmach czy fundacjach: rada nadzorcza wybiera zarząd, ale w rzeczywistości zarząd ma silniejszą pozycję, niż rada nadzorcza; podobnie rzecz wygląda z wyłanianiem rządu w systemie parlamentarno-gabinetowym. Tak więc w nowym projekcie Zjazd miał wybrać komisję krajową jako swego rodzaju „rząd”, zaś dawną komisję krajową przemianować na radę naczelną. Projektu rady naczelnej dość mętnie bronił Lech Kaczyński, argumentując, że „demokratyzacji państwa” można dokonać tylko na szczeblu centralnym, choć z drugiej strony siła związku opiera się na aktywności działaczy lokalnych. Proponował zatem, aby wyboru rady naczelnej dokonywać bez pośrednictwa Zjazdu Krajowego na walnych zebraniach delegatów regionalnych. W ten sposób najważniejszy organ związku byłby wybrany nie przez dziewięciuset delegatów na Zjazd Krajowy, ale kilkanaście tysięcy delegatów na zjazdy regionalne. Ale – jak dowiadujemy się w dalszej części jego wypowiedzi – istotnym celem reformy było ograniczenie dominacji prezydium Komisji Krajowej nad samą Komisją Krajową10. Argumentom Kaczyńskiego sprzeciwił się Piotr Wiekiera. Jego zdaniem skoro zjazd krajowy jest najwyższą władzą związku, to trudno przyjąć, aby organ uchwałodawczy, czyli radę naczelną, wybierały walne zebrania delegatów, które są władzą niższą od zjazdu. Wyraził obawę, że wybierana przez regiony rada naczelna byłaby trudna do kontroli przez Zjazd11. Waldemar Wesołowski niemal otwarcie poparł dotychczasowe rządy Wałęsy i zadeklarował, że przewodniczący powinien mieć taką władzę, jak prezydent USA lub Francji, bo dzięki silnej władzy można uniknąć wrogiej interwencji12. Walerian Domański z kolei sądził, że trudno jest delegatom zjazdowym dokonać wyboru najlepszego przewodniczącego, gdyż mogą zostać zmanipulowani przez mówców lepszych lub cieszących się sympatią prasy związkowej; lepiej, aby jego wyboru dokonywała rada naczelna lub zreorganizowana KKP13. Jerzy Kropiwnicki opowiadał się za wyborem przewodniczącego przez Zjazd, natomiast rada naczelna zachowuje nazwę komisji krajowej; jej skład określają regiony i komisja ta wybiera również prezydium14. Lech Dymarski postulował utworzenie „funkcyjnej części” komisji krajowej stale rezydującej w Gdańsku, w skład której nie wchodziliby szefowie regionów15. Jerzy Koralewski popierał powołanie rady naczelnej16, jako w pełni reprezentatywnej (liczba mandatów w radzie zależna od liczby członków w regionie – zasada proporcjonalności). Karol Modzelewski się sprzeciwiał, gdyż związek to nie Stany Zjednoczone Ameryki i musi się opierać „na doświadczeniu, któreśmy dotychczas zdobyli”. Obawiał się dwuwładzy w związku i osłabienia ścisłego kierownictwa. Opowiedział się za propozycją Kropiwnickiego, tzn. za tym, aby komisja krajowa była reprezentatywna, wybierana w regionach wg zasady proporcjonalności (w zależności od liczby członków), prezydium wybierane z grona komisji, w skład którego powinni też wchodzić przewodniczący największych regionów, ale bez obowiązku stałego rezydowania w Gdańsku. Prezydium musi być wybierane przez komisję krajową, bo inaczej żadnego członka prezydium nie będzie można odwołać17. Poparł go Aleksander Labuda18. Z kolei Seweryn Jaworski był za tym, aby i przewodniczący, i prezydium, i sama komisja krajowa były wybierane przez Zjazd Krajowy, gdyż to zapewni im niezbędną sprawność działania19. Henryk Bąk zwrócił uwagę, że zasada proporcjonalności ma zastosowanie tam, „gdzie są jakieś rywalizujące ze sobą grupy. Natomiast związek nasz na pewno nie zawiera rywalizujących ze sobą grup. I regiony mają przede wszystkim współdziałać harmonijnie i dlatego też przy zasadzie proporcjonalności wydaje mi się, że byłyby nieco pokrzywdzone słabsze regiony”. Proponował aby komisja krajowa w połowie składała się z członków wybieranych przez regiony, a w połowie przez Zjazd Krajowy. Wyborów przewodniczącego powinna dokonywać rada naczelna razem z komisją krajową, bo – jak proroczo zauważył – „my, wybierając przewodniczącego związku (…) jako krajowy zjazd delegatów nie zbieralibyśmy się, gdyby zaszła taka nieszczęsna konieczność odwołania tegoż przewodniczącego”20. Jan Brodzki bronił równouprawnienia regionów21. Włodzimierz Blajerski zalecał radę naczelną jako skuteczną instytucję kształtowania politycznych koncepcji związku, zapewniającą możliwość konsultacji w miejsce istniejącego do tej pory leninowskiego „centralizmu demokratycznego”. Poddał w wątpliwość prawo Karola Modzelewskiego do reprezentowania organizacji zakładowych Dolnego Sląska22. Wątek „instrukcji wyborczych” pojawił się też zaraz w wystąpieniu Władysława Biernata, który oświadczył, że reprezentuje stanowisko swoich wyborców z regionu, którzy opowiadają się za wyborem składu komisji krajowej proporcjonalnie do liczby członków w danym regionie23. Mirosław Krupiński uważał, że organ nazwany radą „nadzorczą” lub KKP „musi być organem związkowym, którego działacze będą działali w imieniu całego związku i których największym błędem, jaki mogliby popełnić, byłoby działanie partykularne(…). A więc powinna być to grupa ludzi, którzy działaliby wyłącznie w imieniu związku i odrzucili wszelkie powiązania z regionami i pilnowanie interesów regionów w tym tworze”. Jednocześnie widział miejsce dla reprezentowania interesów partykularnych, a także zalecał zagwarantowanie możliwości odwoływania działaczy w okresie ich kadencji24. Tadeusz Pławiński opowiadał się za wyborem członków Komisji Krajowej proporcjonalnie do „składu i liczebności” regionów, ale z zagwarantowaniem prawa regionów do korygowania błędów popełnianych przez Komisję Krajową. Sprzeciwiał się wyborowi prezydium na Zjeździe, bo nie można byłoby go odwołać pomiędzy Zjazdami. Proponował nie tworzyć nowych instytucji, lecz usprawnić już istniejące. Uznał, że przewodniczący Związku nie powinien być jednocześnie przewodniczącym regionu, gdyż zaniedbuje sprawy regionu co zarzucił Wałęsie. Odradzał nadawanie przewodniczącemu specjalnych kompetencji. Ujawnił, że około 65% delegatów sprzeciwia się koncepcji Rady Naczelnej, a tylko 25% jest za25. Krzysztof Szeglowski podkreślał wartość dotychczasowego statutu i sprzeciwiał się zarówno centralizmowi, jak i sztucznej komasacji regionów. Oskarżał prezydium komisji statutowej o działania samowolne w stosunku do całej komisji statutowej26. Stanisław Alot w imieniu delegatów regionu rzeszowskiego opowiadał się za Komisją Krajową wybieraną na zasadzie proporcjonalności, ze stałą obecnością w Gdańsku. Opowiadał się za łączeniem mniejszych regionów w większe, aby wzmocnić ich pozycję wobec przeciwnika. Przedstawił też argumenty za wojewódzką reformą terytorialną państwa27, zrealizowaną później za rządów AWS. Jakub Forystek wzywał, aby utrzymać istniejący statut i zachować różnorodność ordynacji wyborczej w regionach, gdyż jest ona wyrazem „twórczej demokracji”28. Andrzej Słowik opowiadał się za wyborem przewodniczącego przez Zjazd Krajowy. Reprezentantów regionów do Komisji Krajowej miały wybierać regiony. Oskarżył członka prezydium komisji statutowej Marka Janasa o zmanipulowanie tekstu propozycji zgłoszonych przez region łódzki. Janas bronił się argumentami logicznymi, wyjaśniał, że działalność prezydium to „rozpaczliwa próba skodyfikowania dyskusji nad trzystoma, często wykluczającymi się, często nawzajem się przeplatającymi propozycjami”29. Jerzy Pilecki zgłosił wniosek o rozpoczęcie dyskusji nad kolejnymi problemami, uporządkowanymi według listy pytań, przygotowanej przez komisję statutową. Dyskusja – zdaniem Pileckiego – każdorazowo powinna kończyć się głosowaniem. Wniosek przegłosowano30, odstępując tym samym od toczącej się spontanicznie wolnej debaty, ale dopiero po przerwie, aby uszanować delegatów, którzy na nowy tryb obradowania nie byli przygotowani. Ciągle jeszcze w trybie wolnej debaty Bolesław Kozłowski zaproponował powołanie instytucji zjazdów krajowych zwoływanych w trakcie trwania kadencji o charakterze sprawozdawczo-programowym. Poparł koncepcję komisji krajowej w połowie wybieranej przez Zjazd, a w połowie przez regiony31. Krzysztof Rytwiński postulował rozszerzenie kompetencji komisji rewizyjnej; przewodniczącego Związku miał wybierać Zjazd, a prezydium – komisja krajowa, w której skład muszą wchodzić także małe regiony32. Jerzy Teluk wręcz skrytykował tworzenie wielkich „molochów regionalnych”, bo są „zaprzeczeniem samorządności i decentralizacji”33. Po oddaleniu wniosku Romana Kloca o przystąpienie do natychmiastowych głosowań wstępnych, kontynuowano debatę. Stanisław Krukowski poparł projekt rady naczelnej. Wałęsa wzywał do tego, aby w prezydium komisji krajowej byli przewodniczący dużych regionów, których porównał do generałów dywizji, oraz grupa mianowańców przewodniczącego Związku. Komisja Krajowa powinna była mieć skład proporcjonalny do liczebności regionów i liczyć około 100 osób34. Lech Sobieszek zaproponował wykreślenie ze statutu zapisu o kierowniczej roli partii komunistycznej w państwie35; poparł go Jan Rulewski36. Daniel Filar występował przeciw centralizowaniu władzy Związku, gdyż to nie sprzyja aktywności szeregowych członków. Jedność Solidarności – dowodził cytując księdza Tischnera – jest solidarnością sumień, a nie ślepym wykonywaniem odgórnych nakazów37. Ekspert komisji statutowej Wiesław Chrzanowski zrelacjonował jak z Janem Olszewskim i Władysławem Siłą-Nowickim w sierpniu 1980 opracowali w Warszawie statut związku, oparty na ówczesnych doświadczeniach, czyli strajkach terytorialnych, a nie branżowych. Ze względu jednak na wyłonienie „szerokiej reprezentacji rzesz członkowskich”, pojawiła się potrzeba zmian w statucie. Sugerował jednak, aby zmiany nie były zbyt szczegółowe, gdyż mogłoby to wywołać niepotrzebne spory formalne, a poza tym „wiemy, że w naszym kraju są bardzo drobiazgowe przepisy w każdej dziedzinie, a równocześnie te przepisy są powszechnie nierespektowane i łamane”. Statut powinien uwzględniać różny charakter regionów38. Po dyskusji nad projektem uchwały o samorządzie pracowniczym debatę kontynuowano w trybie zupełnie wolnym, nie odnosząc się do pytań zredagowanych przez komisję statutową. Maciej Jankowski postulował, aby odmówić prawa do pełnienia stanowisk etatowych osobom, które dwukrotnie pełniły już kadencję. Zbigniew Iwanów w imieniu delegatów regionu toruńskiego poparł projekt powołania rady naczelnej39. Sprzeciwiał się mu Czesław Jezierski40. Paweł Szałaj w imieniu regionu rzeszowskiego podniósł sprawę opanowania wielu komisji zakładowych przez administrację zakładów, co sprowadzało działalność tych komisji „nieomal do zera”. Postulował nadanie zarządom regionalnym prawa do zawieszania członków komisji lub całej komisji zakładowej w jej czynnościach41. Andrzej Sokołowski postulował ograniczenie sekcji branżowych w prawie do organizowania branżowych strajków42. Kazimierz Ziobro proponował tworzenie szczebli pośrednich między komisją zakładową a zarządem regionu, by w ten sposób chronić równorzędne traktowanie wszystkich członków związku. Bronił też prawa kierowników zakładów do uczestnictwa w komisjach zakładowych Związku43. Zygmunt Waszka postulował, aby wprowadzić zespoły pomocnicze zarządów regionów w postaci delegatur44. Wincenty Kazańczuk popierał instytucję rady naczelnej: „ja uważam, że nie powinniśmy się bać konfliktów między władzą uchwałodawczą a wykonawczą, gdyż właśnie nieujawnienie konfliktów, jak odtąd możemy obserwować, prowadzi do załatwienia ich w sposób kuluarowy, często właśnie poprzez różnego rodzaju układy”45. Andrzej Sobieraj popierał ograniczenie roli sekcji branżowych. Krzysztof Rajpert postulował wydłużenie kadencji władz związku z dwóch do trzech lat i rozszerzenie kompetencji komisji rewizyjnej. Bronisław Lachowicz postulował aby ujednolicić ordynację wyborczą w Związku46. Następnie przystąpiono do głosowań wstępnych nad pytaniami ankietowymi przygotowanymi przez komisję statutową (patrz punkt głosowania wstępne).

9 września podjęto znów przerwaną debatę statutową. Syryjczyk zaproponował, aby regiony się zdyscyplinowały i aby każdy wystawił jednego tylko mówcę „generalnego”. Uprzedził, że zmiany w statucie muszą być podjęte większością 449 głosów, a następnie zatwierdzone przez 19 zarządów regionalnych, grupujących „nie mniej niż połowę członków związku”47. Członek prezydium komisji statutowej Paweł Michalak apelował, by nie wprowadzać w statucie zmian nadmiernie szczegółowych, gdyż rzeczywistość organizacyjna i „życie” narzuca konieczność sformułowań elastycznych. Szczegółowe przepisy mogłyby „spowodować konflikty”. Mimo to poprawek zgłaszanych przez delegatów było bardzo wiele; poddano je więc wypróbowanej procedurze głosowań wstępnych (patrz punkt głosowania wstępne). Na skutek interwencji Andrzeja Rozpłochowskiego przystąpiono do właściwego głosowania48. Głosowanie przerwano jednak przy omawianiu poprawek do rozdziału IV, powracając do formuły głosowań wstępnych49. Był to dość sprytny zabieg, gdyż debata nad rozdziałem IV dotyczyła ustroju władz naczelnych Związku, a zatem była elementem kampanii wyborczej i rozwaga była tutaj wskazana. Dzień zakończono dość sennie po północy50.

10 września był dniem bardzo nerwowym, podobnie jak w czasach staropolskich nerwowym był ostatni dzień sejmowania, na którym zazwyczaj dokonywano tak zwanej konkluzji sejmowej, czyli ostatecznej redakcji i utarcia kompromisu w sprawie ustaw. Termin rozpoczęcia konkluzji został w 1633 roku ustawowo wyznaczony na piąty dzień przed upływem sześciu tygodni od dnia rozpoczęcia sejmu. W praktyce rzadko kiedy udawało się rozpocząć konkluzję w terminie51. Nerwowa atmosfera ostatniego dnia I tury Zjazdu żywo przypomina nerwową atmosferę konkluzji sejmowych, gdzie lada iskierka mogła wzbudzić pożar. Zanim jednak opiszemy bieg wydarzeń, musimy nakreślić wszystkie wzbierające podczas wszystkich dni obrad negatywne emocje, które wybuchły ostatniego dnia ze zdwojoną siłą.

Oskarżenia o manipulacje. Ograniczone zaufanie, zwane też nieufnością wobec władzy, jest zdrową cechą demokracji, wszechobecną na obradach sejmów przed 1652 rokiem. Chyba jako pierwszy oskarżenia pod adresem prowadzącego obrady Jerzego Buzka zgłosił 5 września Tadeusz Jedynak: „od początku głos podnosiłem i kolega mi nie udzielił głosu (…). To będziemy tak w połowie przerywać (…). Będziemy tu manipulować, no panowie”52. Roman Paterek oskarżył Buzka o blokowanie odczytania oświadczenia regionu bydgoskiego w sprawie umorzenia sprawy prowokacji bydgoskiej53. 6 września po sali obrad krążyły anonimy oskarżające o manipulację, co przymusiło prowadzącego Tadeusza Syryjczyka do zachowania maksymalnie demokratycznej procedury zgłaszania kandydatów do komisji programowej54. Antoni Fijałkowski ujawnił, że przy użyciu anonimów próbowano skłócić robotników z inteligentami. Ocena wzrokowa wyników głosowania miała zostać rzekomo „narzucona” i – jak utrzymywał anonim – jest to sposób liczenia „pi razy oko”55. Ale i te zabiegi prezydium nie uciszyły oskarżeń o manipulacje, gdyż Tadeusz Syryjczyk pomylił się, przyznając reprezentantom całych regionów jedynie 5-minutowy czas wypowiedzi, podczas gdy regulamin dawał im czas nieograniczony56. Gdy w trybie ekspresowym uchwalono dwie uchwały bez dyskusji, Aleksander Karczewski wyraził życzenie odbycia takiej dyskusji, „bo tutaj, jedno za drugim, zaczynają się pojawiać dokumenty, które, powiedzmy, nie wszyscy może przemyśleli nawet, po prostu mechanicznie zaczynamy głosować. Dwa – no każdy projekt uchwały musi być przedyskutowany. Ja muszę mieć możliwość wpływania na kształt”. Prowadzący Syryjczyk zadecydował więc, że komisja wnioskowa powinna poddawać pod dyskusję wnioski tego wymagające57.

Po wpadce Syryjczyka z dwukrotnym głosowaniem wniosku o zarządzenie mszy polowej w Hali Olivia (patrz rytuały patriotyczne a sprawy wyznaniowe) zgłoszony został 6 września wniosek o zakazanie mu dalszego prowadzenia obrad. Jak się zdaje nie oznaczało to jeszcze odwołania go ze stanowiska przewodniczącego Zjazdu. Delegaci odrzucili jednak ten wniosek58. Jeśli była to próba obalenia prowadzącego obrady przy użyciu motywów wyznaniowych, to była to próba wyjątkowo nieudolna.

7 września Krzysztof Szeglowski – członek komisji statutowej – oskarżył prezydium tej komisji o samowolne działania i nieinformowanie pozostałych członków komisji statutowej o pewnych zmianach. „Nie wiem, czy to błąd w przepisywaniu, czy błąd w rozumowaniu, czy jakaś koncepcja” – narzekał Szeglowski59. Andrzej Słowik oskarżył członka prezydium komisji statutowej Marka Janasa o zmanipulowanie tekstu propozycji zgłoszonych przez region łódzki. Janas bronił się argumentami logicznymi, wyjaśniał, że działalność prezydium to „rozpaczliwa próba skodyfikowania dyskusji nad trzystoma, często wykluczającymi się, często nawzajem się przeplatającymi propozycjami”60. Ryszard Kościesza-Kuszłeyko zgłaszał fakt utknięcia jego wniosku formalnego w sekretariacie Zjazdu61. Czesław Jezierski skarżył się, że prezydium poddaje pod głosowanie projekty uchwał (telegram do górników w kopalni Pluto w Czechosłowacji) bez pytania delegatów czy są jakiekolwiek zastrzeżenia odnośnie treści. Poparł go Marek Wach, który wręcz stwierdził, że był autorem projektu telegramu w imieniu regionu śląsko-dąbrowskiego, lecz odczytany tekst został „zupełnie zmieniony”. Wobec tego głosowanie nad tekstem zostało uznane przez prowadzącego Lesława Buczkowskiego jako „zaznajomienie nas z tekstem”62. Nikt nie zaprotestował. Kolejne oskarżenie o manipulację zgłosił pod adresem wiceprzewodniczącego komisji statutowej Tadeusza Romanowskiego jej członek Stanisław Stachowicz63. Również oskarżenia o manipulację padły pod adresem prowadzącego Stanisława Kocjana, który opierając się na błędnej ocenie wzrokowej wyników głosowania dopuścił Jana Olszewskiego do głosu64. Widząc, że Stanisław Kocjan jest zagadany rozmową, Roman Cichulski zgłosił wniosek o zmianę prowadzącego obrady, ale delegaci odrzucili ten wniosek65.

8 września nastąpiła pierwsza faza buntu znacznej grupy delegatów przeciwko prezydium. Już na wstępie Tadeusz Syryjczyk odczytał komunikat Frasyniuka, w którym przewodniczący zarządu dolnośląskiego wytknął prowadzącym zjazd „błędy” w prowadzeniu obrad, złożył ostry protest, zażądał zwołania kierowników wszystkich ekip oraz wszystkich przewodniczących zarządów regionalnych w celu „ustawienia pracy prowadzących”. Narada ta miała się odbyć podczas przerwy obiadowej66 (druga narada odbyła się w wyniku kryzysu parlamentarnego, o czym niżej). Drugie oświadczenie złożyły razem trzy delegacje regionalne (Dolny Śląsk, Śląsk Opolski oraz Łódź). Zdaniem autorów najważniejszą sprawą jest groźba głodu, problem przetrzymania zimy, podwyżki cen, ataki i prowokacje w stosunku do Związku, dostęp do massmediów i inicjatyw ustawodawczych, sprawa więźniów politycznych oraz samorządów pracowniczych. Oskarżyli prezydium, że „uniemożliwiło nam przedstawienie tej sprawy w postaci wniosku formalnego”, a w efekcie „nie będziemy mieli z czym wracać do naszych wyborców”67. Sprawę rozwiązano, reformując ruchomy porządek obrad68. Ryszard Helak ujawnił, że wśród delegatów krąży ulotka pod tytułem Proklamacja, informująca o założeniu nowej partii politycznej w zarządzie bydgoskim i jednocześnie zdementował tę informację jako „płód niedowarzonych umysłów” lub wyjątkowo niezręczną prowokację69.

9 września Andrzej Rozpłochowski oskarżył prezydium o manipulację, poprzez poddawanie pod głosowanie poprawek do statutu zgłoszonych nie przez komisję statutową, ale przez delegatów z sali. Coraz bardziej wzburzony oskarżeniami Tadeusz Syryjczyk oświadczył: „a więc, przepraszam, mogę skończyć! Stwierdzam, że w tej chwili nie przegłosowaliśmy jeszcze ani jednej poprawki do statutu. Obecne głosowania dotyczą tego, żeby dopisać do istniejących wariantów warianty, które koledzy z sali chcą podać”. Ktoś z niepokojem zwrócił uwagę, że w sektorach osoby liczące podają większą liczbę głosów do zapisu, niż by to wynikało z faktycznej frekwencji70, wkrótce jednak wyjaśniło się, że sektor pierwszy liczył nie tylko swoje głosy, ale także komisji mandatowej i komisji statutowej71. Po przerwie zgłoszono wniosek o zmianę prowadzącego obrady, ale większość utrzymała Syryjczyka72. Widząc coraz większą irytację delegatów i pojawiające się serie nowych poprawek do statutu, Syryjczyk przeprowadził uchwałę o natychmiastowym przejściu do głosowania.

Kryzys parlamentarny. 10 września był ostatnim dniem obrad. Poprzedniego dnia delegaci wykończeni obradami udali się na spoczynek po północy. Z pewnością wielu z nich tej nocy wcale nie spało. Rano okazało się, że atmosfera na sali jest wyjątkowo nerwowa. Oliwy do ognia dolało niezręczne wystąpienie Janusza Onyszkiewicza, który relacjonował panikanckie reakcje massmediów zachodnich na Posłanie do narodów Europy Wschodniej. Ponieważ kilka dni wcześniej agencja Tass podała, że Zjazd Solidarności jest Zjazdem etatowych pracowników Związku, poprosił, aby etatowi pracownicy podnieśli ręce do góry. Ten nieprzemyślany krok wywołał wzburzenie. Marek Wach oświadczył: chciałem zaprotestować, żeby agencja TASS rozbijała nam zebranie. Mieliśmy mówić tylko i głosowanie mieć na temat statutu, a nie że będziemy coś odpowiadać TASS-owi”.

Następnie zaczęły się kontrowersje w sprawie poprawek do statutu w zakresie władz naczelnych (rozdział IV). Jak pamiętamy warianty były dwa, przy czym pierwszy uzyskał więcej głosów, nie zdobył wprawdzie większości kwalifikowanej, ale i tak został przyjęty do głosowania. Tymczasem Komisja Statutowa wnioskowała o powtórne głosowanie obu wariantów, gdyż poprzedniego dnia delegaci nie zostali poinformowani o pewnych przepisach przejściowych73 (a to mogło wpłynąć na wynik głosowania). Syryjczyk poddał to pod głosowanie, ale salę ogarnęło zamieszanie. Wobec tego Syryjczyk oświadczył, że poprzedniego dnia wariant pierwszy „został przyjęty”, ale Komisja Statutowa chce wrócić do sprawy. Oburzony tym komentarzem Jan Koziatek zwrócił się z prośbą, aby „przewodniczący z prezydium nie komentował sprawy komisji statutowej”. Nie zważając na to Syryjczyk kontynuował głosowanie. Ze wstępnych jeszcze nie podsumowanych wyników wynikało, że większość delegatów nie chce wracać do sprawy. Nim jednak ogłoszono wyniki Koziatek zarzucił Syryjczykowi, że podaje nieprawdziwe informacje i zwrócił się o to, by w sprawach statutu komisja statutowa prowadziła zebranie, a nie przewodniczący. Gdy Syryjczyk próbował odebrać głos Stanisławowi Krukowskiemu z komisji statutowej, Krukowski złożył stanowczy protest przeciw takiemu prowadzeniu zebrania. Pewny poparcia delegatów Syryjczyk poddał pod głosowanie kto jest za tym, żeby zebranie w sprawach statutu prowadził przedstawiciel komisji statutowej. Nieoczekiwanie jednak większość delegatów opowiedziała się za tym, aby zebranie – w sprawach statutowych – prowadziła komisja statutowa (a może członek komisji skrutacyjnej źle dokonał oceny wzrokowej?). Obrażony Syryjczyk w ogóle zrezygnował z prowadzenia obrad; chwilowo zastąpił go Stanisław Krukowski. Antoni Fijałkowski zaapelował o ostudzenie emocji. Stanisław Dorociak wyraził przerażenie nieustającym głosowaniem nad ciągle tymi samymi alternatywami. Jako członek komisji statutowej zaprotestował przeciw działalności prezydium komisji statutowej. Delegaci jeden po drugim protestowali przeciw prowadzeniu obrad przez komisję statutową i powtórnym głosowaniu wariantów poprawek. Krukowski usprawiedliwiał się, że komisja chciała tylko móc zaprezentować swoje stanowisko i jednocześnie podzielił pogląd, że poddanie pod głosowanie wniosku o prowadzenie „przez nas” zebrania jest niedopuszczalne i powstała przez to sytuacja patowa. Inni delegaci również wyrażali oburzenie. Wałęsa ostro zrugał całe zgromadzenie, zasugerował, że w delegacjach regionalnych działają prowokatorzy i wezwał aby powrócono do porządku.

Na czym polegał problem? Marek Janas przytomnie ostrzegł, że uchwały Zjazdu mogą nie zostać ratyfikowane przez zarządy regionalne; proponował, aby uchwalić poprawki do paragrafu 18 punkt 5 dotyczącego ratyfikacji, co ułatwiłoby przeprowadzenie dalszych poprawek podczas drugiej tury Zjazdu. Intencje wniosku Janasa były jasne: chciał obalić zasadę równouprawnienia regionów, aby ułatwić forsowanie decyzji przez większość. Bugaj zaznaczył, że zamieszanie wywołał Syryjczyk, który błędnie zinterpretował wniosek komisji statutowej jako wniosek o zmianę prowadzącego obrady. Delegaci uchwalili przerwę pięciominutową.

Wobec kryzysu parlamentarnego, doszło do spotkania przewodniczących delegacji regionalnych i przewodniczących zarządów regionów, „za przepierzeniem”74. To pozastatutowe ciało, które można żartobliwie nazwać „komisją za przepierzeniem”, zebrało się po raz drugi jako forum sporu między prawami regionów, a dążeniami większości. Po przerwie Jerzy Buzek zrelacjonował wyjaśnienie komisji statutowej, że w swoim wniosku o prowadzenie zebrania myślała tylko i wyłącznie o prowadzeniu merytorycznym, w sprawach dotyczących statutu. Przedstawiciel Komisji Stanisław Krukowski po raz kolejny w imieniu prezydium wniósł o dopuszczenie dyskusji (przed poddaniem pod głosowanie) propozycji dotyczących:

  • wprowadzenia stanowiska wiceprzewodniczących komisji krajowej;

  • zakazu łączenia stanowiska przewodniczącego regionu z członkostwem w prezydium komisji krajowej;

Ponadto komisja przedstawia dwa warianty powoływania komisji krajowej – te, które otrzymały największą liczbę głosów. Jak stwierdził Krukowski, „Dopuszczenie obydwu wariantów jest uzasadnione tym, że Komisja Statutowa nie przedstawiła delegatom na zjazd propozycji wprowadzenia przepisu przejściowego o sposobie dokonywania wyboru Komisji Krajowej pierwszej kadencji. Tę propozycję obecnie przedstawiamy”. Tym razem większość delegatów opowiedziała się za dopuszczeniem obu wariantów do głosowania75. Rytuał wolnej debaty został obroniony.

Opisany kryzys parlamentarny jest jednym z wielu przykładów funkcjonowania zjawiska, które na wstępie określiłem mianem „metasarmatyzmu”. Delegaci na zjazd poruszają się w obrębie XX-wiecznych procedur nie przystających do ich potrzeb i ich rozumienia wolności. Nie uznają reguły prostego głosowania większością; aby prawo było uznane przez wszystkich, muszą być dopełnione konieczne rytuały, traktowane z pełną powagą. Siła i determinacja delegatów jest jednak tak wielka, że ciasne ramy legalizmu zostają rozsadzone i na ich gruzach wyrasta prawo zwyczajowe, silnie korespondujące z prawem zwyczajowym staropolskiej izby poselskiej76.

Konkluzja zjazdowa. Kryzys parlamentarny faktycznie zapoczątkował rytuał konkluzji zjazdowej, żywo przypominającej staropolskie konkluzje sejmowe. Dzięki ustępstwom większości, kryzys został zażegnany i delegaci w zasadzie zgodnie przystąpili do „ucierania” ostatecznych wersji uchwał. Dłuższa batalia toczyła się jednak nad sprawą zakazu łączenia stanowiska członka prezydium komisji krajowej z funkcją przewodniczącego zarządu regionu. Bugaj obawiał się, że wiceprzewodniczący Związku będą konkurować z przewodniczącym Związku. Szymanderski wzywał do tego, by zaufać komisji krajowej i „by Komisja Krajowa wyłoniła z siebie Prezydium bez żadnych ograniczeń”. Jerzy Modrzejewski obawiał się kumulacji władzy. Lech Kaczyński uważał, że jeśli w prezydium będą przewodniczący zarządów regionów, to organ ten zdominuje komisję krajową i sprowadzi jej rolę do zera. „Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie” – podsumował przyszły Prezydent – „czy Prezydium będzie podlegało Komisji Krajowej, czy Komisja Krajowa będzie podlegała Prezydium?”. Jan Moska uważał, że przewodniczący Związku powinien być przewodniczącym jakiegoś regionu, bo inaczej to będzie „malowany król”. Zauważył też wprost: „Siedzimy tu już długo, długi czas i ciągle wałkujemy tę samą sprawę. Powiedzmy sobie na sali personalnie, ja jestem robotnikiem… I ciągle się mówi: wygra Lech, czy wygra Gwiazda?”77. Chwilę potem wystąpił też Wałęsa, który najpierw przeprosił za swe poprzednie wystąpienie, w którym wzywał „żebyśmy nie byli pajacami”. Bronił swojej koncepcji prezydium złożonego w połowie z ludzi przewodniczącego Związku i przewodniczących zarządów regionalnych. Zapowiedział swoją dyktaturę. Przyznał, że zrobił się opryskliwy i chamowaty. Stanisław Szymkowiak stwierdził, że ma zaufanie do Lecha Wałęsy, ale zaufanie musi mieć pewne granice i być podbudowane kontrolą. Patrycjusz Kosmowski radził, aby na wzór krajów demokratycznych, a zwłaszcza Francji i Stanów Zjednoczonych, wybrać silną, operatywną władzę. Poparł Wałęsę. Ale jednocześnie w jego wystąpieniu pojawił się ciekawy wątek. „My jesteśmy tym największym parlamentem demokratycznym” – stwierdził Kosmowski – „Polska w przeszłych wiekach miała te tradycje demokratyczne i wybierała sobie te silne, operatywne władze”78. Rulewski oświadczył, że uznaje dyktaturę Wałęsy i polemizował z Bugajem. Wałęsę poparł też Zbigniew Zdanowicz, bo jego przeciwnicy to „tendencja ideowa, dążąca do ultrademokracji, dłubiąca i poprawiająca w nieskończoność statut”. Dodał, że „na dziś się w demokracji nie możemy za bardzo bawić, bo nie wiadomo, czy do jutra dożyjemy”. Stanisław Fudakowski poparł Wałęsę; podobnie wypowiadał się Stanisław Huskowski, Lesław Buczkowski natomiast wypowiadał się przeciwko poprawce o zakazie łączenia funkcji. Kazimierz Parowicz złożył wniosek: „ze względu na naciski psychologiczne, wywierane na delegatów, wnioskuję o przeprowadzenie tajnego głosowania w sprawie wyboru przez zjazd krajowy lub komisję krajową dwóch wiceprzewodniczących”. Wnioskowi sprzeciwił się Bronisław Geremek79. Większość delegatów sprzeciwiła się tajnemu głosowaniu. Następnie przytłaczającą większością głosów (729) zdecydowano, że przewodniczącego komisji krajowej wybierają delegaci na Zjazd Krajowy. Odrzucono wniosek o tym, aby Zjazd Krajowy wybrał dwóch wiceprzewodniczących; za tym wnioskiem opowiedziało się tylko 213 delegatów80. Podtrzymano jednak prawa regionów do ratyfikacji zmian w statucie; tylko 246 delegatów głosowało za wnioskiem81, o którym zresztą wcześniej wspominał Marek Janas. Gdy doszło jednak do głosowania nad niełączeniem funkcji przewodniczącego zarządu regionalnego z funkcją członka prezydium komisji krajowej, doszło znów do kontrowersji terminologicznych i ogłoszono dziesięciominutową przerwę. Po przerwie nieco zamieszania wprowadziło wystąpienie Michała Kurowskiego, ale większość zdecydowanie parła do rozstrzygnięcia w głosowaniu: tylko 343 delegatów opowiedziało się za niełączeniem funkcji. Wreszcie rozstrzygnięto sprawę powoływania komisji krajowej. Zdecydowaną większość (606)82 uzyskał wariant pierwszy w ramach którego w skład komisji wchodził przewodniczący, przewodniczący zarządów regionalnych oraz osoby wybrane przez zjazd, przy czym każdy region miał mieć z góry ustaloną liczbę miejsc w komisji zależną od liczby członków w regionie. Wyboru tych członków dokonywać miał nie cały zjazd, ale poszczególne delegacje regionalne na zjeździe (listy cząstkowe).

Delegaci mieli świadomość, że możliwości finansowania posiłków i noclegów są wyczerpane83. Gdy jeden z delegatów wnioskował, aby powtórzyć głosowanie nad jedną z poprawek, zdecydowanie ten wniosek odrzucono84. Dążono do jak najszybszego zakończenia, a w efekcie przepuszczono poprawkę, która zakazywała regionom strajków bez zgody komisji krajowej, a jednocześnie nie dano komisji krajowej prawa do ogłaszania strajków ogólnopolskich, co przytomnie wychwycił Karol Modzelewski i błąd natychmiast naprawiono85. Po serii głosowań padł wniosek, aby w związku z „trudnościami z wyżywieniem i zakwaterowaniem” zakończyć pierwszą turę po zakończeniu głosowań nad poprawkami do statutu i projektami uchwał oczekujących na głosowanie. Wniosek przyjęto86. Następnie uchwalono, aby nie robić do końca żadnych przerw, odrzucono wniosek o wznowienie dyskusji w sprawie poprawek do jednego z paragrafów. Delegaci byli do tego stopnia zdeterminowani, że odrzucono nawet wniosek o dopuszczenie do głosu Lecha Dymarskiego87.

A jednak duch sarmacki nie wygasał. Zgodnie ze staropolską tradycją sprzed 1652 roku veto grupy posłów (zwłaszcza z „górnego”, prestiżowego sejmiku) zgłoszone na konkluzji sejmowej miało moc szczególną i mogło w ostatniej chwili obalić już zawarty kompromis w kwestii przynajmniej jednej ustawy88. Okazało się, że jeden z delegatów złożył protest w sprawie podważenia autentyczności podpisów na liście osób popierających tajne głosowania, złożonej w dniu poprzednim. Prowadzący Antoni Fijałkowski wyjaśniał, że prezydium Zjazdu oceniło, iż podpisy są niezgodne z wzorami podpisów istniejących na liście obecności. Ale z oświadczenia oburzonego delegata wynikało, że prezydium chce „za wszelką cenę nie dopuścić do głosowania tajnego, bo [sic!] mógłby on być niepomyślny dla osób piastujących po kilka funkcji przewodniczących”. Zdecydowana większość delegatów zorientowała się jednak, że jest to manipulacja i postanowiła przejść nad sprawą do porządku dziennego89.

Uchwalono następnie kilka uchwał i znów odezwał się duch sarmacki na konkluzji. Wiktor Nagórski wnosił o odczytanie listy dyskutantów, którym uniemożliwiono wystąpienie przez zamknięcie dyskusji. Większość delegatów opowiedziała się przeciw90, ale kolejna sprawa pokazała, że są ciągle sprawy ważne dla wszystkich. Franciszek Kuźma zgłosił nieprzemyślany wniosek, aby w paragrafie 36 umieścić zapis „prasa związkowa jest niezależna” i większość delegatów zgodziła się, by raz jeszcze przedyskutować sprawę, co wywołało sporo zamieszania91, gdyż sformułowanie to istniało już w przegłosowanej uprzednio wersji. Zamieszanie to stało się powodem dwóch kolejnych wniosków: jednego o wybór nowego prezydium na drugiej turze zjazdu i drugiego o wybór nowej komisji wniosków i uchwał. Wreszcie na koniec okazało się, że Zjazd „zapomniał” uchwalić ordynację wyborczą do władz krajowych; zlecono to zadanie komisji statutowej92.

Ponowne „veto na konkluzji” złożył Lech Sobieszek, który domagał się aby mu udzielono głosu; większość delegatów odrzuciła ten wniosek. Po chwili jednak padły dwa wnioski o zmianę prowadzącego Syryjczyka z powodu „braku kompetencji” oraz „zamieszania”. Wobec tego zdruzgotany Syryjczyk oddał prowadzenie Kocjanowi, który poprosił komisję uchwał i wniosków o odczytanie deklaracji o podstawowych celach związku (zgłoszonej przez region Dolny Śląsk i znacznie przeredagowanej). Odrzucono tu zgłoszoną poprawkę, zawierającą wyrazy uległości pod adresem „układu sojuszy” i „polityki zagranicznej”93. Następnie przegłosowano wniosek Grzegorza Palki o zaniechaniu wniosków formalnych94. Protest przeciwko nie dopuszczeniu do głosu złożył Lech Sobieszek95. Deklarację wreszcie uchwalono, choć tekst jej został znacznie zmieniony96, a następnie veto do niej zgłosił Piotr Stomma, bo jest ona „przyciężką deklaracją, niedowarzoną deklaracją o charakterze politycznym, w której znajdują się stwierdzenia absurdalne”97. Delegaci Dolnego Śląska postulowali, aby przeczytać wszystkie trzy projekty uchwały raz jeszcze98. Delegaci przyjęli ten wniosek. Po odczytaniu trzech projektów w wyniku głosowania wygrał projekt Dolnego Śląska w wersji pierwotnej99. Jak widać nic nie było niezmienne i do ostatniej chwili wszystko mogło się zmienić, podobnie jak w dawnej Polsce100. Pierwszą turę Zjazdu zakończyło wystąpienie Wałęsy oraz odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego i Boże coś Polskę101.

Kwestie wyznaniowe. Na sejmach staropolskich istotnym elementem rozbijającym osiągnięty konsensus bywały spory wyznaniowe. Toteż warto wspomnieć o osobliwym wniosku, złożonym przez Kazimierza Świtonia, aby każdy dzień obrad rozpoczynać mszą świętą polową w Hali Olivii. Nie przeszkadzałoby to obradom, gdyż msza odbywała się na godzinę przed ich rozpoczęciem. Głosy w tej sprawie rozłożyły się niemal po równo i musiano zarządzić liczenie: 206 głosów poparło wniosek Świtonia, a 222 było przeciw102. Ale wkrótce ktoś zwrócił uwagę, że to głosowanie nie miało specjalnego sensu, gdyż msza nie stanowiła żadnej przeszkody dla prowadzenia obrad. „Jak może ktoś decydować, nakazywać mi, żebym ja poszedł do kościoła lub nie” – perorował delegat – „Jak ktoś, kto nie przychodzi na msze, ma decydować, czy ta msza ma tu być czy nie?!”. Prowadzący Syryjczyk przyznał, że istotnie niezręcznością było głosowanie sprawy nienależącej do jurysdykcji związku („niestatutowej”). W kolejnym głosowaniu obalono więc wynik poprzedniego głosowania103, pozostawiając sprawę urządzenia mszy jako zadanie o charakterze organizacyjnym. Syryjczyk wybrnął z tej sprawy, ale niezręcznie, bo popadł w kolizję z powszechnie akceptowanym przez delegatów Prawem Naturalnym, dwukrotnie poddając je pod głosowanie!

1 I KZD 1, s. 447.

2 I KZD 1, s. 218.

3 I KZD 1, s. 218.

4 I KZD 1, s. 215.

5 Posłowie staropolscy debatowali z reguły plenarnie; wynikało to z zasady jawności. W obawie przed wyprowadzaniem ich w pole posłowie często domagali się debaty in gremio. Por. Malec Sejm s. 193, 205. Warto przypomnieć, że zbrodni pierwszego rozbioru dokonała wybrana przez izbę poselską komisja, wyposażona w zupełne pełnomocnictwa Sejmu.

6 I KZD 1, s. 275.

7 I KZD 1, s. 276.

8 I KZD 1, s. 308.

9 I KZD 1, s. 314.

10 I KZD 1, s. 316.

11 I KZD 1, s. 317.

12 I KZD 1, s. 320.

13 I KZD 1, s. 321.

14 I KZD 1, s. 322.

15 I KZD 1, s. 323.

16 I KZD 1, s. 325.

17 I KZD 1, s. 327.

18 I KZD 1, s. 328.

19 I KZD 1, s. 332.

20 I KZD 1, s. 333-334.

21 I KZD 1, s. 335.

22 I KZD 1, s. 338-339.

23 I KZD 1, s. 340.

24 I KZD 1, s. 341-342.

25 I KZD 1, s. 342-343.

26 I KZD 1, s. 344-345.

27 I KZD 1, s. 346.

28 I KZD 1, s. 347.

29 I KZD 1, s. 348.

30 I KZD 1, s. 349-350.

31 I KZD 1, s. 350-351.

32 I KZD 1, s. 352.

33 I KZD 1, s. 353.

34 I KZD 1, s. 357.

35 I KZD 1, s. 358.

36 I KZD 1, s. 361.

37 I KZD 1, s. 360.

38 I KZD 1, s. 361-363.

39 I KZD 1, s. 385.

40 I KZD 1, s. 389.

41 I KZD 1, s. 390.

42 I KZD 1, s. 392.

43 I KZD 1, s. 393.

44 I KZD 1, s. 394.

45 I KZD 1, s. 396.

46 I KZD 1, s. 398.

47 I KZD 1, s. 596.

48 I KZD 1, s. 639-645.

49 I KZD 1, s. 667, por. Wyjaśnienie Jerzego Buzka na s. 686.

50 I KZD 1, s. 753.

51 Jan Dzięgielewski, Sejmy elekcyjne, elektorzy, elekcje 1573-1674, wyd. Wyższa Szkoła Humanistyczna im. A. Gieysztora, Pułtusk 2003, s. 186; Malec Sejm, s. 207-211; Opaliński Sejm s. 174-179. Na sejmach nadzwyczajnych zasada przychodzenia 5 dni przed końcem obrad na konkluzję nie była stosowana, por. Paradowski W obliczu s. 160.

52 I KZD 1, s. 142-143.

53 I KZD 1, s. 189.

54 I KZD 1, s. 258.

55 I KZD 1, s. 260.

56 I KZD 1, s. 267-269.

57 I KZD 1, s. 294.

58 I KZD 1, s. 297-298.

59 I KZD 1, s. 344.

60 I KZD 1, s. 348.

61 I KZD 1, s. 366.

62 I KZD 1, s. 368-370.

63 I KZD 1, s. 418.

64 I KZD 1, s. 439.

65 I KZD 1, s. 442.

66 I KZD 1, s. 461.

67 I KZD 1, s. 461.

68 I KZD 1, s. 518.

69 I KZD 1, s. 572.

70 I KZD 1, s. 639.

71 I KZD 1, s. 651.

72 I KZD 1, s. 643.

73 I KZD 1, s. 766.

74 I KZD 1, s. 773.

75 I KZD 1, s. 774-775.

76 Opaliński Sejm s. 164-165.

77 I KZD 1, s. 779.

78 I KZD 1, s. 783.

79 I KZD 1, s. 790.

80 I KZD 1, s. 794.

81 I KZD 1, s. 797.

82 I KZD 1, s. 807.

83 I KZD 1, s. 817.

84 I KZD 1, s. 834.

85 I KZD 1, s. 835-837.

86 I KZD 1, s. 839.

87 I KZD 1, s. 841.

88 Por. Opaliński Sejm s. 165-166.

89 I KZD 1, s. 843.

90 I KZD 1, s. 849.

91 I KZD 1, s. 850-856.

92 I KZD 1, s. 860-861.

93 I KZD 1, s. 867.

94 I KZD 1, s. 868.

95 I KZD 1, s. 876.

96 I KZD 1, s. 870.

97 I KZD 1, s. 877.

98 I KZD 1, s. 881.

99 I KZD 1, s. 888.

100 Opaliński Sejm s. 153.

101 I KZD 1, s. 890.

102 I KZD 1, s. 292.

103 I KZD 1, s. 296-297.

Część Czwarta – program polityczny

W części czwartej omawiam dorobek uchwałodawczy I KZD, szczególnie uwzględniając tylko niektóre uchwały, zwłaszcza Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej.

Pierwszy Krajowy Zjazd Delegatów jako Sejm Niepodległej Rzeczypospolitej nie posiadał pełnej suwerenności na terytorium państwa, dlatego jego uchwały mogły w pełni obowiązywać tylko członków Solidarności. A jednak przestrzegałbym przed niedocenianiem wagi uchwał podjętych na Zjeździe. Znajdował się on bowiem pod baczną obserwacją zarówno przeciwnika, jak i mniej lub bardziej życzliwych lub nieżyczliwych oczu i uszu ze świata zachodniego. Każda powzięta uchwała musiała wywołać jakąś reakcję, gdyż samo istnienie Solidarności podważało jałtański podział świata na sfery wpływów, zaburzało ład międzynarodowy, drastycznie obniżało autorytet Związku Sowieckiego. Deklaracje zjazdowe miały więc dużą siłę; w dużej mierze tworzyły lub zapowiadały rzeczywistość.

Przez cały czas trwania zjazdu mniej lub bardziej widoczna była debata programowa, która w rozumieniu delegatów miała mieć charakter absolutnie wolny. Gdy Stanisław Huskowski 5 września proponował aby drugi dzień Zjazdu rozpocząć od wyboru komisji programowej, zaprotestował przeciw temu Stanisław Krukowski, stwierdzając, że „wstępna dyskusja programowa pozwoli nam ustalić, wyrobić sobie zdanie o najlepszych kandydatach do Komisji Programowej” i wniosek ten nie przeszedł1. Debata programowa zaczęła się nazajutrz. Wyznaczeni reprezentanci regionów początkowo mieli prawo przemawiać pięć minut2, ale po protestach okazało się, że regulamin przewiduje nieograniczony czas wypowiedzi. Prowadzący Syryjczyk przyznał się do błędu i zaproponował 10-minutowy czas wypowiedzi, ale wniosek ten został obalony w głosowaniu, więc czas wypowiedzi był nieskrępowany. Jak wspominałem, stosowano też zwyczaj „kiwania mandatami” przeciwko przemówieniom zbyt rozwlekłym3. Mimo, że poprzedniego dnia większość delegatów opowiadała się przeciwko wyborom komisji programowej, wyborów tych 6 września dokonano, en bloc (zgodnie) akceptując cały skład komisji4. Ponieważ do głosu zgłosiło się 11 regionów i 31 delegatów występujących we własnym imieniu, wnioskowano o złożenie wszystkich wystąpień do protokołu i przejście do następnego punktu porządku obrad, ale nie został on przyjęty: delegaci oczekiwali wolnej debaty5.

W debacie dominowały poglądy demokratyczne, oparte niekiedy nawet o prawo naturalne. Anatol Konsik stwierdził na przykład, że „dopóki Sejm nie uzyska pełni autorytetu, dopóty i prawo nie będzie należycie przestrzegane. Przepisy prawa cieszą się wówczas poszanowaniem, gdy pozostają w zgodzie ze społecznym poczuciem sprawiedliwości oraz z normami moralnymi przyjętymi przez społeczeństwo”. Mówca ten postulował, aby ordynacja wyborcza umożliwiała odwoływanie posłów i radnych, którzy utracili społeczne zaufanie. Wręcz stwierdził, że „dotychczasowy system edukacji narodowej (…) propagował obce polskiej tradycji i psychice narodowej wzorce osobowe”6. W wystąpieniu Jerzego Krukowskiego odnajdujemy wyraźną niechęć do partyjności. Związek nie powinien był wspierać jakichkolwiek projektów społecznych w fazie ich lansowania, lecz dopiero wtedy, gdy uzyskają silne poparcie społeczne. Widzimy tu więc niechęć do mniejszościowej inicjatywy ustawodawczej, dążenie do tego, aby najlepsze projekty wyłaniały się spontanicznie. „Związek nie może (…) dopuścić do tego, by autentyczna wymiana myśli i działania szeregowych członków związku i działaczy mogła zostać wykorzystana do walk frakcyjnych” – stwierdził Krukowski – „Dopuszczenie do dominacji tarć i walk na gruncie orientacji ściśle politycznych jest podstawowym zagrożeniem jedności związku”7.

Mimo, że debatę programową przerwano na rzecz debaty statutowej, sprawy programowe były uparcie przepychane. Po odbyciu części wyczerpującej debaty statutowej 7 września, przedstawiono nagle dwa projekty uchwały w sprawie samorządu pracowniczego (miał on być drogą do przejęcia przez Solidarność kontroli nad gospodarką). Dyskusję nad projektami toczono również po przerwie, ale wobec niedostarczenia delegatom tekstu projektów w formie pisemnej, mimo wniosków o czytanie projektów i natychmiastowe głosowanie, większością głosów postanowiono sprawą zająć się nazajutrz8. Tegoż dnia także powołano osobny zespół programowy „Związek a środki masowej komunikacji”. Otwarto spontaniczną dyskusję w sprawie zespołów problemowych komisji programowej9. Tegoż dnia Jerzy Milewski – sekretarz komisji programowej – przedstawił proponowany tryb pracy komisji programowej. Była ona podzielona na zespoły robocze. Ich prace miały być jednak poprzedzone „pewną ogólną dyskusją programową, bo także wpływają wnioski, że nie można się rozchodzić na zespoły robocze, dopóki najważniejsze sprawy na tej sali nie zostały powiedziane”10 (nieufność wobec ciał przedstawicielskich!). Tegoż dnia Karol Modzelewski i mieczysław Gil upomnieli się o uchwalenie uchwały w sprawie powołania samorządu pracowniczego. Dyskusja nad tekstem dotyczyła przede wszystkim problemu, czy wzywać „sejm” PRL do ogłoszenia referendum w tej sprawie, czy też przeprowadzić to referendum niejako społecznie, siłami Związku. Modzelewski forsował postulat referendum ogłoszonego przez sejm PRL, oczywiście zakładając, że sejm PRL tego referendum nie ogłosi. Ale postulat referendum również może uniemożliwić uchwalenie przez sejm niekorzystnej ustawy o samorządzie pracowniczym. Zjazd Krajowy podjął uchwałę w tej sprawie11. Otwarto dyskusję w sprawie przygotowania wstępnych tez programowych. Buzek proponował, by zobowiązano komisję programową do przedstawienia przed zakończeniem pierwszej tury wstępnej wersji tez programowych, ale delegaci Dolnego Śląska zamiast tego forsowali swój projekt wspomnianej uchwały w sprawie nadrzędnych i doraźnych celów Związku, co wywoływało liczne kontrowersje, gdyż w uchwale tej sformułowano postulaty, których Solidarność nie była w stanie spełnić (m. in. zagwarantowanie ludności dostaw węgla12). Uchwalono uchwałę w sprawie samorządu pracowniczego13.

Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej. Tadeusz Matuszyk przedstawił projekty dwóch „posłań” zjazdu: pierwsze było adresowane do „narodów, parlamentów i rządów świata”, a drugie do „ludzi pracy Europy Wschodniej”. Tekst już w trakcie pierwszego czytania wywołał euforię. Delegatom szczególnie podobało się zaadresowanie posłania nie tylko do państw Układu Warszawskiego, ale również do „narodów Związku Radzieckiego”. Okrzyki poparcia wywołało również stwierdzenie „popieramy tych z was, którzy zdecydowali się wejść na trudną drogę walki o wolny ruch związkowy. Wierzymy, że już niedługo wasi i nasi przedstawiciele będą mogli się spotkać celem wymiany związkowych doświadczeń”. Matuszyk zaproponował, żeby wobec powszechnego aplauzu natychmiast en bloc przyjąć oba posłania. Gdy przestraszony Jerzy Buzek stwierdził, że „trzeba by było jednak może jeszcze raz odczytać i ewentualnie sprostować pewne rzeczy” oraz że „obiad czeka”, rozległy się okrzyki „teraz, teraz”. Buzek stwierdził, że są już chętni do udziału w dyskusji nad posłaniem i wywarł nacisk na Matuszyka, aby ten wycofał wniosek o natychmiastowe głosowanie14. Odczytano i przegłosowano uchwałę w sprawie szkolnictwa wyższego oraz pracowników cywilnych MON i MSW. Następnie Jan Waszkiewicz oświadczył: „Mam zastrzeżenie co do pracy prezydium (…). Nie przyjechaliśmy tu po to, żeby być terroryzowani godzinami posiłków. Rytm pracy zjazdu powinna regulować merytoryczna treść podejmowanych decyzji, a nie to, czy czeka na nas obiad, kolacja, czy śniadanie. Bądźmy poważni”. Andrzej Gwiazda: „Były czytane dwa teksty uchwał. Jeden spotkał się z aplauzem i proponuje, żeby nie przedłużać sprawy i natychmiast go przegłosować, bo tutaj dyskusji nie będzie [oklaski]. Natomiast pierwszy dyskusyjny tekst można odłożyć”. Władysław Szybowicz: „Czy wy, ludzie, nie macie litości nad tymi paniami, które obsługują stołówki? Przecież te kobiety pracują od rana do nocy i wasze takie rzeczy. My jesteśmy związkowcami imamy dbać o dobro związkowców i to też są związkowcy, którzy nas wybierali”. Nieznana delegatka poprosiła, aby ujawnić autorów projektu posłania15, ale Tadeusz Matuszyk stwierdził, że pod projektem podpisało się wiele osób. Inny delegat ni z tego ni z owego proponował, aby w zakładach pracy Trójmiasta urządzić jakieś masówki i poinformować robotników o pracach Zjazdu. Wreszcie jeden z delegatów zirytowany przeciąganiem sprawy głosowania, zażądał przerwania dyskusji na „boczne tematy” i przejścia natychmiast do głosowania tekstu drugiego posłania. Bogdan Ciszak w imieniu regionu wielkopolskiego zażądał natychmiastowego głosowania. Nieznany delegat sugerował, że w projekcie są „pewne słowa, które należałoby nieco zmodyfikować”. Rulewski napiętnował krasomówstwo i grafomanię. W związku z licznymi wnioskami formalnymi o przegłosowanie tekstu posłania, przegłosowano najpierw wolę natychmiastowego głosowania, a następnie zdecydowaną większością głosów uchwalono Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej16.

Posłanie to było bez wątpienia najważniejszym dokumentem programowym „Solidarności”, dlatego konieczny jest komentarz do okoliczności jego uchwalenia. Po pierwsze złożono je niespodziewanie. Być może w związku z oczekiwanym obiadem na sali była niższa frekwencja, a ponadto na pewno w tym dniu listy obecności podpisało 760 delegatów na 896 wybranych17. Jeśli wybór pory przedobiadowej był świadomym zamierzeniem taktycznym, to należy się o nim wyrazić z uznaniem; być może wyeliminowano w ten sposób groźbę jakiejś poważniejszej obstrukcji parlamentarnej. Próby stawienia oporu przez przeciwników uchwały wykazały ich bezsilność. Zastrzeżenia zgłaszane wobec tekstu Posłania wydają się co najmniej dziwne: delegat, który bierze w obronę kucharki, delegatka, która żąda ujawnienia autorów projektu, inny delegat, który obszernie omawia niezwiązany ze sprawą projekt masówek, jeszcze inny, który chce majstrować w tekście – na oko widać, że coś tu nie gra, ale wysuwanie daleko idących wniosków mogłoby być gołosłowne. Jedno jest pewne – Posłanie było otwartym wyzwaniem wobec Moskwy. Co więcej, trzeba zaznaczyć, że mieściło się ono w odwiecznej strategii Pierwszej Rzeczypospolitej w stosunku do Caratu, polegającej na intensywnej propagandzie Złotej Wolności wśród carskich poddanych (szczególnie w czasach Zygmunta III Wazy). Propaganda ta miała na celu przede wszystkim podminować sytuację w państwie moskiewskim i doprowadzić do buntu; z punktu widzenia moskiewskiej stolicy było to swego rodzaju „nie wprost” wypowiedzenie wojny, działanie „nie fair18. Posłanie dotarło do wiadomości tych, którzy pod butem sowieckim z zainteresowaniem obserwowali wydarzenia w Polsce. Można więc powiedzieć, że Posłanie było – obok polityki Reagana i Papieża – jedną z zapowiedzi rozpadu Związku Sowieckiego. Nikt inny oprócz Polaków nie mógł takiego posłania wystosować, gdyż nie mieściło się ono w kanonach zimnowojennej dyplomacji, opartej przede wszystkim na przestrzeganiu stref wpływów. Polacy poszli w poprzek wszelkim zasadom19.

Tegoż dnia uchwalono też List do Polonii całego świata i kilka pomniejszych uchwał. Powrócono też do właściwej debaty programowej; trzy regiony przedstawiły swoje propozycje. Następnie znów uchwalono kilka pomniejszych uchwał, przy czym przekazano do dalszych prac uchwałę o przywróceniu święta 3 maja20. W dalszej części debaty programowej Patrycjusz Kosmowski utożsamił ludzi pracy z całym społeczeństwem. Jacek Kossak wzywał do reformy gospodarczej, Zbigniew Karwowski przekazał od wyborców pragnienie, aby zjazd miał charakter narodowy, a nie tylko związkowy. Wzywał do opracowania programu biologicznej ochrony narodu. Antoni Lenkiewicz wzywał, aby wszelkimi siłami Związek wspierał indywidualną działalność gospodarczą21. Inne wystąpienia omawiały gąszcz spraw z wielu dziedzin życia. Wreszcie powrócono do projektu uchwały dolnośląskiej w sprawie nadrzędnych i doraźnych celów związku. Waldemar Wesołowski uznał, że „Ten program różni się od programu leninowskiego tym, że Lenin zapomniał o węglu, a Region Dolnośląski nie”22. W rezultacie uchwała powędrowała do dalszej redakcji, a komisja wnioskowa zorganizowała grupę redakcyjną. Uchwalono list do Polonii całego świata oraz przyjęto uchwałę o wydawaniu przez Solidarność zeszytów historycznych. Powrócono do debaty programowej i wysłuchano wystąpień. Do ciekawszych należą dwa: Grzegorza Pałki i Eligiusza Naszkowskiego. Pałka chyba jako pierwszy na Zjeździe poprosił delegatów, aby „bardzo szczegółowo przeanalizować nasze szanse w ewentualnym konflikcie, którego potencjalną stroną jest Związek Radziecki”. Proponował, aby pomyśleć o działaniach, które mogłyby zmienić układ sił na korzyść Polski i zwiększyć „nasze szanse”. Ostrzegł delegatów: „możemy nieświadomie zdradzić społeczeństwo poprzez jałowość naszych działań”23. Z kolei Eligiusz Naszkowski wystąpił z niezwykle starannie przygotowanym wystąpieniem podsumowującym dotychczasowe wystąpienia przedstawicieli regionów, które najwyraźniej skrupulatnie notował. Korzystał tu z okazji do konkludowania innych dyskutantów, jako że występował ostatni. Własnych poglądów nie wyraził prawie wcale. W pewnym momencie stwierdził: „Postulujemy dalej, ażeby stworzyć coś na kształt zamkniętego systemu telewizyjnego dla Solidarności. A więc budowa własnego studia, co nie oznacza jeszcze stacji radiowo-telewizyjnych, i tu chciałbym pocieszyć tych panów, którzy są w pracy obecnie, a nie, jak my, na zjeździe”24.

10 września kontynuowano sprawy programowe, ale dopiero po zakończeniu emocjonujących rozstrzygnięć statutowych25. Odczytano projekt uchwały dotyczącej samorządu terytorialnego i znów powrócono do debaty statutowej26. Dolny Śląsk w ostatniej chwili wymusił uchwalenie swojej uchwały którą ironicznie nazywam „uchwałą o dostawach węgla dla ludności”.

1 I KZD 1, s. 156.

2 I KZD 1, s. 260.

3 I KZD 1, s. 267-269, 277 i 281.

4 I KZD 1, s. 273.

5 I KZD 1, s. 276-277.

6 I KZD 1, s. 262-264.

7 I KZD 1, s. 285.

8 I KZD 1, s. 370-379.

9 I KZD 1, s. 410.

10 I KZD 1, s. 422.

11 I KZD 1, s. 481.

12 I KZD 1, s. 503.

13 I KZD 1, s. 498.

14 I KZD 1, s. 507-508.

15 Postulat ten spełniono po obiedzie, por. I KZD 1, s. 573.

16 I KZD 1, s. 513.

17 I KZD 1, s. 517.

18 Podobną do I RP strategię stosują od wielu lat Stany Zjednoczone Ameryki, które „atakują” państwa-tyranie ideologią złotej wolności. Ideologia ta – niegroźna dla rządu USA – jest najczęściej śmiertelnym zagrożeniem dla tyranii i wywołuje jej wściekłość.

19 Kontynuatorem tej polityki był na stanowisku prezydenta Lech Kaczyński, który również wbrew wszelkim regułom stanął na czele antyrosyjskiej koalicji w obronie zaatakowanej przez Rosję Gruzji. Swoją cywilną odwagę przypłacił życiem, ale radziłbym nie tracić otuchy. W starciu z Rosją tylko niekonwencjonalne działanie może przynieść sukces; okres dymitriad z początku XVII wieku jest na to wybitnym dowodem.

20 I KZD 1, s. 533.

21 I KZD 1, s. 545.

22 I KZD 1, s. 567.

23 I KZD 1, s. 588.

24 I KZD 1, s. 590.

25 I KZD 1, s. 813.

26 I KZD 1, s. 818.